Литмир - Электронная Библиотека

Aż wstrząsnął nią dreszcz na to wspomnienie i przemknął po plecach niczym odrażający dotyk łapek biegnącego pająka. Szybko przesunęła się do następnej grupy zdjęć, które ukazywały obsadę komisariatu w chwili objęcia przez Jeffreya stanowiska komendanta. Przeniósł się z Birmingham i wszyscy odnosili się sceptycznie do jego umiejętności, zwłaszcza po tym, jak przyjął do służby Lenę Adams, pierwszą policjantkę w historii okręgu Grant. Sara odszukała ją na zdjęciu grupowym. Lena trzymała brodę wyzywająco zadartą ku górze, w jej oczach tliły się błyski zaciętości. Obecnie w całym okręgu służyło kilkanaście kobiet, jednakże Adams na zawsze miała zachować palmę pierwszeństwa. Musiała wtedy odczuwać niesamowitą presję otoczenia, choć zdaniem Sary ani trochę nie nadawała się do roli męczennicy. Prawdę powiedziawszy, odznaczała się paroma cechami charakteru, które Sara uważała za odrażające.

– Powiedział, że możesz wejść – odezwała się Marla, stając w wahadłowych drzwiczkach. – To smutne, nieprawdaż? – zapytała, ruchem głowy wskazując zdjęcie Mac Andersa.

– Chodziłam jeszcze do szkoły, kiedy zginął.

– Więc ci nie powiem, co zrobili temu bydlakowi, który zepchnął go z drogi – wycedziła Marla z nieskrywaną satysfakcją w głosie.

Sara i tak wiedziała, że podczas aresztowania gliniarze tak skatowali podejrzanego, że stracił jedno oko. Ben Walker, który był wtedy komendantem, w niczym nie przypominał Jeffreya.

Marla otworzyła szerzej wahadłowe drzwiczki i powiedziała:

– Siedzi nad jakimiś papierami w pokoju przesłuchań.

– Dzięki – mruknęła Sara i po raz ostatni rzuciła spojrzenie na zdjęcie Maca, zanim ruszyła do sali ogólnej.

Komisariat powstał w połowie lat trzydziestych, kiedy to władze leżących blisko siebie miast Heartsdale, Madison i Avondale postanowiły połączyć jednostki policji i straży pożarnej we wspólne służby okręgowe. Wcześniej mieściła się w tym budynku hala targowa miejscowej spółdzielni rolniczej. Burmistrz odkupił ją za psi grosz, gdy zbankrutowały ostatnie spółdzielcze gospodarstwa rolne. W trakcie przebudowy całkowicie zatracony został charakter gmachu, czemu nie zaradziły nawet liczne remonty w kolejnych dziesięcioleciach. Z jednego obszernego prostokątnego pomieszczenia przekształconego w salę ogólną wyodrębniono jedynie gabinet komendanta w jednym rogu i łazienkę w drugim. Syntetyczna ciemna boazeria nadal śmierdziała zatęchłym dymem tytoniowym pochodzącym jeszcze sprzed wprowadzenia rygorystycznych przepisów antynikotynowych. Podwieszany sufit sprawiał wrażenie pokrytego grubą warstwą kurzu bez względu na częstotliwość wymiany płytek, a terakota na podłodze wciąż zawierała azbest, toteż Sara zawsze wstrzymywała oddech, ilekroć szła po spękanej części posadzki przed drzwiami łazienki. Zresztą, w tej części sali i tak musiałaby wstrzymywać oddech, gdyż nic tak wymownie nie świadczyło o dominacji mężczyzn w tutejszej policji, jak chociażby krótki pobyt przed wejściem do łazienki komisariatu.

Pchnęła ramieniem ciężkie żelazne drzwi przeciwpożarowe, oddzielające salę ogólną od tylnej części komisariatu. To skrzydło dobudowano przed piętnastu laty, kiedy burmistrz wpadł na pomysł zarobienia dodatkowych pieniędzy za przetrzymywanie aresztantów z sąsiednich okręgów. Powstał wtedy blok mieszczący trzydzieści cel, salę konferencyjną oraz pokój przesłuchań, robiący w tamtych czasach wrażenie wręcz luksusowego, tyle że zestarzał się wyjątkowo szybko i nawet mimo położonej niedawno świeżej farby wyglądał niemal równie obskurnie, jak starsza część komisariatu.

Stukając obcasami po kafelkach podłogi, przeszła prawie na sam koniec długiego korytarza i zatrzymała się przed drzwiami pokoju przesłuchań, żeby wygładzić spódnicę i zyskać trochę na czasie. Od dawna nie była już tak zdenerwowana przed spotkaniem z byłym mężem, weszła jednak do środka z nadzieją, że niczego po niej nie widać.

Jeffrey siedział przy długim stole zawalonym stertami dokumentów i zapisywał coś w notatniku. Był bez marynarki, rękawy koszuli miał podwinięte. Nawet nie podniósł głowy, kiedy weszła, musiał ją jednak zauważyć, bo gdy chciała zamknąć za sobą drzwi, rzekł:

– Zostaw otwarte.

Stanęła nad nim i postawiła teczkę na brzegu stołu. Kiedy wciąż nie podnosił wzroku znad papierów, zaczęła się zastanawiać, czy huknąć go tą teczką po głowie czy może raczej rzucić mu się do stóp. Podobne mieszane uczucia towarzyszyły jej przez cały okres znajomości z Jeffreyem, to znaczy prawie od piętnastu lat, przy czym, jak dotąd, to on zawsze się przed nią kajał, jeszcze nigdy nie było odwrotnie. Dopiero niedawno, cztery lata po rozwodzie, zdołali jako tako ułożyć stosunki między sobą. I trzy miesiące temu poprosił ją, by powtórnie za niego wyszła, bo urażona duma nie pozwalała mu się pogodzić z odrzuceniem niezależnie od tego, ile razy Sara tłumaczyła mu swoje powody. I od rozwodu spotykali się wyłącznie na gruncie zawodowym, jej zaś brakowało już pomysłów na wyszukiwanie nowych pretekstów.

Tłumiąc głośne westchnienie rozpaczy, mruknęła:

– Jeffrey?

– Wystarczy, jak położysz tam swój raport – rzekł, ruchem głowy wskazując wolny róg stołu, jakby całkowicie pochłaniało go podkreślanie niektórych wyrazów w spisanych notatkach.

– Sądziłam, że będziesz chciał go przejrzeć razem ze mną.

– Odkryłaś coś niezwykłego? – zapytał, przysuwając sobie kolejną stertę dokumentów i wciąż nie podnosząc wzroku.

– Owszem. Znalazłam w dolnym odcinku jelita mapę z zaznaczonym miejscem ukrycia jakiegoś skarbu.

Nie dał się złapać na tę przynętę.

– Opisałaś to w raporcie?

– Oczywiście, że nie – syknęła rozpaczliwym tonem. – Nie mam zamiaru dzielić się taką fortuną z urzędem podatkowym.

Obrzucił ją ostrym spojrzeniem, świadczącym wyraźnie, że nie podziela jej poczucia humoru.

– Nie sądzisz, że zmarłym należy się trochę więcej szacunku?

Zawstydziła się i na krótko odwróciła głowę.

– Jaka jest twoja opinia? – zapytał.

– Śmierć z przyczyn naturalnych. W próbkach krwi i moczu niczego nie wykryto. Nie znalazłam też żadnych podejrzanych śladów na ciele w trakcie oględzin zwłok. Miała przecież dziewięćdziesiąt osiem lat. Odeszła w spokoju podczas snu.

– To dobrze.

Przyglądała się, jak dalej coś zapisuje, w nadziei, że w końcu dotrze do niego, że ona nie zamierza jeszcze stąd wychodzić. Miał piękny charakter pisma, którego pod żadnym pozorem nie można by się spodziewać po byłym graczu futbolowym, a obecnie policjancie. W pewnym sensie zakochała się w nim między innymi właśnie z powodu tego pięknego charakteru pisma.

Nerwowo przestąpiła z nogi na nogę.

– Usiądź – zaproponował w końcu, wyciągając rękę po raport.

Przysunęła sobie krzesło, usiadła, wyjęła dokumenty z teczki i podała mu. Pospiesznie przebiegł je wzrokiem.

– Prosta sprawa – mruknął.

– Już rozmawiałam z jej dziećmi – odparła, czując się nieswojo na brzmienie tego słowa, jako że najmłodszy syn zmarłej był trzydzieści lat od niej starszy. – Wiedzą, że ich podejrzenia były bezzasadne.

– Dobrze – powtórzył Jeffrey, składając podpis na ostatniej stronie raportu. Odłożył go na brzeg stołu, założył skuwkę na pióro i zapytał: – To wszystko?

– Mama przesyła ci pozdrowienia. Z wyraźnym ociąganiem zapytał:

– A co u Tess?

Wzruszyła ramionami, nie wiedząc, co odpowiedzieć, gdyż jej stosunki z siostrą znacznie się pogorszyły od czasu rozwodu z Jeffreyem. Postanowiła więc spytać wprost:

– Jak długo zamierzasz to jeszcze ciągnąć?

Na pewno zrozumiał, o co jej chodzi, postukał jednak palcem w rozłożone papiery i rzekł:

– Muszę się z tym wszystkim uporać do rozprawy, która zaczyna się w przyszłym miesiącu.

– Dobrze wiesz, że nie o to pytałam.

– Nie sądzę, byś miała prawo odzywać się do mnie tym tonem.

Odchylił się na oparcie krzesła. Widać było, że jest przemęczony. Bezpowrotnie zniknął uśmiech, który niemal zawsze widniał na jego wargach.

– Dobrze sypiasz?

– To poważna sprawa – mruknął.

Sara pomyślała jednak, że powód niewyspania może być całkiem inny.

– Czego naprawdę chcesz?

– Nie możemy po prostu porozmawiać? – O czym? – Wychylił się z krzesłem do tyłu, balansując na dwóch nogach. Nie doczekawszy się odpowiedzi, dodał: – No więc?

– Chciałam tylko…

– Czego? – przerwał jej i wydął wargi. – Przecież rozmawialiśmy na ten temat setki razy. Nie wierzę, byś mogła mi powiedzieć coś nowego.

– Chciałam się z tobą zobaczyć.

– Powiedziałem już, że jestem zawalony robotą.

– Ale kiedyś ją skończysz…

– Saro!

– Jeffreyu! – sparowała odruchowo. – Jeśli w ogóle nie chcesz się ze mną widywać, powiedz to wprost i nie szukaj wymówek. Bywaliśmy niejednokrotnie bardziej zawaleni robotą i jakoś znajdowaliśmy czas dla siebie. Jeśli dobrze pamiętam, właśnie dzięki temu łatwiej przychodziło nam to znieść. – Wskazała piętrzące się przed nim papierzyska.

Z hukiem postawił z powrotem krzesło na czterech nogach.

– Nie rozumiem, do czego zmierzasz. Postanowiła jeszcze raz zaryzykować.

– Na przykład do seksu.

– Wszędzie mogę sobie znaleźć partnerkę.

Sara uniosła brwi, ale powstrzymała się od złośliwego komentarza. To, że Jeffrey faktycznie mógł sobie w każdej chwili znaleźć inną partnerkę, było jedną z podstawowych przyczyn rozwodu.

Sięgnął po pióro, żeby wrócić do robienia notatek, lecz gwałtownym ruchem wyrwała mu je z ręki. Próbując stłumić desperację w swoim głosie, syknęła:

– Uważasz, że tylko powtórny ślub umożliwiłby nam powrót do normalności?

Odwrócił szybko głowę, najwyraźniej rozbawiony jej reakcją.

– W końcu byliśmy już małżeństwem – przypomniała – i omal nie skończyło się to dla nas katastrofą.

– Owszem. Pamiętam.

Zdecydowała się zgrać swoją kartę atutową.

– Mógłbyś wynająć swój dom na przykład studentom z college’u.

Zamyślił się na chwilę i zapytał:

– Niby dlaczego miałbym to robić?

– Żeby się przeprowadzić do mnie.

3
{"b":"97179","o":1}