Tam, w kolistym wgłębieniu przeznaczonym do tańca, dostrzegłam Lu i Deana. Zajęci byli obsługą jakiejś dziwnej machiny z półprzeźroczystego tworzywa, która nie wiadomo skąd znalazła się w Astrobolidzie. Dwie pary płyt, dostosowanych kształtem do sylwetki ludzkiej i pochylonych pod kątem czterdzieści pięć stopni do poziomu podłogi, oplatały zwoje przewodów, a właściwie długich, ruchliwych ramion wyrastających z gruszkowatych kadłubów jakichś sztucznych potworów. Te automaty „ośmior-nice” biegały swymi cienkimi mackami po ciałach dwojga ludzi, zawieszonych nieruchomo w powietrzu między płytami.
Podeszłam bliżej i poznałam. To byli Rene i Ingrid. Twarze ich wydawały się zupełnie pozbawione życia. Martwe, bez wyrazu oczy spoglądały w sufit.
Dean stał za machiną, opierając dłonie na grubym, lśniącym pręcie. Głowę jego nakrywał przezroczysty hełm, podobny do dużego słoja odwróconego do góry dnem. Wzrok pełen skupionej uwagi przenosił raz po raz z twarzy Ingrid na twarz Deanego.
Również Lu miał na głowie hełm, tylko nieco mniejszy, uwieńczony za to „koroną” srebrzystych prętów przypominających elektrody. Był do mnie zwrócony plecami, a położenie głowy zdawało się wskazywać, że patrzy na Deana. Ręce miał opuszczone swobodnie po obu stronach ciała, palce wykonywały w powietrzu szybkie, płynne ruchy, podobne do ruchów palców A-Cisa, gdy po raz pierwszy rozmawialiśmy z nim w kryształowej wieży.
— Już połączone. Możesz wyłączyć — dobiegły mnie słowa, choć nie słyszałam żadnego głosu. Wiedziałam jednak, nie wiadomo skąd, że to powiedział Lu.
Macki „ośmiornic” uniosły się w górę i zamarły w bezruchu. Ciało Renego opadło wolno na płytę, potem zsunęło się z niej na podłogę. Wstał o własnych siłach i rozejrzał się wpółprzytomnie dokoła.
Stawiając nogi jak automat, doszedł do fotela i opadł nań ciężko. Ruchy jego były powolne, twarz stężała.
W tej samej chwili Allan podniósł się z fotela i podążył ku machinie jakby w śnie hipnotycznym. Inni nie poruszyli się nawet.
— Zestaw dodatni — dotarły do mej świadomości tym razem słowa Deana.
— Przygotuj się! — rozkazał Lu.
Allan zaczął bez słowa ściągać z siebie bluzę. Twarz jego wyrażała przerażenie. Tymczasem Lu uwolnił już ze stołu operacyjnego Ingrid.
— Zoe! Przygotuj się! — padło znów polecenie zimno, nieubłaganie. Byli tak zajęci, że nie zwrócili dotąd na mnie uwagi.
Z fotela wstała Zoe.
Dean spojrzał w jej kierunku i na twarzy jego odbiło się ogromne zdziwienie.
— Daisy? Tutaj? — uświadomiłam sobie jego myśli.
— Co wy z nimi robicie? — zawołałam głośno i natychmiast pochwyciłam niespodziewaną odpowiedź Deana.
Tam, w żywych organizmach ludzkich, dokonywano syntezy cech dziedzicznych. Przygotowywano nowe pokolenie ludzi podobnych do Lu.
Co robić, aby przerwać ten szaleńczy eksperyment — pomyślałam z przerażeniem.
— Dean natychmiast przechwycił moją myśl. Czułam, jak ogarnął go na moment strach. Pomyślał, że nie wolno dopuścić, abym dowiedziała się, że…
I w tej chwili oddał broń w moje ręce. Wiedziałam już, co mam robić.
Przyskoczyłam do Lu i jednym szarpnięciem zerwałam mu z głowy ową błyszczącą „koronę”.
Rzucił się ku mnie, próbując pochwycić i odebrać mi ten dziwny przyrząd, który pozwalał mózgowi ludzkiemu panować nad zespołami mido. Byłam jednak szybsza. Wiedziałam, że muszę uciekać, gdyż nie potrafię obchodzić się ze swą zdobyczą.
W drzwiach jeszcze raz obejrzałam się za siebie. Lu biegł tuż za mną. Przez moment nasze oczy spotkały się.
Jeśli ona rozkaże zespołom, by się zatrzymały… — wyczułam w jego myślach.
Niemal machinalnie wcisnęłam sobie na głowę obiema rękami ów niezwykły kask. Jednocześnie dostrzegłam wprost nad sobą wzniesioną dłoń Lu z jakimś krótkim, czarnym prętem.
Niech staną wszystkie zespoły mido! — pomyślałam rozpaczliwie.
Nim oślepił mnie błysk, ujrzałam przed sobą wykrzywioną gniewem twarz Lu, a potem… potem pełne przerażenia i determinacji oczy Deana.
Straciłam przytomność.
Gdy otworzyłam oczy, nade mną połyskiwał w blasku lamp podniesiony klosz naszego starego medautomatu. Obok mnie stali Kora, Will, Zoe i… Dean.
— Co to było? — zapytałam z wysiłkiem.
— Już minęło — odpowiedziała Kora głosem, w którym wyczułam wzruszenie. — Już wszystko minęło.
— Jak zły sen — dorzuciła cicho Zoe.
Płyta medautomatu opadła wolno w dół. Po chwili dostrzegłam przed sobą rozsunięte drzwi. Prowadziły one z sali operacyjnej do holu. Na progu stała mała, nieco pochylona postać Urpianina.
Poznałam A-Cisa. Wydało mi się, że na twarzy jego dostrzegłam serdeczny uśmiech. Ale to było złudzenie — przecież Urpianie nie wiedzą, co to śmiech…
MÓWI A-CIS
Mówi do Was A-Cis — członek społeczności zjednoczonej rozumem, bytującej kreatywnie w Układzie Alfa Centauri1, penetrator i sublimator czwartego stopnia do zadań specjalnych, od Waszego przylotu koordynator działań programowych.
Mówię o zdarzeniach dwustronnie widzianych na życzenie Waszej mikrospołeczności— reprezentantów makrospołeczności Ziemian zamieszkujących Układ Słoneczny.
Okres pierwszy — rozpoznawczy
W trzydziestym siódmym interwale znaczonym piętnastego wielkiego okrążenia2 obserwatorzy strefy zewnętrznej Świata Starego Życia przekazują wiadomość: w obszarze kontrolowanym pojawiło się kuliste ciało sztuczne o przyspieszeniu ujemnym, wytwarzanym odrzutem zjonizowanych cząsteczek. Ekstrapolacyjnie określony cel lotu — układ planetarny Proximy.
Z Centrum Myśli Przewodniej drugiego stopnia, poprzez Ośrodek Koordynacji stopnia trzeciego, mój dublomózg otrzymuje polecenie: A-Cis przejmie pełną koordynację działań przewidzianych programem refadore3.
Dublomózg obejmuje prowadzenie na tysiąc osiemset siedem sila 4, łącząc moją pamięć z Pamięcią Wieczystą. Wiem już: masa, kształt i zasada napędu sztucznego ciała wykluczają, aby była Io nasza sonda międzygwiazdowa, wysłana z Układu Proximy przed piętnastoma wielkimi okrążeniami. Nigdy nasi przodkowie nie budowali rakiet w kształcie kuli — sztuczne ciało pochodzi spoza naszego świata.
Nowe dane potwierdzają poprzednie. Kontrola wsteczna zapisów informuje, że na 6,26 obrotu Juventy5, przed wejściem ciała w strefę kontrolowaną, zarejestrowano krótki przekaz typu widmowego.
Łączę się z zespołem analiz sześciowarstwowych. Niechaj G-.Fis, mój „partner radości”6, nie próbuje wkroczyć w moje myśli. Trzeba bez zwłoki wyjaśnić, co odwiedziło Układ Proximy.
Gromadzą się wątpliwości. Kierunek lotu nie przesądza o pochodzeniu ciała. Jego antyapeks jest kątowo położony blisko Słońca. Gdyby jednak założyć, że kula porusza się po drodze najkrótszej, przebiegałaby w odległości kilkaset razy większej od promienia układu planetarnego tej gwiazdy. Jeśli sztuczne ciało wyruszyło z Układu Słońca, dlaczego brak sygnału ostrzegawczego obserwatorów mido penetrujących ten układ?
Kolejne połączenie z Pamięcią Wieczystą daje odpowiedź warunkową: Układ Słońca obserwowany jest przez mido od ponad siedmiu wielkich okrążeń, z jedyną przerwą spowodowaną prawdopodobnie zniszczeniem obserwatora eksplozją nuklearną. Sonda mido przed 1,72 wielkiego okrążenia wybrała jako teren uzupełniania masy i energii skupisko małych ciał, obiegających pierścieniem drugą z najmasywniejszych planet Słońca. Zniszczenie sondy nastąpiło w czasie szukania dogodnego obiektu. Na jednej z brył pierścienia Ziemianie wzbudzili sztucznie reakcję jądrowoświetlną. Przyciągnęła ona uwagę mido, które podążyło w kierunku promieniującego obiektu.
W odległości 6,6 km od źródła światła sonda dostrzegła sztuczne ciało o napędzie odrzutowym i skierowała się ku niemu. We wnętrzu ciała zauważyła Ziemianina i zgodnie z instrukcją zaktywizowała się informatycznie. Obiekt promieniujący znajdował się po przeciwnej stronie 0,4 km od sondy. Obiekt przeszedł nieoczekiwanie w stan eksplozywny. Ostatni meldunek optyczny: obraz Ziemianina we wnętrzu sztucznego ciała — ruch głowy i oczu świadczy o spostrzeżeniu naszej sondy.