Литмир - Электронная Библиотека
A
A

Tego dnia, kiedy siedzieli na usypanym z gruzu pagórku na uboczu Forum, przyszło mu do głowy, że Nerezza mogłaby być westalką. Całkowicie nieprzenikniona, mogłaby zawrzeć w sobie cały Rzym — czerwone cegły, tuf, akwedukty i katakumby, wszystko zamknięte w jej łonie, bezpieczne na zawsze, bo żaden Got ani Gal nie wdarłby się do jej wnętrza.

— Wcale mnie nie pożądliły. — Westchnął. — Ani jedna.

— Nie dziwi mnie to. Owady są tam naprawdę niezwykłe.

Nerezza zmrużyła oczy przed palącym bezczelnie słońcem, którego płynny blask spływał jak przelewające się wino na potrzaskane bazy i kapitele kolumn.

Ludo odkaszlnął.

—  Etymologiaeutrzymuje, że pszczoły są cnotliwe, ponieważ wszyscy je kochają i ich pożądają, a to za sprawą miodu, który zachowuje tak samo słodki smak w ustach żebraków i królów. Myślisz, że to ma sens? Że jakąś istotę można uznać za cnotliwą tylko dlatego, że jest kochana i pożądana? Że sam fakt bycia kochanym i upragnionym, zakładający całkowitą bierność kochanego i upragnionego, jest równy świadomemu aktowi pobożności lub męczeństwa? Że dzięki niemu łaska spływa na cały gatunek?

— Myślę, że w każdej encyklopedii jest masa kłamstw i zmyśleń, Ludo.

Ludo zamknął oczy. Słońce było oślepiające. Pod powiekami falował mu różowy półmrok.

— W takim razie, co oznacza to, że jakiś człowiek jest przez te cnotliwe pszczoły poszukiwany? Że tęsknią za nim stworzenia, których istotę określa fakt, iż same są pożądane?

— Nie wiem.

— Chciałem, żeby mnie pożądliły. Czułem się jak w kościele pełnym wiernych; czułem na sobie ich wstrętne, zwierzęce odnóża. Chciałem, żeby przykryły mnie ich dusze, aż moja własna zostanie przez nie zgnieciona i umrze, jak czarownica. Dlaczego tam tak silnie to odczuwam? Dlaczego tam chcę utonąć w innych ludziach? Tutaj nigdy mi się to nie zdarza.

— Każdy reaguje inaczej, dlatego nie mogę ci niczego wytłumaczyć, Ludo. Cieszę się, że spotkałeś Lucię, że miasto ci ją… oddało. Bo chyba nie wierzysz, że przypadkiem napatoczyłeś się na nią przy niedzielnej herbatce. Nie jestem jednak obdarzona łaską, nie mogę nic dodać do opisującej je encyklopedii. Mnie nikt nie szuka. Nie jestem cnotliwa.

Ja cię szukam, chciał odpowiedzieć. Nie jesteś moją żoną, ale jesteś moim Wergiliuszem, prowadzisz mnie przez kolejne kręgi czyśćca. Jak mógłbym nie kochać ciała, które tak bardzo zbliża mnie do Boga?

Jednakże w obliczu jej niewzruszonego spokoju, zmarszczonych brwi i pytających spojrzeń nie potrafił pociągnąć jej za sobą w głąb Dantego.

— Ludo… — wyszeptała. — Jeśli chcesz być szczęśliwy, odpuść sobie.

— Zanim trafiłem do tej herbaciarni, byłem gotowy przez pięćdziesiąt lat drzeć ziemię pazurami, jeśli po drugiej stronie miałbym znaleźć Lucię, nawet starą, łysą, zmęczoną i chodzącą o lasce. I może nadal tam na mnie czeka, ze swoim artretyzmem i moim rozgrzeszeniem. Ale jeśli nawet miałbym jej już nigdy nie spotkać, muszę tam wrócić. Muszę wracać do Palimpsestu. Muszę próbować. To świat bez swojej Etymologiae.Bez etymologii. Bez źródła. Udam się tam i wymażę jego mapą mapę Rzymu, którą noszę w sercu. Wynajmę mały pokój, taki kantorek, i zacznę w długich kolumnach spisywać wszystko, co wiedzą mieszkańcy. Będę pisał, rozumiesz? Poza tym będę także oprawiał książki, jak zwykle; będzie tam papier, biały jak świeża śmietana, i będą najlepsze, najwymyślniejsze kleje, sporządzone z ciał wszelkich możliwych bestii, ale ja będę oprawiał tylko to, co sam napisałem. I może za pięćdziesiąt lat pewna łysiejąca, umęczona, wsparta na lasce starowina, przechodząc koło mojego kantorka, zada sobie pytanie, co to za dziwak szuka na wystawie swoich okularów, i będziemy mieli sobie bardzo dużo do opowiedzenia. Będziemy pić kawę. Specjalnie dla niej będę trzymał wolne krzesło. Potrafię to. Umiem wiernie czekać. Umiem służyć. Umiem przechować miasto, nietknięte, w swoich wnętrznościach.

Nerezza obserwowała go ponurym wzrokiem, z odrobiną politowania, pogardy i zazdrości w oczach. Nie rozumiał jej, ale mieszkańcy lądu nie są w stanie pojąć natury węgorzy, pozwalał więc tylko, by jej niewidzialne ciało, czarne jak sznur, otaczało go i oplatało, wysuszone i trzeszczące.

— Jak możesz o tym mówić w taki sposób, jakby wszystko już było załatwione? Jakbyś planował sobie spokojnie całe życie w Palimpseście? Ależ z ciebie samolubny chłopiec, Ludovico! Pożyczono ci zabawkę, a ty uznałeś, że jest twoja na zawsze! Gdyby w tamtą noc Lucia cię odepchnęła, nigdy byś się o niczym nie dowiedział. — Twarde, kruche łzy drgnęły w jej oczach. — Czy ty w ogóle coś z tego pojmujesz? Radosław nie żyje. Jeżeli nasze domysły są słuszne, jeśli to, co powiedział ci Agostino, jest prawdą, i faktycznie odkryliśmy drogę, nigdy nie będę mogła tam zostać. Nigdy, rozumiesz? I nie zamierzam patrzeć, jak ty się wesoło włóczysz po mojej krainie tylko dlatego, że twoja żona uznała, że łatwiej będzie dać ci się zerżnąć.

Ludovico przygryzł wargę. „Moja kraina”, powtórzył w myślach. „Moja, nie twoja”. Biorąc pod uwagę, jak często to słyszał, równie dobrze mogliby rozpiąć nad miastem transparent z takim właśnie napisem.

— Rycerz nie powinien chyba oczekiwać, że napotkane w puszczy potwory będą mu zawsze uprzejmie wskazywały drogę.

Nerezza zmrużyła ciemne oczy.

— Co chcesz przez to powiedzieć? Że jesteś jedynym człowiekiem na świecie, a wszyscy pozostali to potwory?

Wstała i zaczęła się oddalać wśród ruin, dając mu się gonić, szukać, tropić na krętej ścieżce do domu. Zgubiła go jednak wśród wąskich uliczek i kiedy w końcu trafił pod jej dom, nie zastał jej tam. Sprytna pszczółka. Poszukiwana. Agostino wpuścił go i poczęstował kawą, od której Ludo z przyjemnością grzał sobie ręce; nie mógł znieść myśli o herbacie, nie po tamtych cudownych filiżankach i lodowych krążkach. Po tej stronie świata herbata była zbyt zwyczajna, za gorzka, za słaba.

— Nie wrócą do rana — powiedział Agostino, pocierając nasadę olbrzymiego nosa. — Anoud i Nerezza. Musiałeś ją zdenerwować.

— To możliwe. — Ludo westchnął. — Ostatnio zdarza mi się to częściej, niżbym chciał.

Siedzieli na długim, twardym szezlongu Nerezzy.

— Jak ją znalazłeś? — zapytał w końcu Ludovico.

Bardzo się starał nie zdradzić z przesadnym zapałem. Nie był przecież zazdrosny o tę kobietę-węgorza. W każdym razie nie bardzo. Nie da się takiego uczucia wyciągnąć na światło dzienne. Nerezzy — westalki o przerażającym spojrzeniu — nikt nie mógł posiąść na własność.

— To ona mnie znalazła. — Agostino wzruszył ramionami. — Nie wiem, jak jej się to udało. Mieszkałem wtedy w Madrycie, nasza firma ma tam oddział. Byłem handlowcem. — Zaśmiał się, przelotnie, ze smutkiem, zdziwiony własną przeszłością. — Produkowaliśmy ołówki. Wiecznie śmierdziałem grafitem. Któregoś dnia rano zadzwonił telefon i jakaś kobieta powiedziała mi, bardzo rzeczowym tonem, że mam natychmiast jechać do Rzymu. Powiedziała, że mnie zna, kocha, potrzebuje; słuchając jej, miałem wrażenie, że sięga ku mnie po łączu telefonicznym, żeby mnie jednocześnie pocałować i udusić. Ten głos… Nie umiałem mu odmówić. Taka już jest. Jej się nie odmawia. Potem okazało się, że mamy wiele wspólnych tematów do rozmowy. To ona przedstawiła mi Lucię. — Agostino, podenerwowany, mówił coraz szybciej. — Już razem odszukaliśmy Anoud, ściągnęliśmy ją z Rabatu. Pracowała w tłoczni oliwy, wyobrażasz sobie? Jej skóra błyszczała, jakby oliwa na stałe w nią wsiąkła, nawet kiedy ją całowaliśmy i całowaliśmy. A Radosław… — Gardło mu się ścisnęło, chrypliwy głos załamał się i ucichł. Zakrył dłonią oczy.

Ludo objął młodszego mężczyznę, z którego piersi wyrwał się potężny, wstrząsający całym ciałem szloch. Po długiej chwili Agostino odwrócił się do Ludovica i pocałował go — delikatnie, z wahaniem — w szyję, i drugi raz, w ucho. Ludo zesztywniał i wstrzymał oddech. Nie do końca był zaskoczony, zdawał sobie sprawę, że jego żona na pewno nie była pruderyjna i miała tyle samo mężczyzn co kobiet — ale jednak nie był nią, nie był Lucią, wężowo-lwią chimerą o długich, obojętnych zębach. Nie miał odrębnych ciał dla każdego kochanka. Nie patrzył na mężczyzn w taki sam sposób jak na kobiety. Ale spróbował. Spróbował znaleźć Agostinowi miejsce w menażerii swoich nowych kochanków. Byk, pomyślał, ważąc tę myśl w sercu. Ewangelista, oracz, mieszkaniec labiryntu. Czy mógł kogoś takiego zawrzeć w sobie? A jeśli jego ciało odmówi takiego odwrócenia tradycyjnego porządku, to czy Agostino poczuje się urażony? Czy będzie zły? Jak sobie z tym radzą kobiety? Jak sobie poradziła Lucia? Jak mieszczą tak wiele różnych ciał w swoim?

50
{"b":"163415","o":1}