Литмир - Электронная Библиотека

– Mógłbym pobić wszystkich! – powtórzył zawzięcie Leszczuk.

I nachylił się ku niej:

– Można by nie mówić nikomu, że ja wymyśliłem taki sposób – tłumaczył nie patrząc na nią. Gram nieźle, a jeśli ktoś nie wie, o co chodzi, to pomyśli, że w tym nie ma żadnego nabierania, tylko że ja dobrze skracam piłki i tyle! Nie potrzebuję stale tego robić, tylko od czasu do czasu. W każdym secie mogę nadrobić tak parę gemów, a nikt się nie pozna. Gdyby teraz urządzili ze mną próbę w klubie, to wszystkich bym orżnął! Tylko trzeba by ich namówić żeby ze mną zagrali! Ja bym ich rozniósł!

Maja spojrzała na niego z boku. Aha, więc on jest taki! W głosie jego była poufałość, jakby wiedział, że ona go zrozumie i liczył na jej poparcie. Uśmiechnął się niepewnie i półgłosem zapytał:

– Ho co? Przecie jak bym wygrał… to i nam byłoby łatwiej. Miałbym przynajmniej jakieś stanowisko.

– Aha – to on podchodził do tego tak… matrymonialnie? – Chciała się odsunąć z odrazą, ale – przecież to był jej uśmiech, jej sposób mówienia, ona zupełnie tak samo mogłaby to powiedzieć. I zresztą czyż ona była lepsza? Ot, głupi ordynarny chłopak i zdeklasowana panna.

– Zobaczymy – mówiła niepewnie i jakby mimo woli. – Wkrótce będzie mecz pokazowy w Skolimowie. Można by coś wykombinować. Namyślę się. Jeżeli raz publicznie udałoby się pobić Wróbla, to już potem musieliby urządzić oficjalną rozgrywkę. Oczy mu zabłysły. – Pewnie!

I od razu poczuli się bliscy sobie, w doskonałym porozumieniu. O, czemuż tylko w złym się łączyli?! Dlaczego wystarczało, aby zaczęli spiskować, a już oboje doskonale czuli się ze sobą i pryskały wszelkie trudności obcowania.

Pożegnała się z nim prędko. Powróciła do domu i położyła się, ale przed spaniem jeszcze wyskoczyła z łóżka i wszystko, cokolwiek mogło przypominać wiszącą płachtę, a więc ręczniki, szalik, bluzki na wieszakach – wszystko to pochowała, albo poukładała na krześle, tak, aby nie wisiały. Mimo to jednak sen znowu ją nawiedził. I znowu we śnie na tle białej ściany z wąskim oknem – płachta, czy też zwierzę – coś ruszającego się, jakaś rzecz straszna w tak okropnym zdławionym ruchu, iż oboje – Leszczuk i ona – sparaliżowani grozą byli wydani jej na pastwę i tylko czekali, kiedy ta rzecz się przybliży. A potem ujrzała jeszcze coś. Ujrzała, jak ta płachta pcha się Leszczukowi w usta, a on się dusi. Krzyknęła…

50
{"b":"89322","o":1}