Sara siedziała w foteliku na werandzie domu Neli, kiedy Jeffrey skręcił na podjazd. Wcześniej zamienił półciężarówkę Roberta na jej bmw, toteż przyjęła z radością, że widzi je całe i nieuszkodzone. Podeszła, gdy wysiadał z auta, i chciała powiedzieć coś miłego, ale ugryzła się w język na widok jego miny.
– Co się stało? – zapytała.
– Nic – burknął, jakby w ogóle nie miał ochoty z nią rozmawiać. – Chodźmy jeszcze raz do domu Roberta.
– W porządku. Powiem tylko Neli, dokąd idziemy. Złapał ją za rękę i pociągnął w stronę ulicy.
– Sama się domyśli.
– Nie ma sprawy – bąknęła, zachodząc w głowę, co mogło się stać.
Skręcił na chodnik i przyspieszył nieco kroku, trzymając ją mocno za rękę. Pojawił się lekki wiaterek i upał był zdecydowanie bardziej znośny, ale nad rozgrzanym asfaltem wciąż falowało gorące powietrze, przypominając jej te dwie ostatnie noce z rzędu, kiedy chciała uciekać pieszo od Jeffreya. A może jej wspomnienia rozbudziło to, że tak kurczowo ściskał jej dłoń?
– Wszystko w porządku? – zapytała. Pokręcił głową, ale nadal szedł w milczeniu.
– Dlaczego chcesz jeszcze raz obejrzeć miejsce zbrodni?
– Bo nadal coś mi nie pasuje. Coś się nie zgadza.
– Co ci powiedział Robert?
– Nic nowego – burknął. – Nadal bierze całą winę na siebie. Obwinia się za wszystko. – Przygryzł wargi i milczał przez chwilę, po czym dodał: – Na pewno kłamie w sprawie Julii. A to nasuwa podejrzenia, że kłamie też w innych sprawach.
– Jakich? – zdziwiła się, bo dla niej było dość oczywiste, co się naprawdę stało w sypialni Roberta i Jessie poprzedniej nocy. – Wszystkie dowody potwierdzają jego zeznania.
– Ale na wszelki wypadek postanowiłem jeszcze raz rzucić na to okiem. Chcę sam siebie przekonać, że faktycznie tak jest.
– Coś szczególnie zwróciło twoją uwagę?
Puścił w końcu jej rękę, kiedy zbliżyli się do domu Roberta, ale nie odpowiedział. Żółta farba na podmurówce ogrodzenia wyglądała na świeżo położoną, a białe sztachety parkanu sprawiały surrealistyczne wrażenie, jakby to była hollywoodzka makieta wymarzonego domku na wsi.
Drzwi przegradzała jaskrawożółta policyjna taśma. Jeffrey wyjął z kieszeni scyzoryk i paznokciem odchylił ostrze.
– Dzisiaj w nocy został ciężko pobity.
– W areszcie? Przytaknął ruchem głowy.
– Przez kogo?
Jeffrey jednym ruchem przeciął taśmę.
– Nie chciał powiedzieć.
– Jak Hoss mógł do czegoś takiego dopuścić?
– To nie była wina Hossa. – Jeffrey złożył i schował scyzoryk. – Robert wolał nie mówić, kto kazał go przenieść do celi ogólnej, ale mnie się zdaje, że to sprawka Reggiego.
– Nie mógł mu po prostu wymalować na plecach tarczy strzelniczej?
– Jak jeszcze raz ujrzę na oczy tego pieprzonego durnego wieśniaka, urwę mu łeb.
Sara nie bardzo mogła uwierzyć, żeby Ray był zdolny do takiej podłości. Przypomniała sobie jednak, jak Neli tłumaczyła jej, że nie wolno mu ufać.
– Robertowi nic się nie stało? – zapytała.
Jeffrey otworzył drzwi i cofnął się o krok, żeby przepuścić ją do środka.
– Próbowałem go nakłonić, by porozmawiał ze mną szczerze, ale uparcie odmawiał.
– Odniósł poważne obrażenia?
– Nie to jest w tej chwili moim największym zmartwieniem – odrzekł, a jego mina dopowiedziała jej całą resztę.
– Niemożliwe… – jęknęła, przykładając dłoń do piersi. – Na pewno nic mu nie będzie?
Zamknął drzwi i odparł:
– W każdym razie tak utrzymywał.
– Jeffrey… – szepnęła, zarzucając mu ręce na szyję. Nawet na nią nie spojrzał, tylko zapatrzył się w głąb korytarza, jakby z trudem odzyskiwał panowanie nad sobą.
– Opos też przyjechał dziś rano na posterunek, żeby wpłacić kaucję. Mnie to nawet nie przyszło do głowy.
– Jak zdobył tak szybko pieniądze?
– Widocznie Hoss musiał pociągnąć za sznurki. Ryzyko nie jest duże. Bo i dokąd Robert miałby uciekać?
– Przykro mi – mruknęła, czując, jak udziela jej się jego smutek.
Objął ją, a ona przytuliła się, chcąc przynajmniej w ten sposób go pocieszyć, skoro nie mogła zrobić nic innego.
– Och, Saro… – szepnął, wtulając twarz w jej szyję.
Kiedy poczuła, jak rozluźniają się jego napięte mięśnie, natychmiast o wszystkim zapomniała pod wpływem fali przemożnego szczęścia, jakie przyniosła jej świadomość, że nawet w tak prosty sposób może mu pomóc.
– Chciałbym stąd wyjechać z tobą już teraz – rzekł.
– Wiem – odparła cicho, wodząc palcami po jego karku.
– I chciałbym cię zabrać na dansing – dodał, na co zareagowała śmiechem, gdyż oboje byli świadomi, że porusza się na parkiecie z gracją świeżo urodzonego cielaka. – Chciałbym cię zabrać na spacer plażą i spijać pinakoladę z twojego pępka.
Zachichotała jeszcze głośniej i próbowała się od niego odsunąć, ale jej nie puścił. Pocałowała go więc w szyję, na dłużej przytykając usta do jego skóry. Poczuła na wargach lekko słonawy smak, jakby morskiej wody, przemieszany jednak z piżmowym zapachem wody kolońskiej.
– Jestem przy tobie – mruknęła.
– Wiem – odparł, odsuwając się od niej w końcu. Westchnął ciężko, ruchem ręki wskazał pokój w głębi korytarza i rzekł: – Skończmy wreszcie z tym.
– Szukamy czegoś konkretnego? – zapytała, idąc za nim przez salon.
– Sam nie wiem. – Wyciągnął szufladę stolika do kawy, pogrzebał w niej, po czym zamknął i zapytał: – Gdzie on mógł trzymać zapasowy pistolet?
– Powiedział, zdaje mi się, że w salonie.
– Zatem powinien tu gdzieś być sejf. Jeśli, rzecz jasna, mówił prawdę.
Sara nie była już wcale pewna, czy Robertowi w ogóle można wierzyć. Otworzyła jednak drzwiczki szafki telewizyjnej i popatrzyła na wielki odbiornik oraz stertę kaset wideo. Kucnęła, zajrzała do szuflad w dolnej części szafki i powiedziała:
– Sam mówiłeś, że skoro nie mają dzieci, mógł go trzymać gdziekolwiek, choćby i w szufladzie.
– Nie był aż tak lekkomyślny. – Jeffrey pochylił nisko głowę i na czworakach zajrzał pod kanapę. – Hoss wbijał nam do głowy, żeby zawsze trzymać broń w bezpiecznym miejscu. – Wyprostował się i usiadł na podłodze. – Poza tym Robert prowadził drużynę juniorów, chłopcy pewnie bardzo często kręcili się po domu. Nie mógł więc trzymać broni w widocznym miejscu.
– A Jessie miała wypadek – wpadła mu w słowo. – Dowiedziałam się od Neli, że gdy poroniła, próbowała się otruć jakimiś tabletkami.
– A więc to kolejny powód, żeby trzymać pistolet w ukryciu.
Sara zaczęła przeglądać leżące w stosiku instrukcje chyba każdego urządzenia elektrycznego i elektronicznego, jakie znajdowało się w domu. Znalazła kilka starych pilotów, garść zużytych baterii, obcinacz do paznokci, lecz ani śladu broni.
– A ty gdzie trzymasz zapasowy pistolet?
– Przy łóżku. Po powrocie do domu służbową broń zostawiam w kuchni.
– Dlaczego właśnie w kuchni?
– Nigdy się nad tym nie zastanawiałem. – Przeciągnął dłonią pod stolikiem do kawy. – Wydawało mi się to logiczne, że jeden jest na dole, a drugi na górze.
– A gdzie dokładnie w kuchni? – zapytała, ruszając w stronę korytarza.
– W szafce nad zlewem… Cholera!
– Co się stało?
– Wbiłem sobie drzazgę.
– To uważaj – rzuciła, wychodząc z pokoju.
Drzwi sypialni znajdowały się dokładnie na wprost kuchni, ale nie miała odwagi tam zajrzeć. Swąd zakrzepłej krwi będzie się chyba utrzymywał w pokoju jeszcze długo po tym, jak Robertowi i Jessie uda się znaleźć jakąś firmę, która zrobi generalne porządki. Nawet nie umiała sobie wyobrazić, jak Jessie będzie tu mieszkała po tym, co się stało.
Otworzyła szafkę nad kuchenką i popatrzyła na duży komplet plastikowych pojemników na żywność z pokrywkami starannie poukładanymi obok nich. Wspięła się nawet na palce, żeby zajrzeć głębiej, ale nie dostrzegła niczego przypominającego pistolet. Zaczęła kolejno zaglądać do następnych szafek, ale z takim samym rezultatem. Otworzyła nawet lodówkę, obrzuciła wzrokiem wielką trzylitrową butlę mleka oraz podobną z sokiem i rozmaite produkty żywnościowe, lecz broni tu także nie było.
– Znalazłaś coś? – zapytał Jeffrey, który stanął w drzwiach, trzymając się za rękę.
– Bardzo boli?
– Da się przeżyć – mruknął, wyciągając rękę w jej kierunku.
Obróciła dłoń do światła i nawet gołym okiem dostrzegła grubą drzazgę.
– Powinni gdzieś mieć pęsetę – powiedziała, zaglądając do szuflady, ale były w niej tylko sztućce i przybory kuchenne. – Sprawdzę w łazience.
Miała już wyjść na korytarz, gdy spostrzegła koszyk z przyborami do szycia, stojący na komódce za stołem w jadalni.
– Podejdź. Tu jest więcej światła – powiedziała, zaglądając do koszyka. – To powinno się nadać. – Z pudełka z igłami i szpilkami wyjęła kosmetyczną pęsetę o prostych ostrych krawędziach.
– Może otworzę jeszcze żaluzje – rzekł Jeffrey, pospiesznie kręcąc drążkiem regulacyjnym. Wyjrzał na podwórko i zapytał: – Ładnie tu, prawda?
– Owszem. – Uniosła jego dłoń do oczu. Niekiedy w pracy przy podobnych zabiegach wkładała okulary, ale nawet nie pomyślała, żeby je zabrać na wakacje. – Może trochę boleć.
– Jakoś wytrzymam… O cholera! – Wyszarpnął rękę.
– Przepraszam – mruknęła, ledwie się powstrzymując od szerokiego uśmiechu i przesunęła się jeszcze bliżej okna, żeby lepiej widzieć. – Spróbuj myśleć o czymś innym.
– To nie będzie wcale trudne – burknął ironicznie i skrzywił się, gdy zbliżyła pęsetę do jego dłoni.
– Przecież nawet jeszcze nie dotknęłam.
– Z dziećmi postępujesz tak samo brutalnie?
– Zazwyczaj są trochę odważniejsze.
– Miło to słyszeć.
– Tylko spokojnie – odezwała się łagodnym tonem. – Dam ci lizaka, jak będziesz grzeczny.
– To ja wolałbym ci dać coś innego do lizania.
Uniosła wysoko brwi, lecz nie skomentowała tej propozycji. Powoli zacisnęła końce pesety na wystającej drzazdze z nadzieją, że zdoła wyciągnąć ją w całości.