– A co przeskrobał? – Bronił swojej ziemi.
– Przed kim? Przed Niemcami czy przed Rosjanami? – Przed sąsiadem – mówi Ania. Widzi rozszerzone zdumieniem oczy Shirley i wtedy pojmuje, że musi ją wprowadzić w genealogię wojny sąsiedzkiej między
Pawlakami a Kargulami. Ale jak doprowadzić do jej świadomości, że pół wieku temu we wsi Krużewniki, starostwo Trembowla, województwo tarnopolskie, chłopi mierzyli ziemię nieomal łyżkami a bronili jej” kosą?” Ania kładzie na dywanie kolorowy magazyn „Harpers” i zaczyna swoją szkolną angielszczyzną wyjaśniać, że jedna strona rozłożonego pisma jest jakby polem Pawlaków, druga zaś Karguli.
– It's was feeld of Pawlak. Family of Pawlak was very, very poor – tłumaczy cierpliwie, sprawdzając czy oblicze „cioci Shirley” wyraża zrozumienie dla sytuacji ekonomicznej rodziny jej zmarłego ojca, po czym przechodzi do odtworzenia dramatycznych wydarzeń z tego dnia, kiedy to Kargul, orząc swoje pole, zaorał miedzę Pawlaków… Shirley nie może się połapać: kto to jest Kargul? Co on robił? O co poszło? Ania stawia butelkę po coca-coli na tej stronie magazynu, która pełni funkcję kargulowego pola; plastykowy kubek stawia w charakterze Pawlaka na drugiej stronie: ten kubek to John Pawlak, you understand? Butelka to ten duży grandfather, Kargul Władysław, który jest tam na górze w sypialni Johna Pawlaka… Byli więc już protagoniści dramatu: Kargul, który zaorał miedzę Pawlakom i Jaśko, który postanowił go za to ukarać. Nie było tylko tej miedzy, od której się wszystko -zaczęło. Ania odpięła z bioder cioci Shirley nabijany ćwiekami pasek i w charakterze miedzy położyła go pośrodku rozłożonych stron magazynu „Harpers”. A jak teraz dalej odtworzyć przebieg tego historycznego wydarzenia? Jak jest „miedza” po angielsku? Aha, border! Więc poszło owego dnia o border! Dziadek Kargul jako młody chłopak orał swoje pole… Ania nie może znaleźć w pamięci słówka „orać”. Zrywa się z dywanu i odgrywa pantomimę: jej ręce zaciskają się na czepigach wyimaginowanego pługa, twarz wyraża wysiłek oracza, ręka śmiga w powietrzu; poganiając batem konia, aż wpatrzona z uwagą w Anię Shirley klaszcze w dłonie. Już wie o co chodzi: ten duży dziadek orał pole. To plough…
– Off course! To plough! – Ania przypomina sobie słówko „orać” i teraz przesuwa butelkę po coca-coli wzdłuż paska – i dziadek Kargul „zaplajował” feeld of Pawlaki! Kubek uderza w butelkę po coca-coli. Ania bierze zamach; by pokazać, z jakim impetem ojciec Shirley nadział na kosę Kargula. Ale Shirley nie zna takiego narzędzia. Ania gorączkowo szuka w pamięci angielskiej nazwy, ale prędzej przychodzi jej na myśl symbolicz na postać, która często jest pokazywana właśnie z kosą. Rysuje szminką na lustrze złożoną z piszczeli kostuchę z kosą w ręku. Shirley klaszcze radośnie w dłonie: teraz już wie, z czym jej ojciec rzucił się na tego dużego sąsiada: It is scythe! – Sure! – cieszy się Ania i kontynuuje swoją relację z dalekiej przeszłości, nie wiedząc nawet, że z góry śledzą każdy jej ruch i każde słowo dwie pary oczu.
– I twój tatuś tą kosą przebił dziadka Kargula i przez to musiał uciekać do Ameryki, żeby nie siedzieć w więzieniu za obronę swojej ziemi! – To nie mógł wziąć adwokata, skoro naruszono jego własność? – rzeczowo spytała Shirley. Ania zrozumiała, że choć dzieli je różnica trzech lat, to właściwie żyją w dwóch różnych czasach. Jak ma wytłumaczyć cioci Shirley, że pół wieku temu w Krużewnikach rodziło się bez lekarza, broniło się swego bez adwokata, tylko umierało się z panem Bogiem? Pewnie ciocia Shirley, słysząc słowo „ziemia”, wyobraża sobie bezkresne przestrzenie jakiegoś rancza, a rodzinę swojego ojca widzi wśród stada bydła w kowbojskich kapeluszach jak bohaterów westernu. A prawda była taka, że po stronie Kargula pasła się jedna chuda krowina, a na wygonie Pawlaków stary wałach. A tej ziemi lemiesz pługa zaorał wtedy ledwie na trzy palce szerokości! – Three fingers? – Shirley sądzi, że źle zrozumiała, ale Ania kładzie trzy palce na nabijanym ćwiekami pasku, który gra tu rolę miedzy. Shirley nie może uwierzyć, że zaoranie ziemi o szerokości jej paska zdecydowało o pojawieniu się Johna Pawlaka w Ameryce.
– Three fngers? – upewnia się jeszcze, patrząc uważnie na usta Ani. Ania z powagą potwierdza to skinieniem głowy i wskazuje na lustro, gdzie widnieje namalowany krwawą szminką wizerunek kostuchy…
– Alfabetka jedna! – prychnął wściekle Pawlak, śledząc w napięciu wydarzenia w living-roomie.
– Co chcesz – Kargul był przekonany, że ten epitet odnosi się do córki Johna – taż skąd dziki może wiedzieć, jaką my bidę za sanacji cierpieli. Pawlak poderwał się i szeptem wtłoczył mu w samo ucho, że nie o tę Sirlej mu idzie, tylko o Anię: durna bźdźągwa z niej! Jakie trzy palce?! Przecie Władek odkroił wówczas ziemi co najmniej na szerokość grobu, w którym dziś Jaśko spoczął! Wyciągnął ramiona, jakby obejmował w tej chwili niewidoczny pień zdrowego dębu.
– Czarnym możesz takie ciemnoty wpierać, ale nie swoim! – warknął Kargul.
– Żeby Jaśko żył, tak on by tobie przypomniał, ile ty naonczas gruntu zacharapczył! -Twój Jaśko to zawsze bezlitośnie chytreńki był -skrzywił się z niesmakiem Kargul, nie mogąc znieść kolejnej próby zakłamania historii.
– Wtedy do Ameryki uciekł, a teraz do nieba. A na żywych wstyd spada! – Ty bambaryło jeden! Ty złodziejski koniosraju! To ty go na poniewierkę skazał, a teraz mu
wymawiasz?! – Kaźmierz wepchnął Kargula do sypialni, zapierając się nogami, jakby pług prowadził, a nie sąsiada.
– Dobrze, że ja sierp mam pod ręką, bo czyjaś głowa spadnie! Słysząc nie pierwszy raz tę obietnicę Pawlaka, Kargul odpowiedział nieomal rutynowym zwrotem, że głupsza spadnie. W tej chwili głowa Kaźmierza ubodła go w wątrobę. Kargul zrobił trzy kroki do tyłu, i zwalił się na plecy, aż jęknęło szerokie łoże. Pawlak spadł na niego tygrysim skokiem i wdusił jego głowę w poduszki.
– No, nareszcie przyszedł na ciebie koniec! Shirley unosi głowę. Z sypialni dochodzą jakieś zduszone okrzyki, łomot mebli, głuche stęknięcia, jakby toczyła się tam walka o mistrzostwo świata wszechwag! Ania domyśla się, że dziadkowie znowu uzgadniają swoje poglądy na historię lub bieżącą politykę. Pospiesznie odciąga Shirley schodów, sadza ją na kanapie przed kominkiem, obejmuje ramieniem w siostrzanym uścisku i pospiesznie, by zagłuszyć dochodzące z góry efekty, kontynuuje opowieść o amerykańskiej doli ojca Shirley:najpierw John zaczął tu pracować jako tragarz portowy, potem malował mosty w Chicago, pracował na budowach…
– W Detroit on był varnisher w fabryce „Forda” – Shirley uzupełnia życiorys o nieznany Ani epizod.
– Ale uciekł z Detroit, jak ja się urodziłam.
– Why? -On się wstydził przed Polakami, że on był z moją matką.
– Ale przecież zostawił pierścionek u mister Septembra. On był dla twojej matki.
– Pod warunkiem, że ona przyjmie waszą wiarę. -Dlaczego tego nie zrobiła? – Bo powiedziała, że dla mężczyzny nie będzie zmieniać swego Boga.
– Bóg jest jeden.
– No! – zaprzeczyła gwałtownie Shirley.
– Jak się jest czarnym, to się dobrze wie, że wasz pan Bóg popiera białych! – Co ci przyszło do głowy?! Biali niechętnie dzielą się swoim Bogiem z czarnymi. Wystarczy posłuchać, co tam się dzieje na górze, by wiedzieć, że pan Bóg Johna Pawlaka i jego rodaków nie lubi ciemnej skóry! Shirley nie ma wątpliwości, że ona jest przyczyną tej awantury na górze: brat jej ojca nie może się pogodzić z jej istnieniem… Z góry dobiegł łomot padającego krzesła. Ania uruchomiła telewizję, by zagłuszyć odgłosy zmagań, od których drżał sufit. Zaczęła przekonywać ciocię Shirley że te okrzyki są objawem radości z odzyskania córki Johna, że tam na górze obaj dziadkowie wznoszą właśnie radosne toasty za jej odnalezienie. Shirley musi wiedzieć, że już od dawna te dwie rodziny przestały się kłócić; między Pawlakami a Kargulami od lat panuje idealna zgoda; nawet płot między sobą znieśli, gdyż nic ich nie dzieli; a w ogóle to Polacy żyją w jedności i zgodzie, o nic się nie kłócą ani między sobą, ani z władzą, you understand, Shirley? Zadrżała powała, rozległ się wrzask Pawlaka: – Ty łapciuchu jeden! – Ania, zerkając ku górze, czy aby stamtąd przez barierkę nie spadnie raptem ciało jednego zjej dziadków pokonanego w tej śmiertelnej walce, powiedziała do Shirley z pogodnym uśmiechem: – Polacy mają wielki temperament, you see? Shirley przyjęła to oświadczenie ze zrozumieniem; sure, oczywiście, wie o tym, samo jej istnienie na tym świecie jest niezbitym tego dowodem…