Литмир - Электронная Библиотека

– Znowu ten głos! – zaprotestowała Marie. – Ten przeklęty, obojętny głos! Za kogo się uważasz, żeby mnie w ten sposób oceniać? Za Boga? Nie chcę być brutalna, kochanie, ale są pewne sprawy, których po prostu nie pamiętasz!

– Z Paryża pamiętam wszystko – odparł Bourne. – Dokładnie wszystko.

– Twój przyjaciel Bernardine wcale tak nie uważał. Powiedział mi, że na pewno nie wybrałbyś hotelu Meurice, gdyby tak było.

– Co takiego? – Jason spojrzał ostro na swoją żonę.

– Sam pomyśl. Co się zdarzyło trzynaście lat temu przed tym hotelem?

– Ja… Wiem, że coś… Ty…?

– Tak, najdroższy, ja. Zatrzymałam się tam pod fałszywym nazwiskiem, ty przyszedłeś po mnie i mijaliśmy właśnie kiosk z gazetami na rogu, kiedy oboje zrozumieliśmy, że moje życie już nigdy nie będzie takie, jak przedtem, wszystko jedno – z tobą lub bez ciebie.

– Boże, to prawda! Zapomniałem! Gazety, twoje zdjęcie na pierwszych stronach gazet. Pracowałaś wtedy dla swojego rządu i…

– Byłam poszukiwana przez policję w całej Europie w związku z tajemniczymi zabójstwami w Zurychu i kradzieżą kilku milionów dolarów z pewnego szwajcarskiego banku – wpadła mu w słowo Marie. – Chyba sam przyznasz, że trudno uwolnić się od takich oskarżeń? Nawet jeśli okażą się całkowicie fałszywe, pozostawiają po sobie cień nieufności. "Nie ma dymu bez ognia", tak to się mówi, prawda? Nawet moi najbliżsi przyjaciele w Ottawie, z którymi pracowałam od wielu lat, bali się ze mną rozmawiać!

– Zaczekaj chwilę! – krzyknął Bourne, obrzucając żonę Webba wściekłym spojrzeniem. – Przecież nie ja wymyśliłem te oskarżenia! To był podstęp Treadstone'a, żeby mnie zwabić! Przecież wiedziałaś o tym od samego początku!

– Oczywiście, że wiedziałam, natomiast ty byłeś w takim stanie, że nic do ciebie nie docierało. Nie przejmowałam się tym, bo już wtedy podjęłam w moim chłodnym, analitycznym umyśle ostateczną decyzję. Jeśli chodzi o zdolność logicznego myślenia, jestem gotowa stanąć z tobą w szranki, kiedy tylko zechcesz, mój kochany, uczony mężu!

– Co takiego?

– Patrz na drogę! Minąłeś zjazd, tak jak kilka dni temu przegapiłeś skręt do naszego wiejskiego domku… A może to było nie kilka dni, tylko kilka lat temu…?

– O czym ty mówisz, do diabła?

– Pamiętasz ten mały motel, w którym kiedyś się zatrzymaliśmy? Poprosiłeś, żeby rozpalili ogień w kominku, choć byliśmy jedynymi gośćmi. Wtedy po raz trzeci zobaczyłam pod maską Jasona Bourne'a kogoś, kogo z każdą chwilą coraz bardziej kochałam.

– Nie rób mi tego.

– Muszę, Davidzie. Choćby dla mojego dobra. Muszę wiedzieć, że tutaj jesteś.

W samochodzie zapadła cisza. Minęli zakręt i siedzący za kierownicą mężczyzna nacisnął mocniej na pedał gazu.

– Jestem tutaj – szepnął wreszcie, objął żonę ramieniem i przytulił ją mocno. – Nie wiem, jak długo będę mógł zostać, ale teraz jestem.

– Pośpiesz się, kochanie.

– Zrobię to. Chcę znowu mieć cię w ramionach.

– A ja chcę zadzwonić do dzieci.

– Teraz wiem na pewno, że tu jestem.

111
{"b":"97555","o":1}