Литмир - Электронная Библиотека

Odpychał go kurczowo, albo przyciągał do siebie, zaciśniętymi palcami wpijając się w przeguby rąk.

– Ależ niech książę się uspokoi, nie znam prawie pana Cholawickiego.

– To skończony drań – rzekł nagle wariat zupełnie innym tonem i niespodziewanie przyciągnął do siebie profesora nieomal ojcowskim ruchem.

– Jeżeli go nie znasz, to uważaj!

– Cóż jemu może zależeć na śmierci księcia? – rzucił od niechcenia pyta nie profesor.

– Co?! A to dobre sobie! Prosta rzecz! Dlatego, że ja nie chcę umierać. Jemu się nudzi tutaj i śpieszy mu się… śpieszy mu się do… no, wszystko jedno – książę mrugnął filuternie – a ja nie mogę jakoś umrzeć! Rzeczy wiście, tu jest dość nudno, smutno, ponuro, ciemno, a nawet strasznie i nie można się dziwić, że człowiek młody, elegancki, przystojny, przyjemny… A ja nie mogę opuszczać zamku.

– Czemu?

– Nie mogę. Nie mogę przed czasem. Tu jest coś… Ja muszę być przy tym. Tu się odbywa pewna sprawa… pewna sprawa… tam, tam – wskazał w kierunku starej kuchni – i ja muszę być… aż do końca… aż do ostatniego tchu… póki nie zostanę zwolniony… Ale przyznaj się, że wiesz lepiej ode mnie. Czemu udajesz?! Przyznaj się, że on cię przysłał! Daj znak!

– Dlaczego mnie męczysz? – krzyknął z rozpaczą. – Czy on nie rozumie, że jeśli tu jeszcze każe mi czekać, Henryś zabije mnie, bo mu się nudzi?! Czyż on zupełnie nie ma litości nade mną? Powiedz mu to – powiedz mu to ode mnie!

Odepchnął go i z tym jękiem na ustach, zniknął w pomroce sal.

Blady świt wstawał i spędzał złoża ciemności, kryjące się jeszcze po kątach i wnękach. Profesor powrócił do starej kuchni, nie napotkawszy nigdzie Cholawickiego. Izba w świetle dziennym wyglądała przyjemnie i jasno. Nocne przeżycia wydały mu się nierealne. Zgasił lampę, ściągnął z łóżka materac, przeniósł go do jednej z dalej położonych komnat i w ubraniu, wyczerpany zupełnie, natychmiast prawie zasnął.

Był tak zmęczony, iż nie liczył się już z komplikacjami na wypadek, gdyby sekretarz odkrył jego przygodne legowisko. Na szczęście nie spał długo. Po paru godzinach zbudził się. Spojrzał na zegarek. Była ósma rano.

Pośpiesznie wrócił do starej kuchni, przezwyciężywszy wstręt, położył się na łóżku i czekał przybycia Cholawickiego. Chciał wpoić w sekretarza mniemanie, że wcale się stąd nie ruszał przez całą noc.

20
{"b":"89322","o":1}