– Hę? Kto to jest? Czy my ich oficjalnie uznajemy?
– Nie wiem, sir. Nie potrafię powtórzyć jego nazwiska.
– Dobrze, proszę łączyć.
– Pan ambasador? – rozległ się w słuchawce głos zabarwiony silnym cudzoziemskim akcentem. – Pan Atkinson?
– Tak, tu Atkinson. Proszę mi wybaczyć, ale nie mogę sobie skojarzyć ani pańskiego nazwiska, ani organizacji, w której imieniu pan występuje…
– Nie szkodzi. Mówię w imieniu Królowej Wężów…
– Chwileczkę! – krzyknął ambasador Stanów Zjednoczonych w Zjednoczonym Królestwie. – Proszę zaczekać dwadzieścia sekund, ale się nie rozłączać! – Atkinson włączył urządzenie szyfrujące i poczekał na charaktery styczne piśniecie w słuchawce. – W porządku, niech pan mówi.
– Otrzymałem instrukcje od Królowej Wężów. Powiedziano mi, że mam się zwrócić do pana o ich potwierdzenie.
– Potwierdzam!
– Czy w związku z tym mam rozumieć, że mogę przystąpić do ich wykonywania?
– Dobry Boże, tak! Proszę robić wszystko, co panu każą! Niech pan nie zapomni, co się stało z Teagartenem w Brukseli i Armbrusterem w Waszyngtonie! Proszę mnie chronić! Niech pan robi wszystko, co mówią!
– Dziękuję, panie ambasadorze.
Bourne najpierw zanurzył się w najgorętszej kąpieli, jaką mógł wytrzymać, potem wziął najzimniejszy prysznic, jaki był w stanie znieść, a następnie zmienił opatrunek na karku, wrócił do niewielkiego pokoju i padł na łóżko… A więc Marie udało się znaleźć prosty, a mimo to zaskakujący sposób na dotarcie do Paryża. Niech to szlag trafi! W jaki sposób ma ją teraz odszukać, żeby ją chronić? Czy ona w ogóle zdaje sobie sprawę z tego, co robi? David na pewno by wpadł w panikę i popełnił masę błędów… Boże, przecież ja jestem Davidem!
Przestań! Uspokój się!
Zadzwonił telefon. Jason chwycił gwałtownym ruchem słuchawkę.
– Tak?
– Santos chce się z tobą widzieć. Ma pokojowe zamiary.