– Facet siedział od roku w pierdlu – mruknął Fitz. – Jak zdobyć świeże nasienie od gościa za kratkami?
Griffin spojrzał na niego z niedowierzaniem.
– Wiem, że w zakładach karnych uprawia się więcej seksu niż w większości burdeli – rzekł Fitz. – Ale nie mówimy tu o kimś, kto przeszmuglował z więzienia poplamione prześcieradło. Mamy siedem próbek, które zostały pobrane nie tylko z pościeli, ale także ze szlafroka i z ciała ofiary. Jak to wytłumaczysz?
– To komplikuje sprawę – przyznał Griffin. – Eddie mógł w jakiś sposób przechować swoją spermę. Na przykład spuścić się do plastikowego kubeczka, a potem go komuś przekazać.
Tym razem to Fitz spojrzał na niego z niedowierzaniem.
– A po co, do cholery, miałby to robić? Facet cały czas przysięgał każdemu, kto chciał go słuchać, że jest niewinny. Myślisz, że nie zastanowiłoby go, gdyby ktoś poprosił go o próbkę nasienia?
– Wizyta małżeńska? – podsunął Napoleon.
– Nie miał do niej prawa – powiedział Griffin.
– Kompletne wariactwo – mruknął Fitz.
– No – zgodził się Griffin. – A może podchodzimy do tego od złej strony? Może próbka nie została podrzucona na miejsce zbrodni? Może podmieniono samą próbkę?
– Co masz na myśli?
– Próbki z miejsca przestępstwa są zgodne z próbką podpisaną jako DNA Eddiego. Ale może to nie jest DNA Eddiego?
– Wykluczone – zaoponował bez wahania Fitz.
– Niemożliwe – poparł go Napoleon. – Postępowaliśmy dokładnie według procedury: detektyw Fitzpatrick i detektyw McCarthy przywieźli Eddiego Como do Gmachu Reagana, gdzie czekało dwóch lekarzy i ja. Lekarze pobrali dwie fiolki krwi, wyrwali kilka włosów z głowy i okolicy łonowej. Osobiście zapakowałem i oznaczyłem każdą próbkę. Mamy więc, ile – pięć osób, które mogą poświadczyć, że pobraliśmy próbki właśnie od Eddiego Como…
– Nie twierdzę, że popełniliście błąd – przerwał mu Griffin.
– Aż cztery próbki – nie ustępował Napoleon – które zostały odpowiednio zapakowane, oznaczone i zapieczętowane. Jakie są szanse, że ktoś je wszystkie podmienił?
– Małe – odparł z irytacją Griffin.
– Raczej zerowe – uściślił Fitz. – Raczej, kurwa, zerowe! Myślisz, że nie wiemy, jak wykonywać naszą cholerną robotę?!
– To w jaki sposób uzyskaliśmy stuprocentową zgodność? – zaperzył się Griffin.
– Nie mam pojęcia! Może to rzeczywiście był Como. Nie widzieliśmy ciała.
– Eddie Como nie żyje! Koroner już to potwierdził. Facet jest trupem, jak dwa i dwa to cztery. Więc jak, do jasnej cholery, jego DNA trafiło na miejsce zbrodni?
– A skąd mam, kurwa, wiedzieć?!
– Ktoś robi nas w wała – powiedział GrifFin. – Ktoś gra z nami w jakąś grę. – A po chwili, zastanowiwszy się, dodał: – Kurwa!
– Co?! – wrzasnął Fitz, tracąc cierpliwość.
– Kurwa! Kurwa! Kurwa! Muszę zadzwonić.
– Teraz?
– Tak, teraz. Gdzie telefon? Jaki jest kod na miasto?
– Do kogo dzwonisz?
– Do kogo? Do misia Gogol, a jak myślisz? Griffin niecierpliwie wystukał numer.
– Detektyw Waters – odezwał się głos w słuchawce.
– Mike, tu Griffin. Rozmawiałeś z Charpentierem? Co mówił?
– Price powiedział… powiedział: „A nie mówiłem”, a potem dodał, że wciąż na ciebie czeka.
„A nie mówiłem”. Kto zamordował Sylvię Blaire, Davidzie? Eddie Como.
O, jasny gwint. Griffin zwiesił posępnie głowę. Po długich, bolesnych osiemnastu miesiącach terapii i pracy nad sobą znowu tkwił w tym samym bagnie. Znowu David Price prowadził jakąś chorą grę jego kosztem. Zaczerpnął głęboko powietrza i spróbował wziąć się w garść. Martwy człowiek nie mógł zamordować Sylvii Blaire. Musiało stać się coś innego. DNA Eddiego Como trafiło na miejsce przestępstwa w inny sposób.
Wtedy przypomniał sobie poniedziałkową rozmowę z Fitzem: „Dlaczego Eddie, który nie zostawił po sobie żadnego włoska, żadnego włókienka i żadnego odcisku, zostawił lateksowe opaski? Dlaczego, skoro wiedział, jak zacierać ślady, zostawił praktycznie własną wizytówkę?”
Fitz oświadczył wtedy z oburzeniem, że policja nie wrobiła Eddiego Como. Teraz Griffin zaczął podejrzewać, że zrobił to kto inny.
Gry. Gry nie były w stylu Eddiego. Ale Griffin znał innego człowieka, który je uwielbiał. Człowieka, który także słał listy i telefonował, tyle że nigdy nie twierdził, że jest niewinny. Człowieka, który od dwóch dni próbował przekonać policję, że ma istotne informacje na temat sprawy, i nawet wspaniałomyślnie przysłał Griffinowi liścik z życzeniami powodzenia w pracy nad nowym śledztwem.
To nieszczęsne DNA stanowiło jedyny dowód przeciwko Eddiemu Como. DNA, które miało zostać zmyte za pomocą płynu do higieny intymnej o zapachu polnych kwiatów firmy Berkely and Johnson. Tylko że… Jaka jest najgorsza pomyłka, jaką może popełnić detektyw? Przedwcześnie coś założyć. A jakie było główne założenie, które wszyscy przyjęli?
Że płyn miał za zadanie usunąć DNA z miejsca zbrodni. A to skurwysyn jeden!
Ostatnie elementy układanki zaczęły do siebie pasować. Griffin tak się wściekł, że praktycznie odebrało mu mowę.
– Co się dzieje? – pytał Waters.
– Kto? Kto? – dopytywał się zdezorientowany Fitz.
– Kiedy został popełniony pierwszy gwałt? – zapytał chrypliwie Griffin. – Kiedy zgwałcono Meg Pesaturo?
– Jedenastego kwietnia zeszłego roku – odpowiedział Fitz. – Dlaczego pytasz? Czego się dowiedziałeś?
Jedenastego kwietnia. Pięć miesięcy po aresztowaniu Davida Price’a. Pięć miesięcy po Wielkim Bum. Wydawało się to niemożliwe. A jednak…
– Bawi się z nami.
– Co zamierzasz zrobić? – zapytał Mike po drugiej stronie słuchawki.
– Kto? Co? – powtarzał Fitz wściekle.
– Facet, który to przewidział. – Griffin zamknął oczy. – Facet, który jakimś cudem wie o tej sprawie więcej niż my.
– Czyli kto? – zapytał błagalnym głosem Fitz.
– David – odparł cicho Griffin. – Mój dawny sąsiad pedofil. David Price.