– To doprawdy wspaniałe.
– Dla niego raczej okropne. Musi sobie zdawać z tego sprawę każdy, kto go choć trochę zna.
– Jestem zraniony, śmiertelnie zraniony! – wykrzyknął Krupkin. – Ale moje obrażenia nie mają w tej chwili najmniejszego znaczenia. Będziesz z na mi współpracować, Domie?
– Będę, Kruppie, z całych sił! Chciałabym tylko, żeby Jason Bourne sprecyzował swoją ofertę. Trzymając się Carlosa, jestem zamkniętym w klatce zwierzęciem, ale bez niego zaledwie starą, wyeksploatowaną kurtyzaną. Pragnę, żeby zapłacił za śmierć mojej siostry i wszystko, co mi zrobił, lecz nie mam ochoty zaraz potem znaleźć się w rynsztoku.
– Proszę podać cenę – zaproponował Jason.
– Lepiej niech ją pani napisze – poprawił go Conklin, rzuciwszy szybkie spojrzenie na Krupkina.
– Niech pomyślę… – odparła z zastanowieniem Lavier, podchodząc do biurka Leconte'a. – Od sześćdziesiątki dzieli mnie kilka lat – nie ma znaczenia, z której strony – więc jeśli założymy, że Szakal zginie, a mnie nie przytrafi się jakaś poważna choroba, zostało mi piętnaście do dwudziestu lat życia. – Nachyliła się nad biurkiem, otworzyła notatnik, napisała w nim liczbę, wydarła kartkę i podała ją Jasonowi. – Chyba nie powinien pan się targować,
panie Bourne. Wydaje mi się, że to uczciwa propozycja.
Jason spojrzał na kartkę, na której obok litery S przeciętej dwoma równoległymi, pionowymi kreskami widniała jedynka z sześcioma zerami.
– Zgadzam się – powiedział, oddając kartkę kobiecie. – Proszę tylko powiedzieć, gdzie i w jaki sposób chce pani odebrać pieniądze, a ja zajmę się tym natychmiast, jak stąd wyjdziemy. Cała suma powinna nadejść najdalej jutro rano.
Podstarzała prostytutka spojrzała Bourne'owi prosto w oczy.
– Wierzę panu – powiedziała po chwili i ponownie nachyliła się nad biurkiem, zapisując na kartce potrzebne informacje. Kiedy skończyła, oddała kartkę Jasonowi. – Umowa stoi, monsieur. Miejmy nadzieję, że Bóg jest po naszej stronie, bo jeśli nie, to wszyscy jesteśmy już martwi.
– Mówi to pani jako siostra zakonna?
– Mówię to jako kobieta, która potwornie się boi. Bourne skinął głową.
– Mam do pani kilka pytań. Zechce pani usiąść?
– Oui. Najlepiej z papierosem. – Lavier wróciła na białą sofę, wyjęła z torebki papierosa i zapadając się w miękkie poduszki, wzięła do ręki leżącą na stoliku złotą zapalniczkę. – Obrzydliwy nałóg, ale są chwile, kiedy trudno byłoby się bez niego obejść – powiedziała, zaciągnąwszy się głęboko. – Pańskie pytania, monsieur?
– Co się stało w hotelu Meurice? A przede wszystkim, jak do tego doszło?
– Wszystko zaczęło się przez tę kobietę – domyślam się, że była to pańska żona. Pan i pański przyjaciel z Deuxieme czekaliście na Carlosa, żeby go zabić, jak tylko się zjawi, ale kiedy pan wszedł na jezdnię, ta kobieta nie wiadomo czemu zaczęła krzyczeć… Resztę sam pan widział. Dlaczego kazał mi pan zatrzymać się właśnie w Meurice, skoro wiedział pan, że ona tam jest?
– O to chodzi, że nie wiedziałem. Jak teraz wygląda nasza sytuacja?
– Carlos nadal mi ufa. Wierzy, że wszystkiemu jest winna pańska żona i nie ma najmniejszego powodu, żeby mnie podejrzewać. Przede wszystkim dlatego, że pan był na miejscu, co potwierdza moją wiarygodność. Gdyby nie ten oficer Deuxieme, już by pan nie żył.
Bourne ponownie skinął głową.
– W jaki sposób może pani dotrzeć do Carlosa?
– Nie mogę. Nigdy nie mogłam i nigdy mi na tym nie zależało. On wolał, żeby tak było, a czeki zawsze przychodziły na czas, więc nie miałam powodu do narzekań.
– Ale przekazywała mu pani wiadomości. – Jason nie dawał za wygraną. – Sam słyszałem.
– Owszem, lecz nigdy bezpośrednio. Dzwoniłam do tanich kafejek i rozmawiałam z nieznajomymi, starymi ludźmi, z których większość nie miała najmniejszego pojęcia, o czym mówię, ale zaraz potem oni dzwonili do kogoś innego i powtarzali to, co usłyszeli, a ten ktoś dzwonił jeszcze gdzie indziej, i tak dalej… Musiało to działać, bo wiadomości bardzo szybko docierały do celu.
– A nie mówiłem? – odezwał się triumfującym tonem Krupkin. – Fałszywe nazwiska, podejrzane spelunki… ślepe uliczki!
– Mimo to wiadomości docierały do celu – odparł Conklin, powtarzając słowa kobiety.
– Kruppie ma rację. – Starzejąca się, ale nadal piękna kobieta zaciągnęła się nerwowo papierosem. – Ścieżki są tak poplątane, że nie sposób po nich gdziekolwiek trafić.
– Mało mnie to obchodzi – odparł Aleks, mrużąc oczy, jakby wpatrywał się w coś, czego nikt poza nim nie był w stanie dostrzec. – Najważniejsze, że ponad wszelką wątpliwość prowadzą do Carlosa.
– To prawda.
Conklin nagle uniósł powieki i spojrzał na Dominique Lavier.
– Musi pani wysłać Szakalowi pilną wiadomość, żądając bezpośredniego spotkania. Dowiedziała się pani czegoś, co może pani przekazać tylko jemu, bez żadnych pośredników!
– Na przykład czego? – wybuchnął Krupkin. – Jaka informacja może być tak ważna, żeby Szakal zgodził się na spotkanie? Przecież ten człowiek ma obsesję na punkcie pułapek, dokładnie tak samo jak obecny tutaj pan Bourne, a w tej chwili każde takie żądanie pachnie zasadzką na kilometr!
Pogrążony głęboko w myślach Aleks potrząsnął głową i pokuśtykał do okna. Skupione spojrzenie jego zmrużonych oczu świadczyło o ogromnej koncentracji, ale po chwili powieki znowu powędrowały w górę.
– Mój Boże, to się może udać! – szepnął.
– Co się może udać? – zapytał niecierpliwie Bourne.
– Dymitr, szybko! Zadzwoń do ambasady i każ im przysłać największą, najbardziej luksusową limuzynę, jaką macie w tej twierdzy proletariatu!
– Co takiego?!
– Rób, co ci mówię!
– Ależ, Aleksiej…
– Szybko!
Ton, jakim Conklin wypowiedział swoje żądanie, przyniósł właściwy efekt. Rosjanin podszedł do aparatu wykonanego z macicy perłowej, podniósł słuchawkę i wykręcił numer, nie spuszczając jednak ani na chwilę zdumionego spojrzenia z Aleksa, który z kolei jakby nigdy nic wyglądał na ulicę. Lavier popatrzyła na Jasona, ale ten tylko potrząsnął bezradnie głową. Oboje słuchali, jak Krupkin rozmawia z kimś po rosyjsku, wydając nie znoszącym sprzeciwu głosem krótkie polecenia.
– Załatwione – oświadczył oficer KGB, odkładając słuchawkę. – A teraz byłoby dobrze, gdybyś przekonał mnie, że to, co zrobiłem, ma jakikolwiek sens.
– Moskwa – odparł lakonicznie Conklin, w dalszym ciągu spoglądając na ulicę.
– Aleks, na litość boską…
– Coś ty powiedział?! – ryknął Krupkin.
– Musimy wypłoszyć go z Paryża – odparł Conklin, odwracając się od okna. – Chyba trudno wyobrazić sobie lepsze miejsce niż Moskwa, prawda? – Nim któryś z zaskoczonych mężczyzn zdążył coś powiedzieć, Aleks zwrócił się do Dominique Lavier. – Jest pani pewna, że on pani nadal ufa?
– Nie miał najmniejszego powodu, żeby przestać.
– W takim razie powinny wystarczyć dwa słowa: "Moskwa, niebezpieczeństwo". Tyle mu pani na razie przekaże. Forma jest obojętna, ale koniecznie musi pani podkreślić, że kryzys jest tak delikatnej natury, że szczegóły może mu pani ujawnić wyłącznie podczas spotkania w cztery oczy.
– Ale ja nigdy z nim nie rozmawiałam! Znam ludzi, którzy rozmawiali, a przynajmniej tak im się wydawało, i potem próbowali po pijanemu opowiedzieć, jak on wygląda, ale sama nie widziałam go nawet na oczy!
– Tym bardziej powinna pani obstawać przy swoim. – Conklin popatrzył na Bourne'a i Krupkina. – W tym mieście Carlos ma w ręku wszystkie atuty: uzbrojonych ludzi, posłańców, niezliczoną liczbę kryjówek, w których może się schować w każdej chwili. Paryż to jego terytorium. Moglibyśmy szukać go po omacku tygodniami albo nawet miesiącami, aż wreszcie któregoś dnia udałoby mu się zaskoczyć ciebie lub Marie… ewentualnie Mo albo mnie. Londyn, Amsterdam, Bruksela, Rzym – każde z tych miast byłoby lepsze niż Paryż, ale
najlepsza ze wszystkich jest Moskwa, bo przyciąga go z hipnotyczną siłą, a jednocześnie nie może w niej liczyć na prawie żadne poparcie.
– Aleksiej, Aleksiej! – wykrzyknął Krupkin. – Powinieneś znowu zacząć pić, bo bez alkoholu tracisz zdrowe zmysły! Załóżmy nawet, że Domie udało się dotrzeć do Carlosa i przekazać mu to, co proponujesz. Czy uważasz, że to wystarczy, żeby wskoczył w pierwszy samolot lecący do Moskwy? Chyba oszalałeś!
– Właśnie tak uważam i powiem ci, że możesz na to spokojnie postawić ostatniego rubla. Ta krótka wiadomość ma tylko nakłonić go, żeby się z nią skon taktował. Kiedy to zrobi, madame Lavier przekaże mu zasadniczą informację.
– Jaką, na litość boską? – zapytała kobieta, zapalając kolejnego papierosa.
– Moskiewskie KGB wpadło na trop jego wtyczki na placu Dzierżyńskiego. Krąg podejrzanych zawęził się do około piętnastu wysokich rangą oficerów. Kiedy znajdą jego człowieka, Carlos utraci wszelkie wpływy w Komitecie, a co gorsza, w ręce fachowców z Łubianki wpadnie ktoś, kto wie o nim niebezpiecznie dużo.
– Dobrze, ale skąd ona będzie o tym wiedziała? – przerwał mu Jason.
– Kto jej o tym powiedział? – uzupełnił Krupkin.
– Przecież to wszystko prawda, czyż nie tak?
– Podobnie jak fakt istnienia waszych tajnych placówek w Pekinie, Kabulu, a nawet, jeśli wybaczysz mi impertynencję, na Wyspie Księcia Edwarda, ale nikt nie trąbi o tym na prawo i lewo, do wszystkich diabłów! – wybuchnął Krupkin.
– Nie wiedziałem o Wyspie Księcia Edwarda – przyznał Aleks. – W każdym razie są takie sytuacje, kiedy nie trzeba o niczym trąbić, a wystarczy tylko w wiarygodny sposób przekazać informację. Jeszcze kilka minut temu nie miałem na to sposobu, ale teraz wszystko wygląda inaczej… Chodź tutaj, Kruppie. Tylko na chwilę, i nie zbliżaj się za bardzo do okna. Spójrz przez szparę w zasłonach. – Rosjanin postąpił zgodnie z życzeniem Amerykanina. – Widzisz? – zapytał Aleks, wskazując ruchem głowy obdrapany brązowy samochód stojący przy krawężniku na Avenue Montaigne. – Nie bardzo pasuje do otoczenia, prawda?
Krupkin nie odpowiedział, tylko wyjął z kieszeni nadajnik i wcisnął guzik.