W dużej mierze przyczyniał się do tego Lu. Będąc zaprogramowanym konglomeratem cech ludzkich i urpiańskich, mający stanowić ważkie ogniwo nie tylko porozumienia, lecz i zrozumienia ludzi przez Urpian, samym sobą wystawiał dobre świadectwo kulturze Ziemian. Ale czy.słuszne było tworzenie istoty tak rozdanej wewnętrznie, z tak ogromnym trudem odnajdującej swe miejsce wśród współbraci? I czy w obecnej, jakże trudnej sytuacji sprostać on może zadaniom tworzenia pomostów między-Urpia-nami i ludźmi? A on — A-Cis — poza udostępnieniem wiedzy zawartej w nowej Pamięci Wieczystej, nie będzie przecież już w stanie mu pomóc…
Gdy przełączał teraz i rozmieszczał coraz to nowe pola sił, gdy tworzył plany struktur obronnych realizowane w zawrotnym tempie przez mido, do jego świadomości, ważącej trzeźwo, po urpiańsku, powody swego postępowania, nieodparcie przenikała niepokojąca myśl, że celowi, któremu oddaje życie, przypisał większą wagę niż dyrektywom Rady Ustalającej Przyszłość.
Czy miał prawo rozporządzać swoim życiem, które nie tylko było własnością zespolonej społeczności, ale w wyznaczonej mu misji nabierało wartości niewymiernej? Nie dbał już o to, jak Centrum Myśli Przewodniej oceni jego decyzję — może uznana zostanie za zdradę społeczności, a nie tylko przekroczenie uprawnień? Jeśli odczuwał niepokój, to tylko dlatego, że dla niego samego, kierującego się przecież wdrożoną od wielu pokoleń logiczną precyzją myślenia, to, co zrobił, nie było w pełni zrozumiałe.
Dlaczego tak postąpił? Nie czuł ani miłości do ludzi, ani też poczuwał się do odpowiedzialności za los ludzkiej planety, która miała być i była chyba tylko przedmiotem bacznych, beznamiętnych studiów. A jednak przez te lata pobytu w statku Ziemian coś musiało się w nim zmieniać, rozstrajając nieznacznie ową komputerową precyzję działania jego umysłu. Mógł nawet w przybliżeniu określić przyczynę tego stanu. Obcując z ludźmi dopuścił do przeniknięcia w jego psychikę jakiejś odrobiny emocjonalnego widzenia świata, a więc zaszczepienia w sobie okruchu ludzkiej natury. Pociągało to za sobą bliżej co prawda nie sprecyzowane, niemniej realne poczucie braterstwa z ludźmi, a może tylko pragnienie, aby stało się ono faktem.
Było w tej chęci braterstwa ziarno zazdrości i ziarno podziwu — coś zgoła obcego psychice Urpian. Syn obcej kultury planetarnej, mającej szacunek wyłącznie dla rozumu, zespolenia świadomości i sprawności techniczno-organizacyjnej zazdrościł ludziom tego, co przecież do niedawna uznawał za szkodliwe społecznie — owej różnorodności, a nawet niepowtarzalności fizycznej i psychicznej każdej jednostki, tego zaskakującego, nieobliczalnego zachowania się grup społecznych, reagujących jak gdyby spontanicznie, a jednak jakże często wcale nie błędnie, owej zadziwiającej możliwości współistnienia i godzenia rozumu z instynktem, intuicji z trzeźwą kalkulacją, niecierpliwości i wytrwałości, heroicznej odwagi z umiłowaniem życia.
Czuł instynktownie — co w ogóle dla Urpian powinno być czymś absurdalnym i patologicznym — że jego obowiązkiem i przeznaczeniem jest uratować tę cywilizację i jej siedlisko — Ziemię — w jej takim właśnie, naturalnym kształcie. Dlatego ponaglał mido do granic szybkości działania i wytrzymałości tych wysoce uniwersalnych, obdarzonych samodzielnością i inteligencją automatów.
Niewiele już pracy zostało do wykonania, jednak Pamięć Wieczysta pozostawała nadal jeszcze bezużyteczna i samodzielnie ani mido, ani ludzie nie zdołaliby jej uruchomić. Każda sekunda liczyła się teraz w trójnasób — wyścig ze śmiercią i zagładą wkraczał w ostatnią, decydującą fazę. Jezioro lawowe podpływało już pod powierzchnię. Skalny teren groził zapadnięciem się i roztopieniem w ciągu najbliższej godziny. Pierwszym zadaniem po włączeniu Pamięci Wieczystej do działania miało być natychmiastowe powstrzymanie rozprzestrzeniania się jeziora, zamrożenie go i wygubienie silikoków w obrębie głównych urządzeń, zarówno na powierzchni, jak też w głębi skał.
Wygubienie silikoków… — pomyślał A-Cis — Gdybyż możliwe było wygubienie ich teraz, kiedy przeżerają mój organizm nerw za nerwem, komórka za komórką.
Przepalał go ogień wewnętrzny. Czuł, że śmierć się zbliża, a on umierając musi myśleć intensywnie, aby nie zaniedbać żadnego szczegółu w pracy mido.
Montaż ostatnich struktur obronnych dobiegł końca. Pamięć Wieczysta miała już stałe samoczynne połączenie z Astrobolidem. Równocześnie zespoły mido, na podstawie wiedzy przetwarzanej w wielkim mózgu, sztab walki z silikokami, rozpoczęły prze-ciwuderzenie.
A-Cis czuł jak przez mgłę, że robota skończona. Zapadał się w śmierć. Wysoko w niebie świeciła Ziemia, na której ludzie mogli teraz zwyciężyć.
DO CZYTELNIKÓW
Czujemy się w obowiązku wyjaśnić Czytelnikom motywy zmian, jakich dokonaliśmy w nowym wydaniu naszej kosmicznej trylogii. Niektóre z nich przedstawiliśmy w przedmowie do „Zagubionej przyszłości”, toteż w tym posłowiu zajmiemy się przede wszystkim „Proxima” i „Kosmicznymi braćmi”.
Podobnie jak w pierwszej części trylogii fabuła i tzw. przestanie ideowe w dwóch następnych częściach nie uległy żadnym zmianom. Nie znaczy to, iż pewnych wątków fabularnych oraz wizji, fantastycznonaukowych nie próbowaliśmy wzbogacić, przeważnie rozwijając zagadnienia tylko zasygnalizowane w poprzednich wydaniach. Przykładem większe wyeksponowanie w „Proximie” problemów ekologicznych, w „Kosmicznych braciach” zaś podłoża konfliktów między Urpianami a ludźmi i wizji społeczeństwa przyszłości. Jednocześnie usunęliśmy pewne wątki i epizody nieistotne dla fabuły, rozszerzając w zamian sensacyjne oraz przygodowe elementy akcji.
Zważywszy, iż od pierwszego wydania trylogii upłynęło trzydzieści lat, uznaliśmy za konieczne skorygowanie treści popularnonaukowych oraz unowocześnienie terminologii, która w tym czasie uległa w wielu dziedzinach istotnym zmianom. Ogromny postęp dokonał się nie tylko w technice astronautycznej, w astronomii planetarnej, fizyce i automatyce, lecz przede wszystkim w biologii, a zwłaszcza w genetyce. Stąd na przykład szczególne wyeksponowanie w „Proximie” osiągnięć urpiańskiej inżynierii genetycznej, co zresztą pozwoliło nam przy sposobności — jak sądzimy — wzmocnić napięcie dramatyczne akcji tej powieści
Nie zawsze co prawda byliśmy tu konsekwentni. Obraz Wenus w „Kosmicznych braciach” kłóci się całkowicie z odkryciami dokonanymi w minionym dwudziestoleciu. Jest to wizja oparta na hipotezie amerykańskich astronomów D. Mentzela i F. Whipplea, popularnej w połowie naszego stulecia, według której glob ten jest pokryty wszechoceanem. Rzeczywisty obraz Wenus, temperatura pięćset stopni Celsjusza i ciśnienie stu atmosfer zgoła nie odpowiada założeniom fabularnym utworu, a kluczowe znaczenie wątku wenusjańskiego w tej części powieści przekracza możliwość dokonania tej zmiany, co — miejmy nadzieję — Czytelnicy nam wybaczą.
Na zakończenie kilka słów o naszej pracy nad książką. W poprzednich wydaniach „Proximy” wyraźnie zaznaczone było autorstwo poszczególnych części, jakkolwiek konspekt powieści opracowywaliśmy wspólnie. W toku przygotowywania zmodyfikowanej wersji ten podział uległ w dużej mierze zatarciu, przede wszystkim na skutek tego, że wątki uzupełniające, a nawet cale nowe rozdziały w poszczególnych częściach, są różnego pióra. W „Kosmicznych braciach”, jakkolwiek obaj pracowaliśmy nad całym tekstem, starając się pogłębić problematykę powieści i uatrakcyjnić fabułę, zasadniczy podział został zachowany.
Krzysztof Boruń Andrzej Trepka