Литмир - Электронная Библиотека

– … ach tak – szepnęła Czarownica Trzecia. – Siostra Druga wspominała mi o twojej przyjaźni z Gwiazdami. Więc wystarczą moje myśli?

– Wystarczą, byle skupiły się na tej jednej, jedynej: myśli o ratunku. Twoja i moja myśl pomkną w przestrzeni daleko, daleko, aż dotrą do tej Gwiazdy. Gwiazda, jeśli zechce, zrozumie je. Jeśli będzie miała taki kaprys, to spełni prośbę dwóch Ziemianek, lub też zlekceważy ją, uda, że wcale jej nie słyszała. A teraz myśl. Myśl całą sobą…

I w lochu zapadło ciężkie, pełne napięcia milczenie. Oczy dwóch więźniarek utkwione były w złotym, migocącym punkcie na coraz to bardziej szarzejącym niebie. Ich pełne intensywnej rozpaczy myśli gęstniały, skupiały się w niewidoczną falę powietrzną i szybowały w przestrzeń. Były szybsze niż dźwięk i światło, gdyż tylko myśl może w paru sekundach pokonać niezmierzone obszary i nic nie będzie dla niej przeszkodą – chyba że trafi na inną myśl, silniejszą od siebie. Ale w tym akurat czasie nikt na ziemi nie próbował przesyłać swych myśli Gwiazdom i Niebieska Droga była wolna.

Oczy obu więźniarek nie odrywały się od złotego punktu na niebie, które szarzało, szarzało, szarzało… a potem zaczęło niebieszczeć. I wówczas złocisty punkt zniknął sprzed ich oczu.

Spojrzały na siebie.

– Usłyszałaś odpowiedź Gwiazdy? – spytała z napięciem Czarownica.

Panienka pokręciła głową.

– Nie. Za mało czasu miała na odpowiedź.

– Ona zniknęła. Wszystkie zniknęły. Niebo rozjaśniło się – powiedziała Czarownica. – A skoro ich tam nie ma, to nie mogą nam pomóc. Zaraz wzejdzie słońce.

– One są tam cały czas – powiedziała Panienka. – Tylko nie widzimy ich za dnia. Jeśli nas usłyszały…

– Jeśli zechcą… szepnęła Czarownica. – Są przepełnione poczuciem swej ważności?

– Nie. Są równie potężne i zarazem równie biedne jak Ziemia. Może znając swój bezmiar kłopotów, zechcą pojąć nasze…?

Słońca jeszcze nie było widać zza murów Ratusza, ale jego pierwsze promienie już padały na Rynek, rozświetlając go i ujmując nieco smutnej brzydoty i śladów zniszczeń.

– Mówiłem, że jeszcze tu będziecie! – usłyszały za sobą pisk szczurzycy. Stała na tylnych łapkach razem ze swym towarzyszem. – Wiedziałam, że nie ma dla was ratunku. Nikt stąd nie wyjdzie, może tylko ptak…

– … malutki ptaszek – poprawił szczur. – Kraty w oknie są gęste. A przemiany w szczura lub myszkę jednak nie radzę, bo moi bracia i siostry nie lubią obcych.

W lochu panowało milczenie. Szczury wyczuwając swą zbędność zniknęły. Czarownica i Panienka siedziały nieruchomo i w ciszy. Niebo za wąskim okienkiem błękitniało i rozświetlało się złociście od ciągle niewidocznego z lochu słońca.

– Jeszcze poczekamy – szepnęła Czarownica. – Ale gdy już nie będzie innego wyjścia, przemienię cię w ptaka. Uczynię to jednak w ostatniej chwili. Do samego końca dam szansę Losowi.

– A ty? Co z tobą?

– Mnie nic nie pomoże. Mówiłam ci, że wykorzystałam już prawo do trzech sztuk magicznych we własnej obronie. Zostało mi jedynie prawo przemiany w ptaka w Godzinie Stosu. Dziękuję Bogom i za tę łaskę.

Czas mijał. Znowu zapadło milczenie. Obie więźniarki odczuły daremność swych starań i przygnębione oparły się o ścianę lochu. Czarownica bezsilnie przymknęła oczy, zaś Panienka z ponurym żalem wpatrywała się w snop coraz jaskrawszego światła, spływający do ich celi z małego okienka. W promieniach słonecznego blasku wyraźnie widać było drobinki kurzu, wirujące w powietrzu i wielką, gęstą pajęczynę rozsnutą w jednym z kątów. Pająk jednak – zamiast siedzieć przycupnięty w jej sieci – gnał szybko w stronę krat okienka na swych długich, zgiętych nogach.

– On ucieka, a my… – wyszeptała Panienka ze smutkiem. Pająk właśnie znikał z drugiej strony gęstej kraty. Czarownica otwarła oczy i spytała z zaciekawieniem:

– Dlaczego ucieka? Jego pajęczyna jest mocna, bezpieczna, więc czemu ją porzuca? I czemu robi wrażenie oszalałego ze strachu?

Nagle znowu zjawiły się szczury. Stały na tylnych łapkach a ich długie wąsy drżały nerwowo:

– Żegnamy was – powiedziała szybko szczurzyca. – Nasze przednie straże już wyryły wyjście na zewnątrz ratusza. Tu zaczyna być niebezpiecznie. Więc uciekamy wszyscy, cały nasz tutejszy szczurzy ród.

– Niebezpiecznie? Co masz na myśli? – spytała Czarownica.

– Nie wiem, ale wszyscy, ilu nas jest, wyczuwamy coś groźnego, co zbliża się coraz szybciej i szybciej. Jedyne co wiemy, to że musimy stąd jak najszybciej uciec. Wiesz chyba, że szczurzy ród wyczuwa niebezpieczeństwo już na długo przedtem, zanim ono się stanie i na przykład opuszcza statek na oceanie przed jego zatonięciem? Teraz właśnie mamy przeczucie, że tutaj i to szybko stanie się coś bardzo groźnego dla naszego życia. Żegnajcie!

I szczury zniknęły w jednej z dziur.

– Spójrz – szepnęła Czarownica. – Te karaluchy też uciekają. Cała ich armia, która tkwiła bezpiecznie w tej celi przez długi czas, porzucają teraz i pędzi z całych sił, wciskając się we wszystkie szczeliny…

– Ja też zaczynam dziwnie się czuć – odparła cicho Panienka. – Mam takie uczucie, jakby zaraz coś miało się stać. Coś bardzo groźnego, ale…

– … ale nie dla nas. Tak. Też tak to odczuwam – odparła Czarownica. – Spójrz, szaleje bardzo silny wiatr, prawie jak huragan, a zerwał się tak nagle i niespodziewanie… Jedno z nielicznych drzew, które tu jeszcze stoi, przegina się, mimo grubego pnia, niemal ku ziemi. Spytam tego drzewa, co się dzieje…

Czarownica przytknęła twarz do kraty i wbiła wzrok w tańczące na silnym wietrze konary drzewa.

– Ono mówi – zaczęła monotonnie – że do Miasteczka zbliża się duża gromada jeźdźców. Jadą coraz szybciej, gdyż wiatr im sprzyja, nie muszą pokonywać jego oporu. Ale ten wiatr, mówi drzewo, jest bardzo dziwny. Nic wcześniej go nie zapowiadało, nie wyczuła jego nadejścia żadna roślina. Korzenie tego drzewa, które sięgają daleko w głąb, gdyż liczy ono sobie prawie dwieście lat, wyczuwają w Matce Ziemi napięcie, jakiego od wieków nie czuły. Ono jeszcze mówi, że Matka Ziemia zaczyna się ruszać, tam, głęboko, u jego korzeni…

– Ziemia zaczyna się ruszać…? – spytała Panienka. – Dziwne doprawdy. Nigdy nie słyszałam o ruszającej się samej z siebie ziemi… Słyszysz? Z oddali już dochodzi tętent kilkudziesięciu koni. To pewnie jadą po nas żołnierze straszliwego Urgha… Ale Ziemia… tak… ja teraz też czuję, że Ziemia się rusza…

Rzeczywiście, ziemia ruszała się. Ta pod ich nogami i ta wokół Ratusza, w którego lochu tkwiły. Ruszała się co prawda wolno, ale dziwnie, to pęczniejąc w jednym miejscu, to zapadając w innym, ale jej ruch zaczynał niemal niedostrzegalnie z początku, a potem coraz widoczniej przyśpieszać… przyśpieszać… przyśpieszać…

– Spójrz – szepnęła Czarownica, obejmując Panienkę swym opiekuńczym ramieniem. – Wielkie głazy, z których zbudowane są ściany naszego lochu, też zaczęły się ruszać…

– Nie wytrzymują ruchu ziemi, zaczną się rozsypywać odparła Panienka równie cicho.

– Tak – rzekła wolno Czarownica. – Te głazy tego nie wytrzymają. Chyba wkrótce runie jeden lub dwa, a wówczas… wówczas runą mury naszej celi, a zaraz potem cały Ratusz…

Nagle ich uszu zaczęło dobiegać głuche dudnienie, które wydobywała z siebie Matka Ziemia, kotłując się i przewalając coraz silniej i silniej, szybciej i szybciej. Wydawało się, że pod ziemią ktoś gra na setkach, ba, tysiącach potężnych bębnów!

– Ależ to jest trzęsienie ziemi! – oznajmiła zdumiona Czarownica. – Tylko raz w życiu widziałam coś takiego, bardzo, bardzo dawno temu, w Wysokich Górach! Jeżeli to jest właśnie t o, grozi nam ogromne niebezpieczeństwo! Ziemia w każdej chwili może rozewrzeć się pod naszymi nogami, wpadniemy w jedną z głębokich szczelin, która natychmiast się nad nami zamknie! Albo też umrzemy pod gruzami tego gmachu! Dziwne, ale jednak nie mam przeczucia śmierci… Spójrz! Ściany lochu się rozstępują i czynią nam przejście! Biegnij!

– To spowodowały Gwiazdy! – krzyknęła Panienka, skacząc równocześnie zręcznie przez ruiny ściany, która przedtem dzieliła ich od wolności. – Nie pojmujesz? To one uczyniły, dla nas! Dały nam szansę! Burzą mury, które nas uwięziły!

34
{"b":"100385","o":1}