Литмир - Электронная Библиотека

– Towarzyszu! – zawołał sotto voce recepcjonista, kiedy trzej mężczyźni mijali jego stanowisko, kierując się do wind. – Jest do was pilna wiadomość – dodał, podążając ku niemu szybkim krokiem. Wcisnął Krupkinowi w dłoń złożoną kartkę papieru. – Polecono mi, żebym osobiście ją wam przekazał.

– Już to zrobiliście. Dziękuję wam. – Dymitr poczekał, aż mężczyzna oddali się na kilka kroków, po czym rozłożył kartkę. – Muszę natychmiast skontaktować się z placem Dzierżyńskiego – powiedział, odwróciwszy się do stojących tuż za nim Bourne'a i Conklina. – To wiadomość od jednego z moich komisarzy. Chodźmy, prędko.

Apartament, podobnie jak główny hol, należał nie tylko do innego czasu i innej epoki, ale nawet do innego kraju. Niezbyt dokładnie wykonane kopie oryginalnych elementów wyposażenia i nieco wyblakłe draperie nie psuły ogólnego wrażenia, zdawały się jedynie podkreślać rozmiary przepaści dzielącej przeszłość od teraźniejszości. Drzwi do dwóch sypialni znajdowały się po obu stronach sporego salonu. W skład jego umeblowania wchodził także bar o miedzianym blacie, zastawiony butelkami alkoholi, jakie niezmiernie rzadko można było zobaczyć na półkach moskiewskich sklepów.

– Rozgośćcie się – zaprosił ich Krupkin, kierując się prosto do telefonu, który stał na udającym antyk biurku; stanowiło ono krzyżówkę stylu królowej Anny z późnym Ludwikiem. – Przepraszam, Aleks, zupełnie zapomniałem! Zaraz każę przynieść herbaty albo wody mineralnej…

– Nie zawracaj sobie głowy. – Aleks wziął od Jasona swoją torbę i wszedł do sypialni po lewej stronie. – Przede wszystkim muszę się umyć. Ten samolot był po prostu brudny.

– Ale chyba przyznasz, że dość niedrogi, prawda? – zapytał Krupkin. Podniósł słuchawkę i zajął się wykręcaniem numeru. – Skoro już tam jesteś, niewdzięczniku – mówił dalej, podniósłszy nieco głos – to możesz otworzyć szufladę nocnego stolika. Znajdziesz tam dwa pistolety automatyczne graz, kaliber 38… Bardzo proszę, panie Bourne- zwrócił się do Jasona. – Pan chyba nie jest abstynentem, a podróż była długa i męcząca. To może chwilę

potrwać, bo mój komisarz numer dwa jest niezłym gadułą.

– Dziękuję, chyba rzeczywiście skorzystam – powiedział Bourne, rzucając torbę na podłogę przy drzwiach drugiej sypialni. Podszedł do baru, wyszukał wśród butelek tę o najbardziej znajomym kształcie i przyrządził sobie drinka. Krupkin tymczasem rozmawiał po rosyjsku, a że Jason nie znał tego języka, podszedł ze szklanką do jednego z wysokich okien wychodzących na szeroką aleję noszącą imię Karola Marksa.

– Dobryj dień… Da, da, poczemu…? Sadowaja togda, dwadcat' minut. – Oficer KGB odłożył słuchawkę i potrząsnął z irytacją głową. Bourne dostrzegł kątem oka ten ruch, więc odwrócił się w stronę Krupkina. – Tym razem mój komisarz nie był zbyt gadatliwy, panie Bourne. Pośpiech i wyraźne rozkazy okazały się ważniejsze.

– Co pan przez to rozumie?

– Musimy stąd natychmiast wyjechać. – Krupkin spojrzał na drzwi po lewej stronie salonu. – Aleksiej, chodź tutaj! Szybko! Próbowałem mu wyjaśnić, że dopiero co przylecieliście – ciągnął, zwróciwszy się ponownie do Jasona – ale wcale go to nie wzruszyło. Powiedziałem nawet, że jeden z was właśnie bierze prysznic, a on na to: "No to niech zakręci wodę i wyjdzie".

Do pokoju wszedł, utykając, Conklin. Miał rozpiętą koszulę i wycierał sobie twarz ręcznikiem.

– Przykro mi, Aleksiej, ale musimy jechać.

– Dokąd? Przecież dopiero co przyjechaliśmy.

– Do mieszkania przy Sadowej. To taki moskiewski Grand Boulevard, panie Bourne. Może nie dorównuje Polom Elizejskim, ale nie jest wcale najgorszy. Carowie wiedzieli, jak trzeba budować.

– A co tam jest? – pytał dalej Conklin.

– Komisarz numer jeden – wyjaśnił Krupkin. – W tym mieszkaniu będzie nasza kwatera główna. Nie wie o niej nikt, z wyjątkiem nas pięciu. Zdaje się, że stało się coś ważnego, bo mamy natychmiast tam się zjawić.

– W zupełności mi to wystarczy – powiedział Jason, odstawiając na barek nie dopitego drinka.

– Dokończ go – rzucił przez ramię Aleks, kuśtykając do sypialni. – Muszę sobie wypłukać mydło z uszu i mocniej przywiązać nogę.

Bourne posłusznie wziął szklankę do ręki, obserwując spod oka oficera KGB, który odprowadził Conklina dziwnie smutnym, melancholijnym spojrzeniem.

– Znał go pan wcześniej, zanim stracił stopę? – zapytał cicho Jason.

– O tak, panie Bourne. Znamy się od dwudziestu pięciu… nie, dwudziestu sześciu lat. Stambuł, Ateny, Rzym, Amsterdam… Był niezwykłym przeciwnikiem. Obaj byliśmy wtedy młodzi, sprawni, wpatrzeni wyłącznie w siebie, każdy usiłował za wszelką cenę dorosnąć do wizerunku, który stworzył sobie w wyobraźni… To dawne czasy. Byliśmy naprawdę dobrzy, może mi pan wierzyć, on nawet lepszy, ale proszę mu tego nie powtarzać. Zawsze

potrafił spojrzeć na wszystko z większej perspektywy, ogarnąć całość sytuacji. Myślę, że także dzięki swemu rosyjskiemu pochodzeniu.

– Dlaczego użył pan słowa "przeciwnik"? – zapytał Jason. – Zupełnie, jakbyście byli sportowcami i brali udział w jakichś igrzyskach. Czyżby nie był wtedy po prostu pańskim wrogiem?

Krupkin odwrócił raptownie swoją potężną głową w stronę Bourne'a. W szklanym spojrzeniu jego oczu nie było ani odrobiny ciepła.

– Oczywiście, że był moim wrogiem, panie Bourne. Powiem nawet więcej: nadal nim jest. Proszę nie brać moich słabostek za to, czym nie są. Moje skłonności mogą wpływać na kształt mych przekonań, ale nie zdołają ich zmienić… Widzi pan, nie jestem katolikiem, który może się wyspowiadać, a następnie wstać od konfesjonału i dalej grzeszyć, na przekór swojej wierze, ale ja też wierzę… Mój dziadek i babka zostali powieszeni – powieszeni – za

to, że ukradli parę kurczaków z gospodarstwa należącego do księcia Roma nowa. Tylko nieliczni spośród moich przodków mieli szansę nauczyć się choć by czytać i pisać, bo o żadnej prawdziwej edukacji nie mogło nawet być mowy. Wielka Rewolucja Marksa i Lenina była zaledwie pierwszym krokiem, ale we właściwym kierunku. Popełniono tysiące błędów, w tym wiele niewybaczalnych i tragicznych w skutkach, ale początek został zrobiony. Ja sam jestem tego najlepszym dowodem.

– Obawiam się, że nie rozumiem.

– Dlatego że ani wy, ani wasi kiepscy intelektualiści nigdy nie byliście w stanie zrozumieć tego, co my zrozumieliśmy od samego początku. "Das Kapitał", panie Bourne, przewidywał stopniowe dochodzenie do społeczeństwa sprawiedliwego zarówno pod względem ekonomicznym, jak i politycznym, ale nigdzie nie zostało powiedziane nic o formie państwa. Wiadomo tylko tyle, że nie może ono być takie, jakie było.

– Szczerze mówiąc, nie jestem specjalistą w tej dziedzinie.

– Wcale nie musi pan nim być. Przy odrobinie szczęścia za sto lat będzie pan socjalistą, a my kapitalistami.

Z łazienki Aleksa przestał dochodzić szum wody.

– Proszę mi coś powiedzieć – zwrócił się Jason do Rosjanina. – Czy mógłby pan go zabić?

– Oczywiście. Tak samo jak on mnie, czyli z ogromnym bólem i tylko w razie absolutnej konieczności. Obaj jesteśmy profesjonalistami i zdajemy sobie z tego sprawę, choć często nie budzi to naszego entuzjazmu.

– W takim razie nie jestem w stanie was zrozumieć.

– I niech pan nawet nie próbuje, panie Bourne. Jeszcze pan do tego nie doszedł. Jest pan blisko, ale jeszcze trochę brakuje.

– Czy mógłby mi pan to wyjaśnić?

– Dotarłeś do przełomowego momentu swojego życia, Jason… Mogę tak do ciebie mówić?

– Jasne.

– Masz teraz około pięćdziesiątki, prawda?

– Zgadza się. Za parę miesięcy skończę pięćdziesiąt jeden. Co z tego?

– Aleksiej i ja przekroczyliśmy już sześćdziesiątkę. Czy zdajesz sobie sprawę z tego, jaka to ogromna różnica?

– A skąd niby miałbym wiedzieć?

– Więc pozwól, że ci wyjaśnię. W dalszym ciągu widzisz siebie jako młodego człowieka wykonującego błyskawicznie i bezbłędnie wszystko, co sobie zaplanował, i pod wieloma względami masz rację. Jesteś sprawny, bardzo silny – jednym słowem jesteś panem własnego ciała. Jednak prędzej czy później nadejdzie taka chwila, kiedy ciało będzie jeszcze sprawne, ale umysł przestanie być zdolny do podejmowania natychmiastowych decyzji. Krótko mówiąc, przestaniesz się tak bardzo o siebie troszczyć, natomiast zaczniesz się zastanawiać, czy powinieneś się cieszyć, czy martwić tym, że udało ci się przeżyć.

– Czy chcesz przez to powiedzieć, że jednak nie mógłbyś zabić Aleksa?

– Nie licz na to, Jasonie Bourne czy Davidzie jakiś tam.

Do salonu wszedł Conklin. Utykał bardziej niż zwykle, a jego twarz była wykrzywiona bolesnym grymasem.

– Chodźmy – powiedział.

– Źle ją przypiąłeś? – zapytał Jason. – Czy mam…

– Daj spokój! – przerwał mu niecierpliwie Aleks. – Trzeba być akrobatą, żeby dosięgnąć do tych wszystkich klamer i zatrzasków.

Bourne zrozumiał wymówkę i postanowił zrezygnować na przyszłość z wszelkich prób pomocy przy mocowaniu protezy. Krupkin obrzucił Aleksa spojrzeniem, w którym współczucie walczyło o lepsze ze zdziwieniem i podziwem, i powiedział:

– Samochód czeka na Swierdłowskiej, bo tam mniej rzuca się w oczy. Każę portierowi, żeby go sprowadził przed wejście.

– Dziękuję – odparł z wdzięcznością Conklin.

Ekskluzywne mieszkanie przy ulicy Sadowej mieściło się we wzniesionym z kamienia starym budynku, który podobnie jak hotel Metropol dawał wyobrażenie o architektonicznych gustach obowiązujących w cesarstwie rosyjskim u schyłku ubiegłego stulecia. Apartamenty służyły głównie przybywającym z dłuższymi lub krótszymi wizytami dygnitarzom i były specjalnie do tego przygotowane, to znaczy miały zainstalowane urządzenia podsłuchowe, dozorcy zaś, portierzy i sprzątające kobiety albo pracowali dla KGB, albo byli często przez KGB przesłuchiwani. Ściany pokoi okrywał czerwony welur, a ozdobne meble pamiętały jeszcze czasy ancient regime. W salonie, po prawej stronie ogromnego kominka, stał przedmiot jakby przeniesiony z koszmarnego snu dekoratora wnętrz: wielka, czarna jak noc szafka, a w niej telewizor i stojące jeden nad drugim magnetowidy, każdy na inny rodzaj kaset.

142
{"b":"97555","o":1}