– A ty czego od księdza chcesz? – dopytywał się Kargul niespokojnie, bowiem stan Kaźmierza wskazywał na absolutną desperację.
– Taż trzeba chyba Dżonu jakoś przyłatwić ulgowe wejście do królestwa niebieskiego – wyszeptał przejęty Pawlak.
– Ja nie heretyk, jak ty! Mnie spokojność duszy brata mego na sercu kamieniem leży. -Ty się lepiej martw, co my w domu rodzinie nałgamy.
– Ot, pomorek! A na cóż nam łgać?! – A co, mały to wstyd, że Jaśko to kawaler z dzieckiem był? – Big dill! Sam pan Bóg też był kawalerem! – Pawlak bez wahania znalazł odpowiedź, która powinna raz na zawsze oddalić wątpliwości Kargula. Jednak ten nie dał się tak łatwo zaszantażować takim argumentem.
– I co z tego? – A to, że „On” – Ojciec nasz niebieski, a my wszyscy jego dzieci, choć niektóre duże to bezlitośnie durnowate! Tuż koło ich nosa migały nogi tanecznic, a tancerz w żółtej, trykotowej koszulce podkręcał jeszcze tempo tej kolorowej karuzeli. Franciszek Przyklęk, widząc wyczekujące spojrzenie Pawlaka, spytał go, czego on właściwie chce od księdza.
– Żeby on pomodlił sia na okoliczność odnalezienia tej córki Jaśkowej…
– Ładna mi córka! -zahuczał basem Kargul.
– Wstyd, nie córka! Zawołoka jakaś! Lepiej my róbmy raz-dwa pogrzeb i wracajmy do Polski! – Teraz? Trzeba tamtą znaleźć! – Taż na co tobie ten kłopot?! Trzeba ekonomicznie myśleć. Im większa rodzina, tym mniejsze działy! – Awo, patrzaj, jaki to ekonomista się znalazł! Taż to Pawlaczka! – Bajstruk! -zgrzytnął zębami Kargul i wykrzywiając twarz w szyderczym uśmiechu wypowiedział zamieszczone w testamencie imię córki Johna, przedrzeźniając wymowę Septembra: – Jakaś Sirlej-klajnis Oll-rajt! I dla owocu cudzołóstwa ty chcesz pomocy u samego Pana Boga szukać? – Najsampierw u wikarego – osadził go Pawlak.
– Nie boj sia! Ja, drogę służbową znam! Spojrzał niecierpliwie w stronę stroiciela, który zamiast poszukać wikarego, stał zapatrzony w wirujący krąg tancerzy. W tej chwili blondyn w żółtej koszulce z przytupem odśpiewał solówkę: Bum-cyk-cyk, tra la-la, ogon mam jak u cielęcia Dlaczego więc nie mam u dziewczyny wzięcia? Bum-cyk-cyk-u-ha-ha! Zakręcił czarnulą, poderwałją w powietrze, a chwytającją w ramiona, pocałował w szyję. Reszta zespołu nagrodziła ten finał rzęsistymi oklaskami. I wtedy właśnie stroiciel ujął blondyna pod ramię i poprowadził w stronę Pawlaka.
– Panowie do mnie? – tancerz uśmiechnął się życzliwie.
– Uchowaj Boże – zaprzeczył szybko Pawlak.
– Na księdza dobrodzieja czekamy.
– Słucham więc… Kaźmierz patrzył na niego z pełnym przerażenia niedowierzaniem: czyż to możliwe – mówiło jego spojrzenie -,żeby osoba duchowna wyprawiała takie brewerie? Wikary, ocierając pot z czoła, czekał z zachęcającym uśmiechem. Pawlak przełknął ślinę i przestąpił z nogi na nogę, jakby się zastanawiał, czy zdąży stąd uciec, zanim dojdzie do katastrofy i ważne sprawy jego rodziny trafią w niepowołane ręce.
– Ot, kłopot serdeczny – Kargul pierwszy się odezwał, by ograniczyć zakres spraw, które można ujawnić przed tym dziwnym księdzem -zaszli my msze zamówić za duszę świętej pamięci Jaśka Pawlaka…
– Zmarły nie należał do naszej parafii – zauważył wikary.
– Taż na coż ta biurokracja, jak tu o zbawienie duszy idzie – Pawlak dał znak stroicielowi i ten wcisnął banknot w spoconą dłoń wikarego.
– A przy sposobności proszę pomodlić się na intencję odnalezienia bratanicy…
– Jak nazwisko? Wikary czekał, a Pawlak daremnie usiłował sobie przypomnieć, jak nazywała się osoba, z którą miał dzielić spadek po Johnie.
– Sirlej… Sirlej… Klajnis – zająknął się, wreszcie znalazł wyjście i unosząc palec ku sufitowi powiedział – oni i tak tam wiedzą, o kogo chodzi. Wikary życzliwie przyjął do wiadomości fakt, że Pawlak odnosi się z bezbrzeżnym zaufaniem do boskich wyroków, ale nie był pewien, czy zdaje on sobie sprawę, u jakiego pośrednika zamawia tę usługę. Pochylił się ku niemu i powiedział z naciskiem, że jest księdzem parafii polskiego kościoła narodowego.
– A my co? Murzyny?! Kiedy wyszli z sali parafialnej, Pawlak złowrogim szeptem spytał stroiciela, dlaczego go przywiózł w takie podejrzane miejsce, gdzie kościół pusty, a wikary tańczy.
– Bo tu kiedyś organy stroiłem-wyznał szczerze Franio. -Tu się na mnie poznali.
– Ot, pomorek! – Pawlak zgromił go wzrokiem.
– Miał mój syn Witia rację, jak Ani z artystami zakazał zadawać sia! -Dlaczego, panie Pawlak? – Każdy jeden artysta to bezlitosny pierekiniec! – Kaźmierz wydał wyrok bez odwołania.
– Nakręci, pochachmęci, głowę zamoroczy, a potem ty człowiecze zostajesz sia z gorącym plackiem w garści! Westchnął ciężko i ruszył z powrotem w stronę kościoła.
– Ty gdzie?! – zatrzymał go Kargul.
– Pomodlić sia…
– To już teraz księdza robota.
– A bo to wiadomo, czy taki ksiądz ma dobre dojście? Lepiej ja w osobistej swej postaci z niebem spróbujęjakoś dogadać sia. Jakoś ten grzech Jaśka podrobno roztłumaczę, że widać sierotą na tej obcej ziemi poczuł sia i musiał sobie kogoś na miejsce Marcysi od Szałajów znaleźć… -Zamiast Jaśka przed Panem Bogiem z grzechu cudzołóstwa oczyszczać, lepiej by ty zadbał, żeby nasza Ania na wstyd i pokutę nie zasłużyła. Pawlak wytrzeszczył oczy: co tamten miał na myśli? Kargul przekazał mu poufnym szeptem swoje obawy: słyszał w trakcie jazdy, jak mister September namawiał Anię, żeby dołożyła starań i pomogła mu w nawróceniu syna na polskość. Wdzięk Ani mógł sprawić, że September-Junior będzie chciał wrócić do swoich korzeni! – Ot tobie na! – obruszył się Pawlak.
– Niech on sobie tego korzenia w swoich portkach szuka! – Na Septembra musi pan mieć oko – stroiciel uzupełnił donos Kargula własnymi informacjami – on z tego patriotyzmu może się posłużyć panią Anną! Potraktuje ją jak „wakacjuszkę”, którą można sobie przygruchać na pewien czas…
– Jaka z naszej Ani wakacjuszka? – Kargul spojrzał groźnie na stroiciela, jakby usłyszał jawne bluźnierstwo.
– Nieważne, panna czy mężatka, tutaj każda kobieta ze starego kraju staje się „wakacjuszką” – dowodził stroiciel, najwyraźniej szczerze przejęty grożącym Ani niebezpieczeństwem.
– Każda, co tu przyjeżdża na miesiąc czy pół roku szprejować okna czy jako babby-sitter, traktuje to jak wakacje od męża, od rodziny i zobowiązań, za trzy pary dżinsów jest gotowa na wszystko. Uznaje to za wakacje od swojego prawdziwego życia w Polsce! Chcecie, żeby wasza wnuczka wpadła w sidła tego prawnika, który żyje z omijania prawa?! Wyrzucił to z siebie ńiczym prokurator mowę oskarżycielską. Łyse czoło zmarszczyło się z przejęcia, głos mu drżał, jakby już widział Anię w objęciach Septembra-Juniora. Nie przyznałby się, że w głębi duszy chciał oddalić od tej dziewczyny ewentualnego rywala, by móc się nią zająć samemu. Ania jako „wakacjuszka”? Ania jako towar przeznaczony do przekupienia jakiegoś juniora? Pawlak i Kargul spojrzeli sobie w oczy. Prawie równocześnie ściągnęli z głowy kapelusze i zanurzyli się w ciszę pustego kościoła, by do modlitwy o spokój duszy Jaśka Pawlaka oraz odnalezienie jego córki dołączyć jeszcze prośbę, by Ania nie stała się „wakacjuszką” i dotrzymała przysięgi małżeńskiej…