Cisza.
Przygotowany na najgorsze, pociągnął za łańcuszek i włączył światło.
Zbadali każdy centymetr pustej piwnicy.
– Podłoga wygląda na nienaruszoną – powiedział Waters. – Wątpię, żeby ktokolwiek niedawno tu przebywał.
Griffin zamyślił się.
– Samochód? – zapytał, marszcząc brwi.
– Pewnie tak.
– Kurwa.
Wybiegli przed dom. Samochód nie oznaczał nic dobrego. Bagażnik wróżył wręcz katastrofę.
Drzwiczki od strony kierowcy były zamknięte. Waters otworzył je ostrożnie, a Griffin pobiegł do bagażnika. Wyciągnął pistolet, tak na wszelki wypadek. Odliczywszy do trzech, Waters otworzył bagażnik.
Griffin wycelował pistolet.
– Czy to nie bomba? – powiedział ułamek sekundy później.
Carol zaczęła się ruszać. Dan nie wiedział, czy to dobrze, czy źle. Na początku zadrgała prawa ręka. Uznał to za dobry znak. Zaczął gładzić żonę po dłoni, prosząc, żeby się obudziła.
Potem lewa noga zaczęła podrygiwać. Chwilę później Carol dostała czkawki. Dan nie był pewien, co to oznacza. Lekarze powiedzieli, że wysoki poziom ambienu i alkoholu we krwi skutecznie zablokował jej system nerwowy. Ale nerki powinny zrobić swoje i usunąć z krwiobiegu szkodliwe substancje, a kiedy to nastąpi, Carol się obudzi. Przynajmniej taką mieli nadzieję.
Czy drgawki to, to samo co przebudzenie? Czy ludzie odzyskują przytomność, cierpiąc przy tym na czkawkę?
Dan stał przy łóżku żony i odgarniał włosy z jej bladego, chłodnego czoła.
– No, kochanie – szeptał. – Wróć do mnie. Wszystko będzie dobrze. Obiecuję. Tym razem naprawdę będę się starał.
Lewa noga znowu drgnęła.
Dan pochylił się. Spojrzał na spokojną, pogrążoną we śnie twarz żony. Była tak piękna jak w dniu, kiedy się poznali.
I nagle zdał sobie sprawę, że jej klatka piersiowa przestała się poruszać. Ustał oddech.
Aparatura zaczęła piszczeć. Dan puścił dłoń żony i wybiegł na korytarz.
– Pomocy! Pomocy! – krzyczał. – Pomocy!
Piąta czterdzieści pięć.
Otworzyła się masywna brama więzienia. Granatowa furgonetka z uśmiechniętym Davidem Price’em w środku ruszyła. W domu państwa Pesaturo porucznik Morelli omówiła ostatnie szczegóły operacji, po czym wręczyła Tomowi i Laurie kamizelki kuloodporne.
Powiedzieli Molly, że jadą do parku na policyjny piknik. Będzie poncz i ciasteczka. Poza tym Molly będzie miała okazję zobaczyć policjantów przy pracy. Może się też zjawić dziwny mężczyzna, ale nie ma się czym martwić – to tylko taka zabawa.
Molly popatrzyła na nich poważnie. Dzieci zawsze wiedzą, kiedy dorośli kłamią.
Wychodzili właśnie z domu w ponurych nastrojach, gdy zadzwoniła komórka pani Morelli.
To był Griffin.
– Mamy go, mamy! Znaleźliśmy pudełka z lateksowymi rękawiczkami i płyn do higieny intymnej. Ron Viggio, były sprzątacz w banku spermy w Pawtucket, jest na pewno Gwałcicielem z Miasteczka Uniwersyteckiego.
– A Meg? – zapytała Morelli. Tom i Laurie zdrętwieli, spoglądając na nią wyczekująco.
– Nie ma jej tu.
– To gdzie, do cholery, jest?
– Jeszcze nie wiemy. Viggio nie chce gadać. Ale możemy go przycisnąć. Znajdziemy ją, pani porucznik. To tylko kwestia czasu.
Morelli spojrzała na Toma i Laurie.
– Mamy mężczyznę, który może być Gwałcicielem z Miasteczka Uniwersyteckiego – oznajmiła. – Ale nie znaleźliśmy Meg.
– A jest jakiś trop? – zapytała Laurie.
– Sierżant Griffin uważa, że to tylko kwestia czasu.
– Jak długo to może potrwać? Czy ona coś jadła, ma chociaż wodę? Boże, ratujcie ją.
– Nie wypuszczajcie go – mówił Griffin do telefonu. – W żadnym wypadki nie wypuszczajcie Davida Price’a. Sami sobie poradzimy. Już go nie potrzebujemy.
Morelli ponownie spojrzała na państwa Pesaturo. Potem zerknęła na zegarek. Piąta pięćdziesiąt pięć.
– Przykro mi, sierżancie. Za późno.