Литмир - Электронная Библиотека

– Ania? – zdumiony Pawlak przekrzywił niedowierzająco głowę.

– Ania -potwierdził jego podejrzenia Kargul. Stroiciel gestem głowy przytaknął, jakby on też w głosie noworodka rozpoznał głos tej hożej dziewczyny, od której nie był w stanie odwrócić swoich głodnych oczu. Jedna tylko Ania, nie rozumiejąc, co spowodowało nagłe wzruszenie obu dziadków, gapiła się zachłannie w telewizor. Kaźmierz chwycił ją za ramię, potrząsnął, jakby chciał ją zbudzić z amerykańskiego snu do prawdziwego życia, które zarejestrowała taśma szpulowego magnetofonu.

– Dziewuchna! Taż to ty gaworzysz! Dżon to w tu poru nakręcił, jak my ciebie solili! – Przytulił do siebie wnuczkę, patrząc na stojący na kominku woreczek z ziemią.

– Twoje chrzciny były, jak Jaśko tę naszą ziemię z Rudnik do Sikago wziął. Płacz małej Ani przeszedł znowu w ryk krów. Tyle lat minęło, a na tej taśmiejakby życie się zatrzymało. Pawlak westchnął uspokojony, jakby był już we własnej oborze.

– Aj, Bożeńciu, jakby my już w domu byli. Rozległ się natarczywy dzwonek telefonu. Stroiciel podniósł słuchawkę, o coś spytał, po czym wyciągnął ją w stronę Kaźmierza.

– To do pana.

– Nie może być! -zaskoczony Pawlak wybałuszył oczy i wzruszył ramionami -taż ja tu nikogo nie znający! – Może to Jaśko dzwoni? – zastanawiał się głośno Kargul.

– Skąd? Z nieba? – Coż ty chcesz? W Ameryce wszystko możliwe…

– To nie on, niestety – Franciszek Przyklęk wciskał słuchawkę w rękę Pawlaka.

– To mister September, loyer, czyli jego prawnik. Dzwoni w sprawie testamentu. On się dawniej nazywał Wrzesień, a teraz September – dorzucił z wyraźną pretensją do tego, kto się wyrzekł polskiego nazwiska. -

September?! – wykrzyknęła Ania i dopadła do słuchawki. Hallooo. Tu ja, Anna Adamiec z domu Pawlak! Haw are you? – Ot i sam widzi, że choć to takie nowoczesne, to z niebem połączenia nie mają -stwierdził półgłosem Kaźmierz, by podważyć bezkrytyczną wiarę Kargula we wszechmoc amerykańskiej techniki.

– Mister September czeka na nas jutro rano w swoim biurze – oświadczyła Ania, odkładając słuchawkę.

– Musimy być przygotowani na najgorsze. Tak powiedział…

– A coż może być gorszego jak to, co nas już tu spotkawszy? Kaźmierz przyjął napełnioną przez stroiciela szklankę. Nim wlał w gardło jej zawartość, jeszcze raz zaznaczył, że pije za „spokojność duszy brata swego, Jaśka, co przez bezlitosną zachłanność swych sąsiadów na wygnanie skazany był i przyszło mu umrzeć na obcej ziemi”. Po tej inwokacji Kargul z trudem przełknął ostatni łyk „swojuchy”…

Rozdział 22

… Aj, Bożeńciu, co tu za życie, kiedy krowy aby z tej stereofonii usłyszeć można. Ile to się Jaśko musiał mordować na tej obcej ziemi? I co z tego, że on na koniec żywota tego domu dobiwszy sia, jak w bezlitosnej samotności on żył, nawet sąsiada nie miał, bo naokoło same czarne, a jak takiemu ty drzwi otworzysz, to zaraz jego musisz pałką po łbie, żeby on przykociurbił sia i krzywdy tobie nie zrobił! Najgorzej, że jak mówił ten artysta-muzyk, należy sia uważać, żeby on padający nożyska miał choć czut-czut za twoim progiem. Ot, pomorek! U nas w demokracji ludowej takich ograniczeń jak w tym imperializmie nie ma. Ile to jeszcze czasu przyjdzie nam tu przed powrotem przecierpieć? Dzień na ten testament, drugi, żeby Jaśka do drogi przysposobić, może uda sia przed niedzielą z tego amerykańskiego raju uciec… Tak rozmyślał Kaźmierz Pawlak w tę pierwszą amerykańską noc, kiedy nie mogąc zasnąć wsłuchiwał się w budzące przerażenie odgłosy chicagowskiej nocy. Obok niego leżał na szerokim łożu Władysław Kargul, mrucząc coś do siebie, jakby prowadził jakieś obliczenia… Ot, chytra sztuka ten

Amerykaniec: krów nie musi trzymać, gnoju spod nich nie wynosi, nagra krowy na taśmie i słucha jak dziedzic Dubieniecki. Czego to tutaj ludzie z tego głodu nie wymyślą! Ajakby tak ponagrywać u nas te krowiny i wszelki ruchomy inwentarz,tak można by tu tym stęsknionym za naszą bidą dolarowym patriotom takie cudeńka za dobre moniaki sprzedawać! A bo to nie mamy z Kaźmierzem praktyki? Nie przerabialiśmy to raz przy pomocy dwudziestu pudełek czarnego szuwaksu naszego parsiuka na dziką świnię? W kraju ten model dzika jakoś nie przyjąwszy sia, ale tu cent rodzi dolara, my mamy ruchomy inwentarz, oni dolary! Możemy ponagrywać tych krów ile chcieć i na eksport te taśmy słać! Ot, człowiecze, ja tu po jednym dniu do cała po amerykańsku myśleć nauczył sia, a ten konus, co koło mnie w pościeli szasta sia jakby go zmora dusiła, już do powrotu pogania! Ot, chabaź! Jemu pastuszkiem być, a nie biznesy robić! Do tego głowa potrzebna! Nu, ciekawość, czy John mnie w tym zapisie coś zaintabulował. Taż chyba mnie także samo coś za te bliznę od jego kosy należy sia. Jako bezlitosny chrześcijanin ja jemu wybaczył, tak chyba on także samo miłością bliźniego odpłaci sia… Kargul, dręczony wizją interesów i nadzieją na zapis, zwlókł się w nocy z łóżka i poczłapał do kuchni, by dokończyć pęto jałowcowej kiełbasy. Nie znalazł jej jednak. Przed nim na ten sam pomysł wpadł Franciszek Przyklęk, który z kolei nie mógł spokojnie zasnąć, dręczony gorączkowym pożądaniem, jakie wzbudziła w nim Ania…… Mamy wracać? Przecież wszystkim zapowiedziałam, że nie wrócę bez dolarów na fiacika! Dopiero byłby obciach: wraca po tygodniu, bo się dziadkom tęskniło do swoich krów! Nie ma co, wszyscy zza Buga to niedocofy, co żyją do tyłu. Niech sobie dziadek Kaźmierz wraca. Ja zostaję! Jestem wolna. Przyjechałam tu właściwie na zaproszenie tego Septembra. On mi znajdzie jakąś pracę, żebym mogła się ubrać jak ta Jane Fonda i wrócić z kapitałem na malucha z Pewexu. A może spadek po dziadku Janie ustawi mnie na całe życie? Całe szczęście, że u nas dolar tak wysoko stoi. Nie każdy ma takie szczęście, że w chwili przyjazdu umiera mu stryjeczny dziadek. Ameryka to jedno wielkie kino! A ja myślałam, że spadkobiercą zostaje się tylko w filmie. Tylko dlaczego mister September zapowiedział, że mamy być przygotowani na najgorsze? W tej chwili rozległo się skrzypienie. Ania z przerażeniem spostrzegła w uchylonych drzwiach sypialni postać stroiciela. Franciszek Przyklęk patrzył na nią pożądliwym wzrokiem, jakim przed chwilą jeszcze lustrował zawartość wypełnionej zapasami lodówki. Ania krzyknęła przestraszona i stroiciel zniknął jak płomień zdmuchniętey świecy. A może jej się to tylko przyśniło.

Rozdział 23

Stała w oknie biura Teddy'ego Septembra i z wysokości 33 piętra patrzyła w kaniony ulic chicagowskiego loopu. Tam na dole samochody snuły się niczym małe, pracowite żuczki. Czuła unoszący się w powietrzu zapach fajkowego tytoniu. Teddy September powitał ich z fajką w ręku, przekazał wyrazy współczucia z powodu śmierci swego klienta i przyjaciela, Johna Pawlaka, po czym spytał, ile Ania liczy sobie lat, bo jeśli nie ma skończonych dwudziestu jeden to nie może węjść w posiadanie majątku swego ojca chrzestnego, którym będzie zarządzał wyznaczony przez sąd kurator… Czy to właśnie miała być owa przykra wiadomość, na którą jeszcze wczoraj chciał ją przygotować prawnik? September z miejsca wzbudził jej zaufanie. Jego opalona twarz wskazywała, że wrócił z Wysp Kanaryjskich; aż pięć spośród dziesięciu palców jego wypielęgnowanych dłoni było ozdobionych różnej grubości pierścieniami, spośród których przykuwał szczególną uwagę sygnet z orłem w koronie; w klapie kraciastej marynarki miał wpiętą okrągłą plakietkę z napisem I'ts OK being Polish, która nie pozostawiała wątpliwości, że Teddy nie wstydzi się swego pochodzenia… Siedział za swoim ogromnym biurkiem jak za barykadą, spoza której strzelał w obecnych potokiem prawniczych terminów, które odczytywał po angielsku z dokumentów. Przed biurkiem na kanapie ze skóry siedzieli Pawlak i Kargul; Franio Przyklęk, który ich tu przywiózł, stał skromnie z tyłu, oparty o masywną bibliotekę wypełnioną opasłymi, prawniczymi dziełami. September przełknął szybko wszystkie ogólne zastrzeżenia prawnicze i przeszedł do punktu trzeciego, który informował o konkretnych decyzjach Johna Pawlaka, mieszkańca dystryktu Chicago: „Zmarły pragnie swój dom, w którym kiedyś przebywał Ignacy Paderewski, wielki muzyk i patriota polski, przeznaczyć na klub polski, który ma służyć jako ognisko kultury…”

25
{"b":"100634","o":1}