Литмир - Электронная Библиотека

– A teraz przemówi prezydent Egsecutiv Inssurance Company, pan Edward Miszczak! – Mike zapowiedział kolejnego sponsora „Chicagowskiego Kogutka”, podstawiając pod nos siwowłosego dżentelmena mikrofon.

– Wszyscy chcemy odwiedzić stary kraj, nabrać w płuca czystego powietrza, mimo iżjest ono zatrute komunizmem! Ale nie wyjdzie wam to na zdrowie, jeśli przed wyjazdem nie ubezpieczycie się na wszystkie okoliczności, od złamania nogi do zachorowania na nieżyt żołądka! Dobrze jest pojechać do starego kraju, ale jeszcze lepiej jest wrócić bezpiecznie! To wam zapewni moja firma! Nie zdążył zejść, kiedy biodrem odepchnęła go ubrana w ozdobiony sztucznymi owocami kapelusz przedstawicielka biura podróży: – Dla mojego biura Continental Travel Office zaszczytem jest brać udział w imprezie z udziałem Bobby Vintona i dlatego dotowaliśmy fundusz na bufet! Rozległy się brawa, które ucichły na widok jednego z braci Malec, który z kolei powołał się na zasługi swojego Funeral Home. Malec One zachęcił wszystkich zebranych, by w odpowiedniej chwili poszli w ślady fundatora klubu i skorzystali z oferty polskiego domu pogrzebowego braci Malec „Spokojna przystań”… Oklaski ucichły, gdy na estradzie ukazał się Kaźmierz Pawlak. W ręku trzymał sierp a jego szyja wystawała ze zbyt obszernego kołnierzyka Kargulowej koszuli jak szyja indora z wiklinowego koszyka. Stanął przed mikrofonem, przełykając ślinę. Napotkał wbite w siebie spojrzenie stroiciela. Zaczął od słów, które ten mu napisał: „Nadeszła wiekopomna chwila…” I urwał. Nie mógł mówić nie swoimi słowami o kimś bliskim. Uniósł sierp w górę…

– Wiedzą choć, co to jest? To sierp nasz tatowy, co ja na otwarcie tego domu jako pamiątkę wiózł bratu memu! – głos mu zdławiło wzruszenie.

– Ale Jaśko już tego prezenta nie doczekał. Tu każdy z was ma swoje sprawy za kołnierzem. A to zioła na niemoc, a to grzyby czy jakieś tam „insiuranse”, a ja chcę choć słóweńko o losie, jaki mój świętej pamięci brat tu przeszedłszy: Opowiadał, że jak do stalowni do roboty szedł, kredą on znaczył na murach kreskę, żeby jakoś z powrotem do domu dokołydabać sia! Wtedy on był tu obcy, a teraz, odkąd my jego grób naszą ziemią z woreczka posypali, to on tutejszy! Wyjechał on z Krużewników jako przymusowy emigrant, życie skończył on w domu, gdzie sam mistrz Paderewski nockę nie sam przespawszy, Boże odpuść grzechu… Wzruszenie zdławiło mu gardło. Szloch przeszedł między rzędami krzeseł, jakby wszyscy równocześnie dostali kataru. Stroiciel uderzył w klawisze… Przed dom Johna Pawlaka zajechał w tej chwili mercedes. Wysiadł z niego oczekiwany gwiazdor. Shirley wybiegła mu naprzeciw.

– Wygrałaś – powiedział do Shirley September-Junior, wprowadzając gwiazdora do środka. Nikt jednak nie zwrócił na niego uwagi. Cała sala wpatrzona była w Kaźmierza Pawlaka, który zdławionym głosem zaintonował hymn…

– Wy macie tu lepszego showmena jak ja – powiedział półgłosem Bobby, patrząc na estradę, gdzie stał przed mikrofonem mały, węźlasty człowieczek w zbyt obszernej koszuli i śpiewając „z ziemi włoskiej do Polski” ocierał rękawem czarnej marynarki cieknące po brodzie łzy…

Rozdział 54

– Pamiętasz Jaśku, jak ty z Krużewników odchodzący modlił sia za tatem, żeby nasze kości nie szukały się po świecie? Kaźmierz klęczał przed grobem Johna Pawlaka. Odczekał chwilę, jakby dając czas, by Jaśko przypomniał sobie tamtą scenę, jak to przy naftowej lampie klęczał przed obrazem Świętej Rodziny,

przysięgając, że wróci na swoje. Obejrzał się przez ramię. W pewnej odległości za nim stała Shirley, a obok niej Ania i September-Junior.

– Samego ja ciebie tu nie zostawiam… Skinął palcem na Shirley. Dziewczyna podeszła i położyła na płycie grobu bukiet czerwono-białych goździków. Kaźmierz wyciągnął spod białej koszuli zawieszony na tasiemkach od kalesonów woreczek, zanurzył w nim dwa paluchy i wydobył złotą obrączkę. Podsunął ją Shirley na otwartej dłoni. Wzięła obrączkę i założyła na palec. Pawlak dalej gmerał w woreczku. Wyciągnął w stronę Juniora zmięte banknoty: – Kup ty za to bilet dla Shirley do Polski…

September-Junior odsunął rękę Pawlaka: nie trzeba, on bierze to na swój koszt,przyjadą razem z Shirley…

– Tylko, niech pamięta, że nasza Ania ma męża i on silnie zazdrosny jest! – ostrzegł go Pawlak, patrząc surowo na wnuczkę.

– O Shirley? – zdziwił się Junior, obejmując ramieniem czarnoskórą córkę Johna.

– Skoro nie mogę mieć Ani, to będę miał przynajmniej jej ciocię -powoli powiedział po polsku Junior. Twarz Pawlaka ściągnęła sięjak u rozdrażnionego brytana. Podszedł bliżej i patrząc groźnie w jego oczy powiedział półgłosem: – Oll rajt. Tylko niech on pamięta, że jakby on naszą Shirley ukrzywdził, to kolacji on nie dożyje, tak mi dopomóż Bóg!

Rozdział 55

… Aj, Bożeńciu, czyja kiedy nawet i pomyślał, że jak będę wracał z tej cholerskiej Ameryki, to już będę wiedział, że na świecie dość miejsca, żeby każdy robił, co jemu pasuje, i że ludzie nie dzielą się na czarnych i białych tylko na dobrych i złych, głupich i mądrych? Nu, kłopot serdeczny, co z tymi czerwonymi zrobić, bo jakoś ten kolor dalej dla mnie nie w guście. No coż ty zrobisz, człowiecze, przyjdzie jeszcze przecierpieć, zanim my tego kapitalizma doczekamy sia! Takie myśli krążyły pod kapeluszem Kaźmierza Pawlaka, gdy już zza szklanej szyby lotniska patrzył na odprowadzających go rodaków… Aj, człowiecze, wysoko my zaszli! Kiedyś nam PGR-owski europlan nad głową hurkotał, przez co nasze kabany źreć przestały i jak deszczki porobiwszy sia, a teraz ty sobie nad ziemią fruwasz, a bezlitośnie cacusiane dziewuchy swojuchę tobie podają jak na cudzym weselu! Ot, żyć, nie umierać! Jakby tak Zenek ze dwa hektary splantował i na lotnisko przerobił, tak można by wycieczki z Sikago prosto do nas wysyłać, żeby sobie te bidaki raz obejrzeli żywe kury, lochy i wieprze, nie w muzeum tylko w naturze. Kargul po dwóch drinkach wypitych w śamolocie FLL LOT „Kopernik” czuł się znowu jak władza, co to wysoko siedzi i za nic nie odpowiada……Nie szkodzi, że teraz nie mam szmalu na malucha. W przyszłym roku pojadę do Shirley! Sama powiedziała, że dom Johna jest teraz naszym domem! Pojadę z Zenkiem. Ciekawe, jak w Rudnikach przyjmą wiadomość, jaki to spadek nam zostawił dziadek John! Czy ten Franio nie za dużo pije? Już czwarty gin and soda, a przecież głowę ma słabą, tylko słuch dobry. W gruncie rzeczy nie ma się co dziwić: po tylu latach wracać z USA do żony w tych samych spodniach, w których się jechało, to stres!… Takie myśli krążyły po głowie Ani, która miała pewne poczucie winy wobec siedzącego obok niej stroiciela, jako że to ona właśnie namówiła go do powrotu z Chicago do Częstochowy…

Rozdział 56

Im bardziej zbliżała się godzina lądowania w Warszawie, tym bardziej Kaźmierz Pawlak wiercił się niespokojnie w fotelu. Ruszał ustami, jakby prowadził z kimś dialog. Wzdychał i zerkał od czasu do czasu na fotografię Shirley; jakby sprawdzał, czy ciemny kolor jej skóry bardzo rzuca się w oczy. Musiało mu być duszno, bo co chwila zrywał się, by kierować na twarz strumień powietrza.

– A coż tak wierci sia, jakby robaków dostał? – spytał go Kargul, kiedy Pawlak łokciem zawadził o jego szklankę z drinkiem.

– Ajr kondiszen coś tu słabowate…

– Ty nie dziwacz! – spojrzał na Kaźmierza z politowaniem. -Całe życie za stodołę on latał, a raptem w tej Ameryce wyrobił siajak ten haczyk od ustępu i jemu ajr kondiszen słabowate! Czego to ludzie z głodu nie wymyślą…

– A ty rozbojarzył sia w tym europlanie, prosto jak jaki amerykański senator! Kargul wcale nie poczuł się dotknięty tym porównaniem: nie darmo wszyscy w Chicago mówili że jego prezencja ma się do postury Pawlaka jak słoń do pchły! – Tobie, Kaźmierz, lepiej pasuje na ramie od roweru jechać, bo nogi masz krótkie i w głowie od tego pędu nie kołędzi sia-przypomniał ich wspólną jazdę z gminy do domu, gdy udało im się wreszcie uzyskać za łapówkę przydział na traktor.

53
{"b":"100634","o":1}