Литмир - Электронная Библиотека

Dziewczyna długimi krokami jęła chodzić po swoim więzieniu. I choć było ono luksusowe w porównaniu z lochem w Miasteczku – jednak tamten loch stwarzał jakieś możliwości, gdy tu… Ardżana była blisko – i zarazem dalej niż kiedykolwiek. A jej Opiekunka milczała.

– A może ci, którzy mnie porwali, zabili ją? – myślała z niepokojem. – Może wówczas, gdy utraciłam przytomność, schwytali ją i spalili, choć ja nic o tym nie wiem?

Znowu skupiła całą wolę i umysł na jednej myśli – wezwaniu do Czarownicy. Ale ponownie odpowiedziała jej tylko cisza. Nagle ciszę przerwały kroki. Ktoś zbliżał się do drzwi jej komnaty i przywarł twarzą do małego, zakratowanego okienka:

– Będziesz mieć gościa, o pani. Syn naszego pana i władcy UrghaXIII, książę Ajok…

Dopiero te słowa przypomniały jej z całą wyrazistością wydarzenia minionej nocy, o których niemal zapomniała. Światła setek pochodni na zamkowym dziedzińcu, tłum groźnych Najeźdźców, ona spowita w sieć i jakiś straszny człowiek, cały w zbroi, z głową lwa, wrzeszczący, że należy ją zabić; krzyk wydarty z setek gardeł “Na stos! Zabić ją! Na stos!” Czyjeś słowa, mówiące o tym, że jest dziewczyną, choć powinna być chłopcem, ale przecież królewska córka Luelle… więc i ona może…?

Dziewczyna drgnęła i jakby dopiero teraz przebudziła się naprawdę.

– Królewska córka, Luelle…? – wyszeptała z nagłym zrozumieniem. Nim otwarto drzwi i wszedł przez nie wątły, blady chłopiec w jej wieku – w ułamku minuty przebiegły przez jej umysł tysiączne myśli. Tłumaczyły one tak wiele zagadek i odpowiadały na tyle pytań, na które żadna z jej Opiekunek nie zamierzała udzielać odpowiedzi. Więc ona, Dziewczyna, jest…

– Dzień dobry, Luelle – wyjąkał blady chłopiec nieśmiało.

– Luelle? – spytała mimo woli z nie mijającym zdziwieniem. Jeszcze nigdy, w całym jej życiu, nikt nie zwrócił się do niej po imieniu. A ten chłopiec wita ją właśnie w ten sposób, w dodatku wypowiadając tradycyjne imię królewskich córek z rodu Luilów.

“O Bogowie” – jęknęła w głębi duszy, pełna lęku, niepewności i zarazem szczęścia.

– Witam cię, Ajoku – odparła głośno, oschle i z godnością, gdy tymczasem w jej mózgu nadal szalało kłębowisko myśli.

– Patrzę na ciebie i… – chłopiec urwał. Szaroniebieskie oczy Dziewczyny spoglądały na niego z onieśmielającą powagą. – Gdy pomyślę, że właśnie ty jesteś Istotą, o której mówi Pieśń Jedyna, że jesteś jej główną bohaterką, najważniejszym ogniwem…! Aż słabo robi mi się z wrażenia i nie wiem doprawdy, jak z tobą rozmawiać…

Dziewczyna milczała z godną miną, ale jej serce znowu gwałtownie zabiło. Do tamtych doszła bowiem nowa zagadka: “Ja i Pieśń Jedyna? Więc jest jakiś związek między nami? I dlatego one tak nie chciały, bym za wcześnie tę Pieśń poznała? Ale cóż mogę odpowiedzieć, skoro nawet nie znam Pieśni? I nie pojmuję, jakże to ja, właśnie ja mam być jej bohaterką…?”

– Znasz zatem Pieśń Jedyną? – spytała oględnie, cały czas dbając o iście królewski wyraz twarzy, choć w rzeczywistości nie wiedziała, jaki on ma być, ten właśnie wyraz twarzy i jej mimika była przesadna. Jednak przejęty Ajok tego nie spostrzegł. Myślał bowiem właśnie, że Luelle jest piękna. Zbyt piękna – i że powinno sieją opiewać w pieśniach i wierszach, ale nie powinno się być jej mężem, gdy jest się Ajokiem, wątłym, słabym chłopcem, który umie jedynie pisać wiersze. “Mógłbym jej poświęcić wiersz, nawet niejeden, ale nie mogę być jej mężem” – pomyślał ze smutkiem, a zarazem z pewną ulgą. Myśl o małżeństwie w gruncie rzeczy przerażała go. Dopiero teraz pojął to z całą wyrazistością i decyzja, że na pewno nie będzie zabiegać o rękę tej wspaniałej księżniczki, baśniowej Istoty z Pieśni Jedynej sprawiła, że poczuł się wolny. Wolny – i szczęśliwy, bo równocześnie był blisko niej.

Nagle ku swemu przerażeniu ujrzał, że w szaroniebieskich oczach Luelle coś zalśniło. Łzy…?

– Ty płaczesz? – spytał przejęty. – Płaczesz, że jesteś w niewoli? Ja ci pomogę, przysięgam! Zobaczysz, że uda mi się i uciekniesz z tego miejsca! A Pieśń Jedyna się spełni. Do samego końca!

Tak, Dziewczyna płakała. Nie z rozpaczy. Czarownice nauczyły ją nie poddawać się nawet w trudnych sytuacjach. Płakała, bowiem na jej szesnastoletnie barki spadło nagle zbyt wiele. Z beztroskiej, zdolnej uczennicy tajemniczych Czarownic stała się potomkinią wielkiego królewskiego rodu – i zaczęła na niej ciążyć jakaś ogromna, nieznana odpowiedzialność, związana z Pieśnią Jedyną. A tymczasem ona nic o tym nie wiedziała. I nadal właściwie nic nie wie. Co ma powiedzieć temu chłopcu? Prawdę – czy też dalej udawać pełną godności i dumy królewską córkę, której nic nie jest straszne?

– Ajoku… – wyszeptała nagle wiedziona jakimś tajemniczym impulsem. – Ja do dziś nie wiedziałam, kim jestem, i nie znam Pieśni Jedynej, poza paroma zwrotkami o historii Wielkiego Królestwa i jego niewoli. Nie wiem, o czym mówisz, i nie wiem, co mam robić. Po raz pierwszy usłyszałam, że ja i Pieśń jesteśmy ze sobą w jakiś sposób związane. To, kim jestem, spadło na mnie tak nagle… i to jest piękne, ale… ale zarazem okropne! Dopiero teraz zaczynam się bać, i to jak! Jeszcze wczoraj bałam się tylko śmierci, a dziś wiem, że to chodzi o coś znacznie większego niż tylko moja śmierć czy moje życie. Pomóż mi to pojąć, Ajoku…

– Nie wiedziałaś, że jesteś Luelle? – zdumiał się Ajok. – 1 nie znasz Pieśni Jedynej? Jakże to możliwe?

– Nie wiem, kto mnie urodził, nie pamiętam mojej matki, nie pamiętam prawie nic z mojego dzieciństwa. Wydaje mi się, że zawsze, od początku byłam córką Czarownic, choć długo nie wiedziałam, że one są Czarownicami. Do siódmego roku życia opiekowała się mną Czarownica Pierwsza, potem była to Czarownica Druga, zaś jako trzynastoletnia Panienka przeszłam w ręce Czarownicy Trzeciej. A tam, w sercu Ardżany została moja przedostatnia z Opiekunek, Czarownica Czwarta. Podobno istnieje jeszcze Piąta, którą miałam ujrzeć tej wiosny. Żadna z Opiekunek nie chciała powiedzieć mi mego imienia, nie rzekła ani słowa o moim przeznaczeniu, choć teraz, gdy sobie przypominam niektóre ich słowa, wiążą się one z tym, czego dowiedziałam się tutaj, ale to były jedynie aluzje, i to tak odległe… Dość długo sądziłam, że ja także mam być Czarownicą. Ile razy w czasie naszej wędrówki przez kraj śpiewano gdzieś Pieśń Jedyną, moje Opiekunki nie pozwoliły nigdy, bym poznała jej zakończenie – mówiła Dziewczyna, a wraz z jej opowiadaniem, które wchłaniał w siebie rozgorączkowany Ajok, przybywało jej odwagi i obsychały pierwsze w życiu łzy. – W Ardżanie, w Pałacu Królów byłam dziwnie szczęśliwa, nawet bardziej niż w Lesie, a zarazem niespokojna. Czułam, że dzieje się ze mną coś niepojętego, co wiąże mnie z każdym kamieniem Pałacu i całej Ardżany, z każdym ocalałym fragmentem miasta, jakbym kiedyś, bardzo, bardzo dawno temu wyszła z niego i znowu wróciła. A przecież nigdy wcześniej go nie widziałam!

– To był Czar – powiedział z przejęciem Ajok i zanucił:

“W latach niewoli Czar się rozsnuwa, Czar dawnych dziejów,

Czar wyzwolenia. Niosą go wichry, deszcze i śniegi, niosą go rzeki

I Czarownice w Czar ten spowiją istotę żywą z rodu Luilów,

którą powiodą przez wszystkie drogi;

Wielkie Królestwo pozna jak swoje.

Uzdrowi ludzi, uzdrowi ziemię,

pozna Ardżany każdy zakątek

i na dwa lata przed wyzwoleniem tam dozna życia swego odmiany.

Poczuje ojców swoich odwagę dumę i godność Luilów miana.

I Czar w nią wstąpi.”

Dziewczyna słuchała niemal całą sobą, chłonąc każde słowo, zaś Ajok nucił dalej tę dziwną Pieśń o zmiennym rytmie:

“Mieć będzie ta istota włosy koloru złota,

pszenicy tego kraju,

oczy jak niebo przed burzą i dar magiczny nieduży

wzięty z Luilów córki

ostatniej z tego rodu, która zbiegła przed wrogiem…”

– To ja – pomyślała z nagłym lękiem, ale zaraz opanowała się. Ajok zaczynał kolejną zwrotkę:

“I siedem setek, siedem dziesiątek, siedem lat mija,

Już Czarownice wiodą Istotę z rodu Luila,

54
{"b":"100385","o":1}