Литмир - Электронная Библиотека

Urwała na krótko, jakby w myślach rozpatrywała różne warianty możliwego rozwoju wydarzeń, upiła jeszcze łyk kawy i podjęła swoje rozważania:

– Zatem mieli wystarczająco dużo czasu, by to wszystko już zrobić, co oznacza, że wkrótce przejdą do etapu czwartego, to znaczy przedstawienia swoich żądań. Wtedy rozpoczną się właściwe negocjacje. W pierwszej kolejności na pewno zażądają przywrócenia dopływu wody i prądu oraz jedzenia. Zyskamy wówczas szansę dostania się do środka. – Zauważyła, że Lena otwiera usta, by coś powiedzieć, toteż uciszyła ją, unosząc w górę palec, i dodała: – Przejdziemy do szczegółów, przyjdzie odpowiednia pora.

– Rodzice dziewczynek na pewno będą chcieli z nimi porozmawiać – odezwał się Wallace.

– Wykluczone – syknęła Wagner. – Jednym z naszych głównych zadań jest zapewnienie maksymalnego spokoju. Nie można dopuścić, żeby rozhisteryzowani rodzice zaczęli na własną rękę błagać bandytów o darowanie życia ich córkom. Zabójcy i bez tego świetnie wiedzą, jaką wartość przedstawiają dla nich poszczególni zakładnicy.

– I co dalej? – nie wytrzymała Lena. – Co się potem stanie?

– Zaczekamy, aż zgłodnieją albo zapragną pooglądać telewizję. Stopniowo doprowadzimy do sytuacji, w której za każdą rzecz będziemy się domagali czegoś w zamian, dopóki nie nabiorą ochoty na zakończenie całej akcji. Powinniśmy z góry przygotować się na spełnienie każdego ich żądania. Oczywiście, poza pieniędzmi. Tacy jak oni zawsze domagają się pieniędzy, nieoznakowanych i w małych nominałach. – Urwała na chwilę. – Trzeba też jak najszybciej odnaleźć ich samochód. Przecież nie sfrunęli tu na skrzydłach. I z pewnością nie zamierzają się w ten sposób ulotnić.

– Na tyłach college’u jest jezioro – wtrąciła Lena.

– Prywatne?

– Częściowo. Niewątpliwie trudno jest przypłynąć łodzią tak, żeby nikt nie widział, ale nie jest to nierealne, jeśli komuś bardzo zależy.

Wagner wycelowała palec w jednego z agentów Sheltona.

– Zajmiesz się tym, dobra? Weź kilku ludzi i przeszukajcie brzeg jeziora w poszukiwaniu ukrytej łodzi. Skoncentrujcie się na odcinku, do którego łatwo dostać się pieszo. Na pewno nie liczyli na czyjąś uprzejmość, planując drogę odwrotu. – Ponownie odwróciła się do Franka. – Jak podejrzewam, wszelkie doniesienia o zaginionych łodziach znajdują się na posterunku?

– Tak.

– Przełączyliście wezwania alarmowe z miasta?

– Owszem, do straży pożarnej znajdującej się dalej przy tej samej ulicy.

– Mógłbyś sprawdzić w straży, czy dziś rano nikt nie zgłosił zaginięcia łodzi?

Frank podszedł do szeregu telefonów ustawionych na kontuarze.

Wagner obejrzała się na dwóch pozostałych agentów, z którymi przyleciała.

– W pierwszym rzędzie za podłączenie wody i dostarczenie żywności zażądamy uwolnienia dzieci. – Zwróciła się do Leny: – Czy na posterunku jest chłodzony zbiornik na wodę pitną?

– Tak, na tyłach aresztu.

– A ile jest toalet? Zdumiona, bąknęła niepewnie:

– Jedna.

Negocjatorka dostrzegła jej zmieszanie i wyjaśniła:

– Szacuję zapasy wody pitnej. W pełnym zbiorniku mieści się pięć litrów.

Frank odłożył słuchawkę i przekazał:

– Nikt nie zgłaszał zaginięcia łodzi. Kazałem rozesłać przez radio zapytanie do wszystkich patroli, czy ktoś nie pamięta takiego zgłoszenia.

– Bardzo dobrze – pochwaliła go Wagner i wróciła do instruowania swoich ludzi: – Po uwolnieniu dzieci postaramy się wyciągnąć starszą panią albo policjanta, bo przedstawiają dla bandytów najmniejszą wartość. Gliniarza nie mogą być do końca pewni, a sekretarka jest dla nich tylko ciężarem. Według mnie będą przede wszystkim chcieli zatrzymać panią doktor. – Zwróciła się do Franka i Leny: – Jest atrakcyjna?

– Nie powiedziałabym… – zaczęła Lena.

– Tak – odparł równocześnie Wallace.

– Podejrzewam, że z naszego punktu widzenia jest też godna zaufania. Kobiety kończące studia medyczne są zazwyczaj powściągliwe. – Zmarszczyła brwi. – Im może się to nie spodobać.

– Jestem jej pielęgniarką w przychodni – odezwała się Molly. – Sara to najbardziej zrównoważona osoba, jaką znam. Na pewno nie podejmie żadnych ryzykownych działań, zwłaszcza że czuje się odpowiedzialna za dzieci.

Negocjatorka popatrzyła na swoich agentów.

– Co o tym myślicie, chłopcy?

Ten, który cały czas trzymał przy uchu telefon komórkowy, odparł:

– Bez dwóch zdań będą mieli z nią sporo kłopotów. Drugi dodał:

– Ale pewnie zechcą jak najszybciej uspokoić atmosferę. – Pokiwał głową. – Spróbują ją zatrzymać do samego końca.

– Też tak myślę – oznajmiła Wagner. Lena poczuła ciarki na plecach.

– Chyba nie sądzicie, że… – zająknęła się Molly. Ale Wagner ucięła ostro:

– Zabili już czworo funkcjonariuszy policji i bez skrupułów strzelali do dzieci, bardzo poważnie raniąc jedno z nich. Myśli pani, że powstrzymają się przed próbą seksualnego wykorzystania zakładniczki? – Znów popatrzyła na Franka. – Pan ich widział, detektywie. W jakim celu mogli zorganizować ten napad? Czego jeszcze mogą zażądać?

Wallace wzruszył ramionami, był wyraźnie zmieszany i rozdrażniony.

– Nie wiem.

Kobieta zapytała ostrzejszym tonem:

– Co zrobili na samym początku?

– Zastrzelili Matta. A potem zaczęli strzelać na oślep.

– Czy pańskim zdaniem ich głównym celem mogło być zastrzelenie detektywa Hogana?

Lenę, mimo że słyszała, jak Shelton w telefonicznym meldunku do centrali podawał różne szczegóły, zaskoczyło, że Wagner pamięta nazwisko Matta.

– Słuchamy, detektywie Wallace? – ponagliła Wagner Franka.

Ten ponownie wzruszył ramionami.

– Trudno mi powiedzieć.

– Wie pan dużo więcej niż ja, detektywie. Był pan tam. Co mówili zabójcy?

– Nie pamiętam. Głównie krzyczeli. A dokładniej krzyczał jeden z nich. Zaczął okładać Marlę pięścią po twarzy. Wtedy wycofałem się na tyły komisariatu, żeby powiadomić Nicka.

Lena przygryzła wargi. Nigdy nie lubiła Marli, ale przeraziła ją wiadomość o fizycznym znęcaniu się nad biedną kobietą. Wziąwszy pod uwagę pozostałe działania zabójców, wcale nie powinna być tym zdziwiona, ale informacja o pobiciu sekretarki przyprawiła ją o jeszcze większą wściekłość.

– Chwileczkę – odezwał się znowu Frank, z taką miną, jakby nagle doznał olśnienia. – Na początku pytali o komendanta. Ten, który przedstawił się jako Smith, powiedział Marli, że chce się widzieć z komendantem. Przekazała mi to, bo szedłem właśnie do tylnego skrzydła, więc gdy spotkałem tam Jeffreya… – wyrzucał z siebie jednym tchem, dopóki nie wymówił imienia przełożonego.

Wagner jakimś cudem poskładała w całość tę chaotyczną relację.

– Zatem chcieli się widzieć z komendantem Tolliverem, ale zastrzelili detektywa Hogana?

– No… Tak, zgadza się. – Frank jeszcze raz wzruszył ramionami.

Negocjatorka popatrzyła dookoła i odnalazła wzrokiem Pata stojącego obok Leny.

– To pan jest Morris?

Skinął głową, najwyraźniej speszony, i bąknął:

– Tak, proszę pani.

Uśmiechnęła się do niego rozbrajająco, jakby byli starymi znajomymi.

– Pan był w komisariacie od samego początku?

– Tak, proszę pani.

– I co pan widział?

– To samo, co Frank.

Jej uśmiech przygasł nieco.

– To znaczy?

– Siedziałem przy swoim biurku i spisywałem raport. Kiedy komendant zjawił się w sali ogólnej, zapytałem go, jak wywołać na ekran komputera formularz D Piętnaście. Kiepsko mi jeszcze idzie praca z komputerem.

– Rozumiem – odparła Wagner. – I co było później? Zdenerwowany Morris głośno przełknął ślinę.

– Wtedy w drzwiach frontowych pojawił się Matt. Marla powiedziała do niego coś w rodzaju: „Jesteś wreszcie”. Wtedy doktor Linton krzyknęła.

– To był nieartykułowany krzyk?

– Nie, proszę pani. Krzyknęła: „Jeffrey!”. Chciała ostrzec komendanta.

Negocjatorka wzięła głębszy oddech i w zamyśleniu zagryzła wargi, aż rozmazała jej się trochę szminka.

– A więc możemy mieć do czynienia ze zwykłą pomyłką.

– Jak to? – zdziwił się Wallace.

– Zabójca wziął detektywa Hogana za waszego komendanta. – Powiodła wzrokiem dokoła. – Wiem, że to głupie pytanie, ale czy nie kojarzycie jakiegoś szczególnego zbira, któremu komendant Tolliver dał się we znaki i który byłby zdolny do czegoś takiego?

Lena wytężyła pamięć, zastanawiając się, dlaczego sama wcześniej na to nie wpadła. Mogła wymienić nawet kilka osób, które żywiły zapiekłą urazę i zapewne pragnęły śmierci Jeffreya, nie wierzyła jednak, by któraś z nich mogła zorganizować taki napad. Zresztą ci, co dużo gadali, zazwyczaj nie spełniali swoich pogróżek. Najgroźniejsi byli ci, którzy milczeli, pozwalali, by zapiekła złość paliła im trzewia aż do granic wytrzymałości, co często kończyło się chwytaniem za broń.

– Na pewno niejeden chciał go załatwić – podsumowała po chwili Wagner. – Tak czy inaczej, z punktu widzenia zabójców ich akcja przyniosła skutek. Przyjechali tu, żeby zabić Tollivera, i pewnie są przeświadczeni, że udało im się to już na samym początku. Nie przewidzieli tylko, że odwrót uniemożliwi im właściciel pralni, który wybiegł ze strzelbą na ulicę. Dlatego skłaniałabym się ku wnioskowi, że ich głównym celem będzie teraz znalezienie drogi ucieczki z posterunku.

– Amando? – Nick wkroczył do sali z grubym rulonem światłokopii planów budowlanych. – Mamy schemat systemu wentylacyjnego.

– Doskonale – odparła, rozwijając rulon na stoliku turystycznym. Przez parę sekund uważnie przyglądała się planom, po czym wskazała palcem kanał biegnący po tylnej ścianie nowego skrzydła budynku. – To mi wygląda na najlepsze miejsce. Łatwo będzie się stąd przebić przez płytki podwieszonego stropu w sali konferencyjnej i wsunąć do środka minikamerę, żeby uzyskać podgląd tego, co się dzieje w środku.

– Nie byłoby łatwiej przewiercić się przez takie płytki bezpośrednio w sali ogólnej? – zapytał Frank.

– Te płytki są bardzo kruche. Pył spadający na podłogę mógłby wzbudzić ciekawość bandytów.

27
{"b":"97179","o":1}