Литмир - Электронная Библиотека

Maja drżała.

– Myślę sobie – dzik nie dzik. Aż tu przybliżam się i widzę, że ten pasek od spodni zdejmą i na gałąź zakłada. Od razu zmiarkowałem co się święci, ale jakem kaszlnął, to zaraz przestał i tylko tak sobie poczekał ze dwie minut. On czeka i ja czekam – ja czekam i on czeka – aż tu widzę, podchodzi i napiera się do mnie.

Jednakże chłop, chociaż wydawał się dosyć oświecony, a rysy miał inteligentne, nie umiał znaleźć ściślejszego określenia.

– Ano napierał się – powiedział. – Jeszcze potem szedł za mną aż do domu i cały czas się napierał. Aż go moja kobieta musiała odganiać ode mnie. Do nikogo się tak nie napierał, tylko do mnie. O, tam jest moja chałupa – dodał, ukazując małe gospodarstwo zupełnie odosobnione pod lasem.

Pomożecie nam – rzekł Hińcz. – W razie gdyby nie chciał iść z nami, trzeba będzie go związać i odwieźć do Połyki. Ale zaraz. Czekajcie no. Najpierw my tu cichaczem podejdziemy pod płot, a wy go wyprowadzicie na podwórze – chciałbym zobaczyć, jak on się „napiera”.

– Na co to? – gorączkowała się Maja. – Znowu nam ucieknie.

Ale Hińcz nie podzielał jej obaw. Ze słów chłopa wywnioskował, że Leszczuk jest już zupełnie wyczerpany. Natomiast wydawało mu się niezmiernie ważne poznać dokładnie charakter jego szaleństwa.

– Jest to bardzo ciekawe, że chłop nie umiał określić tego „napierania się”. Tu znów prawdopodobnie mamy do czynienia z czymś, odbiegającym od normy, Niech pani pamięta, że trudności dopiero się rozpoczęły. Póki nie będziemy mieli klucza do jego choroby, nie potrafimy jej opanować.

Jakoż zachowanie się Leszczuka w pełni potwierdziło jego oczekiwania.

Chłop wyprowadził go przed dom jak było umówione i kilkakrotnie przeszedł z nim przez całe podwórze. Leszczuk mógł wzbudzić litość w najbardziej zatwardziałym sercu.

Słaniał się na nogach, był zbity i bezsilny – a jednocześnie ta sama smutna łagodność Jakaś beznadziejność człowieka zgubionego przejawiała się w całej jego postaci, w każdym jego poruszeniu.

I rzeczywiście, jak mówił chłop, „napierał się” w sposób nie ulegający wątpliwości.

Wyglądało to tak, jakby chciał coś powiedzieć temu chłopu, a nie mógł – jakby chciał wejść z nim w jakiś kontakt. Przysuwał się do niego blisko, blisko garnął się do niego, szedł za nim, jakby tajemniczy magnes przyciągał go ze szczególną siłą.

Miało to charakter niezbyt przytomny, ale przejawiało się tylko w stosunku do chłopa. Na jego żonę, która niechętnie przyglądała się tym manewrom, nie zwracał żadnej uwagi.

Chłop był rozśmieszony – coraz zerkał na płot, za którym stał Hińcz z Mają i robił ucieszne miny.

– Nie ma potrzeby go wiązać – mówił powróciwszy do nich – coś sobie we mnie uwidział i pójdzie za mną, jak ten pies.

Stanęło na tym, że Maja pojedzie pierwsza do Połyki i przygotuje wszystko na przyjęcie Leszczuka. Przede wszystkim chodziło o ukrycie tej sprawy przed gośćmi pensjonatowymi.

Hińcz obawiał się zresztą, aby widok dziewczyny nie wywołał w Leszczuku zbytniego wstrząsu. Miał nadzieję, że przy pomocy chłopa uda mu się odstawić go do Połyki bez większych trudności.

Maja pojechała przeto oklep na koniu, drogą na przełaj przez las. I wkrótce potem zajechała przed boczne wejście do dworu połyckiego furmanka, z której wyniesiono Leszczuka i przetransportowano do jednego z pokojów na górze.

Nie mógł już chodzić. Upadał ze zmęczenia. Nie wiedział prawie, co się z nim dzieje. Nie poznał nawet Połyki. Nastąpiła reakcja i chłopak znalazłszy się w łóżku, momentalnie stracił przytomność.

56
{"b":"89322","o":1}