Литмир - Электронная Библиотека
A
A

Nie chcąc wchodzić do środka bez pozwolenia zatrzymałam się w progu. Drzwi na tyłach szopy prowadziły do cieplarni. Większość bocznych, przeszklonych ścian pomalowano na biało, lecz gdzieniegdzie pozostawiono czyste miejsca, by do środka wpadało więcej światła. W pomieszczeniu było ciepło, a w powietrzu unosił się zapach wilgotnej ziemi i mchu.

– Dzień dobry. Przepraszam, że przeszkadzam, ale szukam pana Trigga.

Mężczyzna nie podniósł wzroku.

– To ja. Czym mogę pani służyć?

– Jestem Kinsey Millhone.

Odwrócił się i spojrzał na mnie przelotnie, marszcząc krzaczaste, czarnoszare brwi. Domyśliłam się, że musi być po sześćdziesiątce. Miał siwiejące wąsy, czerwony nos i mocno umięśnioną klatkę piersiową, która przechodziła w pokaźnych rozmiarów brzuszek.

– Miałam nadzieję, że odpowie mi pan na kilka pytań związanych z zaginięciem doktora Purcella – przypomniałam.

– Och, bardzo panią przepraszam – rzucił z uśmiechem. – Zapomniałem zupełnie o pani wizycie. Czekałbym przecież w domu.

– Powinnam była zadzwonić i przypomnieć się. Jestem bardzo wdzięczna, że zechciał mi pan poświęcić trochę czasu.

– Mam nadzieję, że choć trochę pani pomogę – powiedział. – Wszyscy mówią do mnie „Trigg”, więc może sobie pani darować tego „pana”. Jakoś to do mnie nie pasuje. – Oparł się o ladę i zamieszał płyn w jednym ze stojących przed nim wiaderek. Sięgnął po miniaturową różę oplecioną pajęczyną. Ujął ją od dołu, odwrócił do góry nogami i zanurzył w wiaderku. – Jestem zaskoczony, że mnie tu znalazłaś. Mieszkam z córką, ale dziś rano wyszła z domu.

– Trochę sobie pospacerowałam. Cieszę się, że nie trzymasz sfory psów obronnych.

– Zamknąłem je na chwilę – odparł bez zastanowienia.

Miałam nadzieję, że jest to tylko przykład jego specyficznego poczucia humoru. Trudno to było ocenić, gdyż ton jego głosu i wyraz twarzy nie uległy zmianie.

– Gdybyś się zastanawiała, czym się zajmuję, wyjaśniam od razu, że jestem ogrodnikiem. Moja córka ma firmę, która opiekuje się roślinami mieszkańców Horton Ravine. Współpracuje też z hotelami – Edgewater, Montebello Inn i tak dalej. Jej działka to rośliny doniczkowe. Do układania wielkich kompozycji z kwiatów ciętych wynajmują specjalistów. Córka przywozi do mnie chore rośliny i ja opiekuję się nimi, aż wrócą do zdrowia. – Przeniósł ociekający płynem różany krzaczek i zanurzył go w czystej wodzie. Po chwili wyciągnął roślinkę, otrzepał i przyjrzał się Jej dokładnie. – Ten mały cierpi z powodu ataku maleńkich pajączków. Są mikroskopijnych rozmiarów, a spójrz tylko, jakie szkody potrafią wyrządzić. Ten krzaczek miał kiedyś bujne liście, a teraz zostały tylko suche patyki. Zatrzymam go na jakiś czas. Korzenie też wyglądają na przegniłe. Ludzie leją za dużo wody, starając się bardzo między kolejnymi wizytami Susan. A ty masz dobrą rękę do roślin?

– Nie za bardzo. Miałam kiedyś dużą paproć, ale musiałam ją wyrzucić.

– Paskudnie śmierdzi – powiedział, potrząsając głową. Odstawił różę na bok i sięgnął po roślinę w doniczce z terakoty. Patrzyłam, jak zmywa gąbką szary nalot z liści. – To pleśń – rzucił, jakby odpowiadając na moje niezadane pytanie. – Często wystarczy woda z mydłem. Nie mam nic przeciwko środkom chemicznym, ale w walce z czymś takim lubię najpierw spróbować tradycyjnych metod. Nieźle sprawdza się też bezwodnik maleinowy albo siarczek nikotyny. Chyba jestem w tych sprawach bardzo konserwatywny. Susan często się ze mną nie zgadza, ale nie może nie dostrzegać moich małych zwycięstw.

– Rozumiem, że jesteś starym przyjacielem doktora Purcella?

– Znamy się od ponad dwudziestu lat. Byłem kiedyś jego pacjentem, a on moim świadkiem w procesie po wypadku samochodowym.

– Zanim jeszcze zajął się geriatrią?

– Oczywiście – odpadł.

– A czym ty się zajmowałeś? – spytałam z uśmiechem.

– Sprzedawałem lekarstwa. Działałem w trzech okręgach. Odwiedzałem lekarzy prowadzących prywatną praktykę. Poznałem Dowa, gdy miał jeszcze swój gabinet niedaleko szpitala St. Terry.

– Musiałeś sobie świetnie radzić. Posiadłość jest naprawdę przepiękna.

– Bo takie też było odszkodowanie. Trudno je jednak uznać za stosowne zadośćuczynienie. Dużo kiedyś biegałem i grałem w tenisa. Niestety, nie zwracamy uwagi na swoje ciało, dopóki nas nie zawiedzie. To było straszne, ale i tak miałem więcej szczęścia niż inni. – Urwał i spojrzał na mnie uważnie. – Wnioskuję, że rozmawiałaś już z Crystal. Zadzwoniła do mnie i powiedziała, że będziesz się chciała ze mną spotkać. Jak się sprawy mają?

– Nie najlepiej. Rozmawiałam z wieloma osobami, ale udało mi się zebrać tylko garść teorii. A mnie potrzebne są niezbite fakty.

Ściągnął gęste brwi.

– Podejrzewam, że jeszcze bardziej wszystko zamieszam. Wiele o nim myślałem, raz jeszcze wracałem pamięcią do niedawnych wydarzeń. Policja przesłuchiwała mnie zaraz w pierwszym tygodniu po zaginięciu Dowa i byłem tym równie zaskoczony jak wszyscy inni.

– Jak często się widywaliście?

– Raz czy dwa razy w tygodniu. Wpadał rano na kawę po drodze do Pacific Meadows. Wiem, wiem, wy dziewczyny jesteście przekonane, że mężczyźni nigdy nie rozmawiają o swoich osobistych problemach… tylko o sporcie, samochodach i polityce. My z Dowem byliśmy inni, może dlatego, że miał okazję przejść razem ze mną przez wielki ból i cierpienie. I to bez słowa skargi. Był raczej małomówny i zamknięty w sobie i cenił podobne cechy u innych. Był tylko osiem lat starszy ode mnie, ale traktowałem go jak ojca. Czułem, że mogę mu powiedzieć o wszystkim. Darzyliśmy się zaufaniem i po pewnym czasie on też zaczął mi się zwierzać.

– Ludzie go podziwiali.

– Mieli ku temu wszelkie podstawy. Dow jest bardzo dobrym człowiekiem… albo był. Nie bardzo wiem, w jakim czasie powinniśmy o nim mówić. Mam nadzieję, że nadal w teraźniejszym, ale to się z czasem okaże. Crystal powiedziała mi, że to Fiona postanowiła skorzystać z twoich usług.

– Tak. Wyjechała w interesach do San Francisco, ale wraca dziś po południu. Rozmawiam z kim się tylko da i zbieram informacje w nadziei, że uda mi się ją przekonać, że nie wyrzuciła pieniędzy w błoto.

– Nie przejmowałbym się tym aż tak bardzo. Trudno ją zadowolić – powiedział. – Kto jeszcze oprócz mnie znalazł się na twojej liście?

– Rozmawiałam z jednym z jego wspólników…

– Z którym?

– Z Joelem Glazierem. Nie spotkałam się jeszcze z Harveyem Broadusem. Rozmawiałam też z pracownikami kliniki i z jego córką Blanche. Z Melanie jeszcze nie.

Na dźwięk tego imienia uniósł brwi, ale powstrzymał się od komentarza.

– A co z Lloydem Muscoe, byłym mężem Crystal? Spotkałaś się z nim?

– Nie zamierzałam, ale mogę to zrobić. Widziałam go u Crystal w piątkowe popołudnie, gdy przyjechał po Leilę. Jaką rolę tu odgrywa?

– Może mało ważną, ale kto wie. Jakieś cztery miesiące temu Dow wspominał, że spotkał się z Lloydem. Doszedłem do wniosku, że ma to coś wspólnego z Leilą, ale może niekoniecznie. Leila przez krótki czas mieszkała z Lloydem. Opowiadała wszystkim naokoło, że jest już wystarczająco dorosła, by sama podejmować decyzje. Crystal miała już dość kłótni, więc Leila przeniosła się do Lloyda. Zaczęła właśnie ósmą klasę. Nie było jej w domu tylko dwa miesiące, a sprawy wymknęły się zupełnie spod kontroli. Zaczęła łapać złe stopnie, chodziła na wagary, pojawił się alkohol i narkotyki. Dow postanowił wziąć sprawy we własne ręce i tak Leila trafiła do Fitch Academy. Teraz kontrolują każdy jej ruch, a ona oczywiście obwinia o wszystko Dowa. Widzi w nim tyrana, a za takowego uważa każdego, kto nie pozwala jej robić tego, na co ma ochotę.

– Na Lloyda też jest wściekła. Kiedy odwiedziłam Crystal, nie chciała się z nim widzieć, ale Crystal w końcu postawiła na swoim.

– Nie wątpię, że się na niego wścieka. Uważa, że powinien ją stamtąd zabrać. Oczywiście Leila sobie nie ma nic do zarzucenia. W jej wieku zawsze szuka się winy u innych.

– A co się stało, gdy Dow pojechał do Lloyda? Pokłócili się?

36
{"b":"102018","o":1}