Badania te nabierały szczególnej wagi w obliczu ostatnich meldunków z miasta, do-noszących o czterech przypadkach tajemniczych zachorowań z objawami niepokojąco wysokiej gorączki, która nie dawała się obniżyć.
Wydawało się, że lekarz panuje nad sytuacją, gdy nagle jak grom z jasnego nieba komputery przekazały wiadomość o jego śmierci.
Po dramatycznej naradzie z naukowcami i władzami metropolii Bernard zarządził ewakuację Bieguna Południowego. Chorych, dotkniętych tą zagadkową chorobą, izolowano i przewieziono do szpitala w Pretorii.
Wideofonicznie włączył się Franek, który z pobliskiego gabinetu kierował przygotowaniami do ewakuacji miasta.
— Pochwyć natychmiast centralę europejską — powiedział bardzo szybko i zniknął z ekranu.
Warszawę było słychać źle. Z chaosu trzasków i zgrzytów Bernard wyłowił zaledwie urywki słów. Zrozumiał, że podawano dane o promieniotwórczym skażeniu nowych obszarów. Po chwili komunikat się urwał. Bernard połączył się z Frankiem dla wyjaśnienia sprawy. Odpowiedź przeraziła go: tereny ogarnięte katastrofą leżały nie tylko na Antarktydzie.
W ROK PÓŹNIEJ
Kosmoport Warszawa, położony na przedpolach tej wielkiej metropolii europejskiej, od dłuższego czasu tętnił anormalnym pośpiechem. Było to ściśle związane z sytuacją, jaka ogarnęła kulę ziemską. Nieszczęsne wydarzenia, zapoczątkowane w lipcu dwa tysiące pięćset sześćdziesiątego czwartego roku na Antarktydzie, rozprzestrzeniły się z zatrważającą szybkością na inne lądy. Gdy po dwóch miesiącach ustalono, iż bezpośrednim bodźcem wybujałej aktywności wulkanicznej i wypychania pierwiastków promieniotwórczych ku powierzchni gruntu są po raz pierwszy stwierdzone na Ziemi bakterie krzemowe, objęły już one destrukcyjną działalnością niemal całą półkulę południową, a ogniska ich stwierdzono również w Tunezji, w Indiach, a nawet na Alasce.
Nazwano je silikokami albo krzemowcami, co początkowo rozumiano tak, że koloidalne tworzywo ich komórek — analogiczne do naszego białka — oparte jest na krzemie, który zastępuje tam węgiel, podstawowy składnik organizmów zwierzęcych i roślinnych zasiedlających Ziemię. Tymczasem w rzeczywistości krzem występował w tych zaskakujących drobnoustrojach nie zamiast węgla, lecz jako pierwiastek towarzyszący, w zastępstwie azotu wszelkich rodzajów białek, jakie znamy.
Nawiasem mówiąc, wbrew rozpowszechnionym tu i ówdzie poglądom, przeważała opinia, że wyłącznie węgiel może pełnić rolę podstawową we wszelkich strukturach żywych typu białkowego.
Te drobnoustroje zabójcze dla ludzkości nie mogły powstać na Ziemi — ani w przeszłości, ani też obecnie — bo zamarzłyby z kretesem w jej klimacie. Początkowe sugestie jakoby one żyły od bardzo dawna na głębokości kilkunastu kilometrów, a dopiero teraz gwałtownie podążały ku powierzchni, podwyższając ciepłotę skał, również nie miały logicznego uzasadnienia. Warunki w głębszych warstwach skalnych nie uległy istotnym zmianom od paru miliardów lat. Nic więc nie usprawiedliwiało twierdzeń o nagiej, żywiołowej ekspansji tych mikrobów ku światłu i — z punktu widzenia ich wymagań środowiskowych — ku nieznośnemu zimnu.
W Układzie Słonecznym tylko na powierzchni Merkurego bakterie te mogłyby podczas trwania tamtejszego dnia znaleźć — przynajmniej pod względem temperatury — warunki odpowiednie do rozwoju. Nie stwierdzono ich tam jednak ani żywych, ani skamieniałych, jak również nie natrafiono na jakikolwiek ślad ich istnienia teraz albo w przeszłości tego małego globu.
Tak więc sprawa krzemowców, tysiąckroć niebezpieczniejszych dla ludzi niż bakterie dżumy lub cholery w dawnych wiekach, kiedy ludzkość trapiły jeszcze choroby infekcyjne, nadal pozostawała największą nie rozwiązaną zagadką przyrody Ziemi.
Strasznych przybyszów wszechstronnie zbadano pod mikroskopem, zmierzono, opisano ich sposób życia, optymalne warunki rozwojowe, nawet skłonności, zwyczaje, odporność na działanie trucizn, substancji żrących, niskich i wysokich temperatur. Ten ogromny materiał poznawczy o silikokach gromadziły setki zespołów wyposażonych w najsprawniej działające konkryty. Miały one znaleźć sposób na całkowite wytępienie silikoków, zapobieżenie ewentualnemu ich pojawieniu się w przyszłości i przywrócenie przyrodzie Ziemi dawnej harmonii.
Był to jednak plan nie dający się spełnić na poczekaniu. Wszelkie opracowane metody walki okazały się nie dość radykalne: bakterie krzemowe, wyniszczone w jednych okolicach nakładem olbrzymich środków, ze zdwojoną zaborczością atakowały inne obszary.
Liczba czynnych wulkanów wzrosła z czterystu kilkudziesięciu do trzynastu tysięcy, przy czym niektóre nowe kratery w ciągu krótkiego czasu wyrzucały większą masę produktów wulkanicznych aniżeli wszystkie dawniej istniejące czyniły to podczas stulecia.
Drugim, nie mniej katastrofalnym efektem działalności silikoków był olbrzymi wzrost promieniotwórczości skał powierzchniowych. Miejscami szedł on w parze z działalnością nowo powstałych wulkanów i trzęsieniami ziemi, wyprzedzając je albo występując jako zjawisko wtórne. W innych przypadkach radioaktywne skażenie terenu było — przynajmniej na razie — jedynym dowodem obecności złowrogich bakterii.
Wskutek nadmiernego stężenia radioaktywności ogromne przestrzenie zgoła nie nadawały się do zamieszkania przez ludzi. Po innych można było chodzić tylko w ochronnych butach, w maskach lub w skafandrach. Promieniotwórczość podłoża zakażała powietrze i to w takim stopniu, że nawet na terenach, gdzie nie było silikoków, rośliny uprawne i.zwierzęta hodowlane nie nadawały się do spożycia. Już w czasie procesu asymilacji u roślin oraz oddychania zwierząt atomy promieniotwórcze przenikały do ich organizmów. Dołączając się do przyjmowanych za pośrednictwem pokarmu, kumulowały się i odkładały w różnym stężeniu w rozmaitych narządach.
Wprawdzie nic stanowiło to bezpośredniego zagrożenia dla ludzkości, gdyż w dobie szeroko rozwiniętej syntetycznej produkcji pokarmów dało się wykreślić z jadłospisu wszelką żywność o pochodzeniu naturalnym, przełamując pewne nawyki i upodobania. Również eliminując skażone pasze z karmy żywego inwentarza oraz siejąc rośliny na plantacjach sztucznie utrzymywanych w czystości, można było zachować przy życiu nawet przez długi czas zarówno stada podstawowe poszczególnych gatunków zwierząt. jak superelity zbóż, wartościowe sadzonki drzew leśnych i parkowych oraz wzorowe sady umożliwiające masowe zaszczepianie zrazów korzystnych odmian drzew owocowych. Niestety jednak nie zmieniło to faktu, że dzika flora skazana była na powolne, a fauna znacznie szybsze obumieranie.
Także ryby ujawniały znaczny stopień uradioaktywnienia. Próbki pobrane z dna oceanicznego wykazały, że chociaż podwodnych wulkanów powstało niewiele, pokryte morzami cztery piąte kuli ziemskiej było na dennych pokładach skalnych całkowicie skażone promieniotwórczością. Pociągało to groźbę nie tylko rychlej zagłady wszelkiego życia w wodzie, lecz również stopniowego ogrzewania się oceanów.
Prawie doszczętnie stopniały lody obu biegunów, co podniosło poziom mórz o czterdzieści kilka metrów. Trzeba było wybudować prowizoryczne porty, bo dotychczas istniejące zostały zalane.
Ludzkość mobilizowała wszystkie siły i środki, by bronić życia i cywilizacji. Mimo nadziei zwycięstwa należało brać pod uwagę także najgorszą ewentualność: emigrację na inne globy.
Było to jednak chwytanie się brzytwy przez tonącego. Dostosowanie warunków ja-kiejkolwiek planety w Układzie Słonecznym do tego, by mogli zamieszkiwać ją ludzie pod gołym niebem, wymagało przy aktualnym stanie techniki co najmniej dwóch stuleci. Co prawda ze sprawozdań nadsyłanych przez międzygwiezdną ekspedycję Astrobolidu, która przed dwudziestu czterema laty wyruszyła w powrotną drogę, zdawało się wynikać, że korzystając z doświadczeń Urpian można by znacznie przyspieszyć proces adaptacji przyrody planet do potrzeb ludzkości, jednak w nowo powołanym Komitecie Obrony Ludzkości nie brakowało działaczy, którzy wyrażali poważne wątpliwości, czy wobec próby narzucenia ludziom urpiańskiego modelu społeczeństwa, bezpieczne byłoby przyjmowanie pomocy tych istot w jakiejkolwiek formie. Zresztą dopiero w początkach grudnia dwa tysiące pięćset sześćdziesiątego czwartego roku załoga Astrobolidu dowiedziała się o tragicznych wydarzeniach na Ziemi i pierwsze potwierdzenie odbioru tej wiadomości powinno nadejść pod koniec kwietnia przyszłego roku.