Литмир - Электронная Библиотека
A
A

Sięgnęła po nożyk do masła i ukroiła kawałek sera brie. Rozsmarowała go starannie na krakersie i podsunęła w moją stronę. Wzięłam krakersa do ręki i patrzyłam, jak przygotowuje drugiego dla siebie, wsuwa do ust i powoli przeżuwa.

– Ale teraz, gdy Dow zniknął, nic się już nie liczy. Moje spory z Fioną nie mają żadnego znaczenia.

– Domyślasz się, gdzie on może być?

– Bardzo bym chciała. Przez ostatnie dziewięć tygodni o niczym innym nie myślałam.

– Wierzysz, że żyje?

– Tak do końca nie, ale przecież nie można mieć pewności. Gdyby tak było, mogłabym próbować jakoś się z tym pogodzić i żyć dalej.

– Detektyw zajmujący się tą sprawą wspominał o brakującej sumie pieniędzy. Powiedział mi, że w ciągu ostatnich dwóch lat z lokaty oszczędnościowej podjęto trzydzieści tysięcy dolarów.

– Też o tym słyszałam. Ale nie miałam o tym pojęcia. Wiem, że Dow trzymał gdzieś sporą sumę pieniędzy, lecz nigdy mi o tym nie wspominał. Najwyraźniej wyciągi bankowe przesyłano do skrytki pocztowej, którą kiedyś wynajmowałam. Dowan pytał mnie o nią parę miesięcy temu, ale powiedziałam mu, że umowa wygasła. Wygląda na to, że zdecydował się nadal opłacać skrytkę.

– Zastanawiam się, dlaczego pytał, skoro znał już odpowiedź.

Crystal wzruszyła ramionami.

– Może chciał się przekonać, ile wiem.

– Na co mógł potrzebować tych pieniędzy?

– Nie mam pojęcia. Za wszystko płacił kartami kredytowymi.

– Czy w grę mogło wchodzić wymuszenie?

– Za co?

– O to właśnie pytam. Masz jakieś domysły w tej sprawie?

– Sądzisz, że był szantażowany? To śmieszne. Dlaczego ktoś miałby to robić?

– Czy to zupełnie niemożliwe?

Spojrzała na mnie przelotnie i potrząsnęła głową.

– Szantażyście zależałoby chyba na większej sumie, a nie na ochłapach wypłacanych co tydzień.

– Może tak było mu wygodniej. Duża suma to jedno, ale sprawy mają się inaczej, gdy ktoś prosi o pomoc w związaniu końca z końcem.

– Jestem pewna, że powiedziałby mi, gdyby ktoś wymuszał od niego pieniądze. Dow mówił mi o wszystkim.

– To ty tak sądzisz.

Zamrugała gwałtownie oczami.

– No tak.

– Poza tym, mogło tu chodzić o ciebie.

– Jak to?

– Mógł płacić komuś, by cię chronić.

– Nie sądzę. – Mogłabym przysiąc, że policzki Crystal lekko poróżowiały, ale w zapadającym zmroku trudno to było stwierdzić na pewno. Ręka z pewnością jej nie drżała, gdy podnosiła kieliszek do ust. Po chwili postawiła go na podłodze i wsunęła dłonie między kolana, jakby chciała je ogrzać.

W obawie, że zamknie się w sobie, postanowiłam zmienić taktykę.

– Czy mogłabyś cofnąć się w czasie i opowiedzieć mi o tych dziewięciu tygodniach? Jak sobie z tym radziłaś?

– To było straszne. Przerażające. Teraz już się trochę uspokoiłam, ale przez pierwsze dwa, trzy dni żyłam w ciągłym napięciu i zupełnie mnie to wykończyło. W domu kłębił się tłum ludzi: byli tu moi przyjaciele, córki Dowana, jego znajomi i koledzy. Nie chciałam nikogo widzieć, ale nie potrafiłam ich wyprosić. Nie miałam dość energii, by się postawić, więc roili się tu nade mną jak osy. Z trudem to wytrzymywałam. Chciałam tylko siedzieć i wpatrywać się w telefon, chodzić tam i z powrotem po pokoju, krzyczeć albo upić się do nieprzytomności. Przez wiele dni wsiadałam do samochodu i jeździłam od domu do kliniki, sprawdzając wszystkie możliwe trasy. Wyjeżdżałam na drogę, po czym uświadamiałam sobie, jaka ze mnie kretynka. Dow mógł być wszędzie, a prawdopodobieństwo, że go gdzieś zauważę, było przerażające małe.

– Czy w dniu, w którym zniknął, zauważyłaś coś niezwykłego? Może zaczął się inaczej zachowywać albo powiedział coś, co teraz z perspektywy czasu wydaje ci się inne, zastanawiające?

Crystal potrząsnęła głową.

– Ten piątek niczym nie różnił się od innych. Dow nie mógł się doczekać weekendu. W sobotę miał brać udział w turnieju tenisowym w klubie country. To nic wielkiego, ale bardzo się z tego cieszył. Mieliśmy też zjeść kolację z przyjaciółmi, małżeństwem, które przeniosło się tutaj z Kolorado, gdzie byli właścicielami paru restauracji.

– Możesz mi podać ich nazwiska?

– Oczywiście. Dam ci przed wyjściem pełną listę.

– Nikt więc nie zauważył nic niezwykłego?

– Przynajmniej nic mi o tym nie wiadomo. Możesz porozmawiać z jego kolegami i personelem w domu opieki. Sama rozmawiałam prawie z każdym i zadawałam im to samo pytanie. Policja też wszystkich przesłuchała. Bardzo starali się pomóc, ale nikt nic nie wie, a jeśli nawet, to o niczym nie wspomnieli.

– Czy Dow miał kłopoty w pracy?

– W pracy zawsze są jakieś kłopoty. Dow traktuje swoje obowiązki bardzo poważnie. Zajmuje się sprawami pacjentów i personelu, kieruje działalnością całego ośrodka. Dochodzą do tego jeszcze problemy z zatrudnianiem i zwalnianiem pracowników i przeprowadzane co roku oceny. Zawsze coś się dzieje. Taka już jest natura tej pracy. Ostatnio sporo czasu poświęcał na sprawdzanie ksiąg rachunkowych. Rok fiskalny w klinice kończy się trzydziestego listopada, a Dow lubi mieć wszystko gotowe na czas.

– Wnoszę z tego, że większość czasu poświęcał klinice?

– Tak. Pięć lat temu zrezygnował z prywatnej praktyki. Poza działalnością w kilku fundacjach charytatywnych, które są bliskie jego sercu, większość czasu spędza w Pacific Meadows.

– Czy jego obowiązki były natury medycznej, czy administracyjnej?

– Myślę, że i takiej, i takiej. Był bardzo związany z pacjentami. Nie leczył ich oczywiście, każdy z nich ma swego osobistego lekarza, ale Dow codziennie wszystkiego doglądał. A muszę ci powiedzieć, że nie zawsze jest to łatwe. Lekarz specjalizujący się w geriatrii traci ludzi, z którymi czuje się najmocniej związany.

– Masz na myśli kogoś szczególnego?

– Nie. Tu nie chodzi o jakąś konkretną osobę – zaprzeczyła – i nie twierdzę, że nie potrafił sobie z tym poradzić. Bo świetnie dawał sobie radę. Od lat miał kontakt ze starszymi ludźmi. Chcę tylko powiedzieć, że bardzo to przeżywał.

– Czy jest możliwe, że postanowił to rzucić raz na zawsze i odejść?

– Nie.

– Jesteś pewna?

– Absolutnie. Chcesz wiedzieć, dlaczego? Z powodu Griffa. Jest jego oczkiem w głowie. Kiedy wracał późno do domu, najpierw wszedł do jego pokoju. Kładł się obok niego na łóżku i patrzył, jak oddycha we śnie. Czasami tam zasypiał. Nigdy z własnej woli nie opuściłby Griffa.

– Rozumiem – odparłam.

– Jest coś jeszcze. Dow pisze książkę. To rzecz, o której marzył od lat. Był świadkiem tylu zmian zachodzących w medycynie. Może się podzielić wieloma wspaniałymi obserwacjami. Na pewno nie porzuciłby tego projektu.

– A jak się mają sprawy między wami?

– Jesteśmy sobie bardzo bliscy. Zastanawialiśmy się nawet nad jeszcze jednym dzieckiem, teraz, gdy Griffith skończył już dwa lata.

– Jesteś więc przekonana, że coś się stało.

– Coś bardzo złego. Nawet boję się myśleć, co. Gdyby był ranny lub ktoś go uprowadził, na pewno mielibyśmy już jakieś wiadomości.

– A jego pracodawcy? Co możesz o nich powiedzieć?

– Niewiele wiem. Spotkałam Joela Glaziera tylko dwa razy. Przy czym raz podczas uroczystości położenia kamienia węgielnego pod nowe skrzydło Pacific Meadows, więc nie mieliśmy okazji dłużej porozmawiać. O ile mi wiadomo, Joel i Harvey Broadus zrobili fortunę na wznoszeniu domów pogodnej jesieni na Południowym Zachodzie. Są też właścicielami domów opieki w całym stanie. Spotykaliśmy się z Harveyem przy wielu okazjach towarzyskich, ale on jest właśnie w trakcie bardzo nieprzyjemnego procesu rozwodowego, więc niewiele się ostatnio udziela. Jak na mój gust jest trochę dziwny, ale może tylko ja tak to odbieram. Kiedy Dow przeszedł na emeryturę w 1981 roku, nagle znalazł się bez żadnego zajęcia. Wszyscy wiedzą, jak bardzo jest ceniony w społeczności medycznej. Joel i Harvey zwrócili się więc do niego z propozycją pokierowania administracją Pacific Meadows.

– I dogadywali się bez problemów?

12
{"b":"102018","o":1}