Nie oczekiwała, że podniecenie znowu pochwy¬ci ją w swoje szpony tak gwałtownie, lecz przenik¬nęło jej ciało i po chwili połączyła się zDamienem w drżącej rozkoszy aż do utraty tchu, aż do wyczerpania i nasycenia.
Usatysfakcjonowana położyła się u jego boku, a on objął ją ramionami. Wkrótce zasnęła, lecz obudziła się, czując, jak Damien delikatnie potrząsa jej ramlemem.
– Co się stało? – krzyknęła i usiadła na łóżku.
Ujrzawszy niepokój na jego twarzy, poczuła przy¬spieszone bicie serca.
– Wojsko. Do miasta przyjechał oddział napole¬ońskich huzarów. Przeszukują wszystkie gospody i zajazdy. Musimy uciekać.
– Boże miłosierny… – nie powiedziała jednak nic więcej, tylko pospiesznie wstała i włożyła pro¬ste ubranie. Szybko splotła włosy w jeden długi warkocz, włożyła pantofle, chwyciła pelerynę, któ¬rą Damien narzucił jej na ramiona i owinął nią sta¬rannie, gdy wychodzili z pokoju.
W korytarzu czekał na nich Joseph, ciemnowło¬sy, niski, ale mocno zbudowany mężczyzna. Filco¬wą czapkę z daszkiem naciągnął mocno na szero¬kie czoło. Niektórzy powiedzieliby zapewne, że jest prostym człowiekiem, ale miał w sobie pewien urok i był bez miary, a nawet fanatycznie oddany SL Owenowi.
– Ile mamy czasu? – spytał go Damien.
– Obawiam się, że niewiele. Wóz czeka w alei.
– Zabierz ją. Ja sprawdzę, co się dzieje przed domem, i dołączę do was przez kuchenne drzwi.
Joseph bez wahania wykonał polecenie, stanow¬czym gestem ujmując Aleksę za ramię i prowadząc ją ku tylnym schodom" gdzie znajdowało się wyj¬ście do alei. Spojrzała jeszcze przez ramię i po chwili krzyknęła głośno na widok czterech żoł¬nierzy, którzy wdarli się do środka przez tylne drzwi.
– Uciekaj do wozu! – rozkazał Joseph. Gniewne spojrzenie w jego oczach czyniło go jeszcze bar¬dziej dzikim.
Zerknęła w górę schodów, po których już gnał Damien, rzucając się do walki. Przywarła płasko do ściany, by mąż mógł ją minąć w pełnym biegu. Joseph uderzył pierwszego żołnierza w brzuch, a gdy tamten zgiął się wpół, poprawił ciosem w szczękę, od którego huzar przewrócił się na zie¬mię. Drugiego z napastników wyrżnął prosto w nos, zalewając go krwią, po czym obaj zaczęli okładać się pięściami.
Skacząc po dwa stopnie, Damien starł się z trzecim żołnierzem, otrzymując cios w żebra, po któ¬rym wykrzywił twarz w grymasie bólu. Potem szybko wykonał unik, by zejść z linii uderzenia wy¬mierzonego przez czwartego mężczyznę, i znowu odwrócił się do trzeciego, który wyciągnął szablę z pochwy u pasa.
Damien! – wrzasnęła Aleksa w momencie, gdy ten kopnął wysokiego żołnierza butem, posyłając go na schody. Uderzywszy mocno w stopnie, zawył z bólu i opadł bezwładnie na ziemię Jego czerwo¬no-granatowy mundur był ubrudzony ziemią z buta Damiena.
Falon chwycił rękojeść leżącej na ziemi szabli i szybkim ruchem odparował cięcie czwartego huza¬ra. W powietrzu rozległ się dźwięczny brzęk metalu.
Biegnij do wozu! – rzucił rozkazująco Damien. Uciekaj z miasta, później do ciebie dołączymy! Stal uderzała o stal, gdy potykali się w wąskim, ograniczającym ruchy przejściu.
Joseph zamachnął się pięścią na zaprawionego w boju żołnierza, posyłając go na kolana, ten jed¬nak szybko wstał, by kontynuować walkę Obaj by¬li już pokryci krwią. Joseph miał rozerwaną koszu¬lę na piersi, ubrudzony mundur żołnierza rozdarł się na boku.
Z prawej strony Damien sparował atak czwarte¬go wojaka, po czym uderzył szablą z góry, celując w głowę, tamten jednak zablokował cios i sarn ude¬rzył, rozcinając koszulę na ramieniu Damiena. W miejscu uderzenia, gdzie ostrze rozcięło skórę, pojawiła się krew. Aleksa zakryła sobie ręką usta, by stłumić krzyk.
Damien cały czas walczył, lecz zaczynał tracić si¬ły. Ból w żebrach stawał się nie do zniesienia, oddy¬chał coraz gwałtowniej i szybciej. Lęk o Aleksę do¬dawał mu sił. Spojrzał w stronę, gdzie przed chwilą stała, i nie zobaczył jej, a gdy znów odwrócił głowę, ujrzał, jak podnosi ogromną donicę i wali nią w gło¬wę ścierającego się z nim żołnierza. Ten upuścił szablę i przewrócił oczami, cofnął się o kilka kro¬ków i padł nieprzytomny u stóp Darniena.
Tymczasem Joseph ostatnim ciosem powalił swojego przeciwnika, ten przewrócił się, z jękiem zamknął powieki i już nie wstał.
Joseph uśmiechnął się zawadiacko do Damiena, mrugnął też odważnie w kierunku Aleksy.
– Myślę, mon amis, że czas w drogę.
Damien bez wahania chwycił żonę za rękę i po¬ciągnął na zewnątrz. Był wściekły, że go nie posłu¬chała, ale miał też wszelkie powody, aby być jej za to nieposłuszeństwo wdzięcznym.
– Ach, ty mała lisico – szepnął, gdy układali się w wozie pod brezentem. Owieczek już nie było"ale pozostało siano wraz z wonią owczego łajna i wil¬gotnej wełny. – Kiedy ty się w końcu nauczysz słu¬chać moich poleceń? – Lecz natychmiast pocało¬wał ją w tył szyi, gdy legła przed nim wtulona weń jak łyżeczka w łyżeczkę.
– Bardzo proszę – odparła, gdy Joseph wspiął się na kozioł i po chwili wóz ruszył z miejsca.
Czuł, jak Aleksa się uśmiecha, sam też uniósł ką¬ciki ust.
Po chwili uśmiechy przygasły. Nie odzywali się, tylko nasłuchiwali turkotu kół, czując w kościach każdą nierówność wyboistej drogi. Wróciło napię¬cie. Damien czuł pod ręką, jak mocno bije serce Aleksy. Podobnie biło jego własne serce.
Dziesiątki francuskich żołnierzy przeszukiwały miasto. Musieli dostać się na północ, zanim ich łódź wypłynie w morze, a w tej sytuacji nie mogli jechać gościńcem. Wciąż wiele elementów ich pla¬nu mogło się nie powieść, lecz Damien czuł, że z Aleksą u boku jest w stanie pokonać każdą przeszkodę
Może właśnie ta wiara pomogła im dotrzeć bez przeszkód do małej, osłoniętej zatoczki koło Etre¬taL Do północy pozostało dwadzieścia minut. Tyle samo brakowało do wypłynięcia łodzi.
Jeszcze dwadzieścia minut i byłoby za późno.
U dało się – wyszeptała cicho Aleksa. Stali na plaży przed małą łodzią żaglową, która miała ich zabrać do Anglii. – Aż trudno mi w to uwierzyć.
Nachylił się i pocałował ją
– Jedźmy więc do domu.
Aleksa ze łzami w oczach pożegnała się z Josephem, który z uśmiechem przesunął na głowie fil¬cową czapkę. Damien uścisnął mu prawicę i po¬mógł żonie wsiąść na pokład.
Załoga składała się zaledwie z trzech mężczyzn.
Przekazali przybyszom wykradzione przez Aleksę i St. Owena plany i dziewczyna natychmiast przyci¬snęła je mocno do piersi. Zeglarze zepchnęli łódź na wodę i chwycili za wiosła. Napinając mięśnie z całych sił, pokonywali falę za falą, kierując się na pełne morze. Woda chlupotała głośno o kadłub, gdy przedzierali się przez strefę przyboju ku dającej bezpieczne schronienie ciemności.
Do rana będą w domu!
Damien objął Aleksę w talii, a ona opada głowę na jego ramieniu.
– Jesteś wspaniałą nagrodą, lady Falon – szep¬nął, muskając ustami je włosy. – Nagrodą, którą będę hołubić do końca mojego życia.
Odwróciła się, a wtedy zauważył w jej oczach łzy.
– Kocham cię – powiedziała cicho.
Pocałował ją z całą miłością, którą miał w sercu.
Teraz była już jego. Nigdy nie pozwoli jej odejść.
– Kocham cię od chwili, gdy przyszłaś do mnie do tego zajazdu. Nigdy nie zapomnę twojej odwa¬gi ani ognia w twoich cudownych zielonych oczach.
Nachyliła się z kolejnym pocałunkiem. Zastana¬wiał się, czy i ona kocha go od tak dawna. Może właśnie dlatego zgodziła się go poślubić. Nieważ¬ne, czy to była prawda, ale na tę myśl poczuł się szczęśliwy. Otulił peleryną ich oboje i przytulił żo¬nę do piersi.
Spoglądając na wodę, uśmiechnął się w ciem¬ność i puścił wodze fantazji, snując wizje szczęśli¬wej przyszłości w ich wspólnym domu.