Литмир - Электронная Библиотека

ROZDZIAŁ DRUGI

9.22

– Ethan – jęknęła Lena, dociskając ramieniem słuchawkę do ucha i zawiązując jednocześnie sznurówki nowych czarnych butów z wysoką cholewką. – Muszę już kończyć.

– Dlaczego?

– Przecież wiesz dlaczego – rzuciła ze złością. – Nie mogę się spóźnić na służbę pierwszego dnia po urlopie.

– Nie podoba mi się, że wracasz do służby.

– Naprawdę? Czyżby nie dotarło do ciebie nic z tego, co próbowałam ci wytłumaczyć milion razy?

– Wiesz co? – burknął ze śmiertelną powagą, jakby rzeczywiście był na tyle głupi, by sądzić, że zdoła ją jeszcze namówić do zmiany decyzji. – Czasami potrafisz być cholernie nieprzyjemna.

– Trochę długo ci zajęło odkrycie tego faktu. Rozpoczął zwykłą dla siebie monotonną tyradę, ale ona go już nie słuchała. Przejrzała się w lustrze na drzwiach szafy. Oceniła, że wygląda całkiem nieźle. Włosy zebrała gumką w koński ogon, a garsonka, którą kupiła w zeszłym tygodniu na wyprzedaży, leżała jak ulał. Poprawiła ją tylko na ramionach i wyprostowała się, opierając dłoń na kolbie tkwiącego w kaburze służbowego dziewięciomilimetrowego pistoletu. Dotyk zimnego pietalu podziałał na nią kojąco.

– Słuchasz mnie? – zapytał nieco głośniej Ethan.

– Nie – odparła. – Zrozum, że jestem policjantką. Detektywem. I nikim innym nigdy nie będę.

– Dobrze wiem, kim jesteś – syknął nieco ostrzej, ze złością. – I oboje doskonale wiemy, do czego jesteś zdolna.

Zamilkł na chwilę. Lena aż przygryzła wargi, żeby powstrzymać się od ciętej riposty na tę jawną zaczepkę.

Najwyraźniej postanowił zmienić taktykę, gdyż zapytał:

– Czy twój szef już wie, że znowu się spotykamy?

– Przecież nie przemykamy się kanałami przez miasto.

Musiał wyczuć defensywność w brzmieniu jej głosu, bo rzekł z naciskiem:

– To z pewnością bardzo ci pomoże w pracy, nie sądzisz? Nie minie nawet tydzień, nim wszyscy zaczną plotkować, że związałaś się ze skazańcem.

Opuściła rękę opartą na kolbie pistoletu, ledwie się pohamowując, żeby nie zakląć na głos.

– Co powiedziałaś? – zapytał.

– Że na pewno już wszyscy o tym gadają, kretynie. Wszyscy na komisariacie muszą już wiedzieć, że jesteśmy razem.

– Ale nie wiedzą jeszcze wszystkiego – odparł miękko, jakby chciał, żeby potraktowała to jak pogróżkę.

Spojrzała na budzik stojący przy łóżku. Za nic w świecie nie mogła się spóźnić pierwszego dnia po urlopie. I tak czekał ją trudny dzień, nie musiała jeszcze pogarszać sytuacji choćby pięciominutowym spóźnieniem. Tylko dałaby Frankowi kolejny powód do tego, żeby się sprzeciwiał jej powrotowi do służby, co jego zagorzały Poplecznik, Matt, z pewnością gorliwie by poparł. Nie wątpiła, że tak samo jak wtedy wszyscy będą uważnie patrzyli jej na ręce, czekając na jakąś wpadkę. Zmieniło się tylko tyle, że za to, za co przed laty spotykały ją jedynie drwiny, teraz mogła oczekiwać wyłącznie współczucia. Prawdę powiedziawszy, wolałaby już nawet najbardziej cięte kpiny od przejawów litości. Nie miała pojęcia, co zrobi, jeśli ten pierwszy dzień po urlopie zakończy się dla niej porażką. Może się gdzieś przeniesie? A nuż nadal poszukiwali chętnych do służby na Alasce?

– Podejrzewam, że będę musiała dziś zostać po godzinach – powiedziała do słuchawki.

– Nie ma sprawy – odparł swobodnie, najwyraźniej zakładając, że i tak spotkają się wieczorem. – Może byś tym razem wpadła do mnie?

– Nie ma mowy. U ciebie za bardzo cuchnie rzygowinami i szczynami.

– To może ja przyjadę do ciebie.

– Pewnie, jeszcze lepiej. Z kochanką mojej zmarłej siostry podsłuchującą przez ścianę? Nie, dziękuję.

– Daj spokój, złotko. Naprawdę chcę się z tobą zobaczyć.

– Nie wiem, o której skończę. Poza tym, pewnie będę za bardzo zmęczona.

– To pójdziemy od razu spać. Wszystko mi jedno.! Chcę się z tobą zobaczyć.

Na razie mówił jeszcze łagodnym tonem, dobrze jednak wiedziała, że jest gotów na kłótnię, jeśli będzie się dłużej opierać. Ethan miał dopiero dwadzieścia trzy lata, był prawie dziesięć lat od niej młodszy i nie docierało jeszcze do niego, że jedna noc spędzona osobno nie musi oznaczać zerwania. Niemniej w takich chwilach, jak ta, Lena czasami żałowała, że nie da się z nim tak prosto zerwać. Może teraz, gdy znów miała pracę i znacznie ważniejsze sprawy na głowie niż tylko program telewizyjny, nadarzy się jakaś okazja, żeby się wreszcie od niego uwolnić.

– Lena? – zagadnął, jakby szósty zmysł mu podpowiedział, że ona zastanawia się nad sposobem zerwania. – Tak bardzo cię kocham, skarbie – wycedził jeszcze bardziej przymilnym tonem. – Przyjedź dziś wieczorem do mnie. Przygotuję jakąś kolację, może nawet kupię dobre wino…

– Opóźnia mi się miesiączka.

Tylko syknął przez zaciśnięte zęby, aż pożałowała, że nie może teraz zobaczyć jego miny.

– To wcale nie było zabawne.

– Myślisz, że żartuję? Opóźnia mi się już trzy tygodnie.

Zatkało go na jakiś czas. Wreszcie bąknął:

– To może być wina silnego stresu, prawda?

– Prędzej spermy.

Znów zamilkł. W słuchawce dał się słyszeć tylko szmer jego oddechu.

Lena zmusiła się do czegoś, co powinno zabrzmieć jak chichot.

– Nadal mnie kochasz, skarbie?

– Przestań – syknął spiętym głosem, jakby z trudem nad sobą panował.

– Posłuchaj – rzekła pojednawczo, żałując, że w ogóle o tym wspomniała. – Nie masz się czym przejmować. Jasne? Sama się tym zajmę.

– Jak mam to rozumieć?

– Dokładnie tak, jak powiedziałam. Jeśli jestem… – urwała, nie mogąc wydusić z siebie tego słowa -…jeśli coś się wydarzyło, sama się tym zajmę.

– Przecież nie możesz…

Telefon pisnął cicho. Chyba jeszcze nigdy w życiu nie była nikomu tak wdzięczna za przerwanie niezręcznej rozmowy.

– Mam drugi telefon. Zobaczymy się niedługo. Przełączyła aparat na drugą rozmowę, zanim Ethan zdążył cokolwiek powiedzieć.

– Lee? – rozległ się w słuchawce chrapliwy głos.

Lena z trudem powstrzymała jęk rozpaczy. Przemknęło jej przez głowę, że chyba już lepiej było kontynuować rozmowę z Ethanem.

– Cześć, Hank.

– Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin, dziecino!

Uśmiechnęła się mimowolnie.

– Dostałaś moją kartkę z życzeniami i czekiem?

– Tak. Dziękuję – mruknęła.

– I kupiłaś sobie coś ładnego?

– Owszem.

Jeszcze raz poprawiła żakiet na ramionach. Nie mogła się uwolnić od myśli, że dwieście dolarów od wuja Hanka powinna przeznaczyć na bieżące wydatki albo na spłatę raty za samochód, ale ten jeden raz w życiu postanowiła zaszaleć. W końcu dzisiaj był dla niej bardzo ważny dzień. Mogła się znowu czuć policjantką.

Tym razem pisnął jej telefon komórkowy. Popatrzyła na ekranik. Znów dzwonił Ethan, mimo że na tej linii wciąż byli połączeni.

– Musisz odebrać? Coś pilnego? – zaciekawił się Hank.

– Nie – odparła, wyłączając komórkę w połowie kolejnego sygnału i chowając ją do kieszeni.

Otworzyła drzwi i wyszła na korytarz, tylko jednym uchem po raz kolejny słuchając opowieści Hanka o tym, jak to dzień, w którym ona wraz z siostrą bliźniaczką Sibyl zostały oddane pod jego opiekę, stał się najszczęśliwszym dniem jego życia. Weszła do łazienki i jeszcze raz przejrzała się w lustrze. Miała wyraźnie podkrążone oczy, ale puder w kremie, którym zamaskowała ciemne półkola, nieźle spełniał swoje zadanie. Nic nie mogła tylko zaradzić na krwistą pręgę na dolnej wardze, w miejscu, gdzie zagryzła ją, aż do krwi.

Za ramę lustra było wetknięte zdjęcie Sibyl. Zostało zrobione mniej więcej na miesiąc przed jej śmiercią i chociaż Lena bardzo chciała je stąd usunąć, to jednak nie była w swoim domu. Jak co dzień rano, porównała swój wygląd z podobizną siostry i ani trochę nie spodobał jej się rezultat tej konfrontacji. Do śmierci Sibyl wyglądały prawie identycznie. Natomiast teraz miała zapadnięte policzki, a jej ciemne włosy utraciły połysk i sprawiały wrażenie przerzedzonych. Wyglądała po prostu staro, jak na swoje trzydzieści trzy lata, do czego przyczyniał się głównie surowy, lodowaty wyraz oczu. Nawet cery nie miała tak gładkiej jak kiedyś, chociaż wierzyła, że ten efekt się cofnie. Uprawiała jogging i prawie każdego wieczoru ćwiczyła z Ethanem, korzystając z darmowego wstępu na siłownię.

Telefon znowu pisnął, sygnalizując połączenie, i aż zazgrzytała zębami, żałując, że powiedziała Ethanowi o swoim okresie. Nigdy nie miesiączkowała regularnie, ale też nigdy jeszcze nie miała aż takiego opóźnienia. Może faktycznie wynikało to ze stresu oraz intensywnych przygotowań do powrotu do służby. Przez ostatnie sześć tygodni trenowała tak, jakby szykowała się do startu w maratonie. Ethan mógł mieć rację. Znajdowała się ostatnio pod bardzo silną presją. Zresztą, nie tylko ostatnio, pod presją była już od dwóch lat.

Docisnęła palcami kąciki oczu. Nie mogła teraz zawracać sobie głowy takimi rozważaniami. W ubiegłym roku dość znana psychoterapeutka powiedziała jej, że czasami odmowa bardzo dobrze robi. Więc dzisiejszy dzień zdecydowanie nadawał się na to, żeby pójść w ślady Scarlett O’Hary. Posępne rozmyślania należało odłożyć do jutra. Do diabła, może nawet do przyszłego tygodnia.

Przerwała monolog Hanka, który jak zwykle pomijał milczeniem pewne istotne szczegóły, jak choćby to, że gdy opieka społeczna oddała mu bliźniaczki pod opiekę, był alkoholikiem i notorycznie zbierał mandaty za niedozwoloną prędkość, co faktycznie można było jeszcze Uznać za szczęśliwszą część tej historii. Zapytała:

– Jak przeszedł weekend?

– Lepiej, niż się zapowiadało – odrzekł z entuzjazmem w głosie.

Ostatnio przekształcił The Hut, swoją rozsypującą się knajpę na przedmieściach zapadłej dziury, w której musiały się wychowywać, w weekendowy bar karaoke. Biorąc pod uwagę przekrój stałej klienteli owego przybytku, było to co najmniej ryzykowne posunięcie, jednakże sukces Hanka zdawał się potwierdzać od dawna wyznawaną przez Lenę teorię, że nawet żałosny pijaczyna może do czegoś dojść, jeśli tylko nie będzie mu się świeciło reflektorem po oczach.

7
{"b":"97179","o":1}