– Posłuchaj, Wilbur – powiedziała Laura. – Daj jej po prostu dziesięć dolców. Poleciały jej oczka w pończochach.
– Nie, wracamy. A poza tym… dlaczego wy tu pijecie?
Wilbur wszedł po schodkach na górę, znowu zaterkotał silnik, jacht zatoczył łuk i zaczęliśmy wracać do San Pedro.
– Za każdym razem, gdy mamy płynąć do Cataliny, jest to samo. Grace wpada w chandrę, siada i gapi się w ocean. Z chustką zawiązaną wokół głowy. W ten sposób naciąga go na różne rzeczy. Ale za burtę w życiu by nie wyskoczyła. Boi się wody.
– No cóż – westchnąłem. – Wypijmy jeszcze parę kolejek. Jak pomyślę o tym, że mam pisać wierszyki do tej opery Wilbura, to mi się żyć odechciewa.
– No pewnie. Tę flaszkę możemy dopić – przytaknęła Laura. – I tak już mu podpadliśmy.
Jerry zeszła na dół i przyłączyła się do nas.
– Grace nie może sobie darować, że to ja wyciągam od niego te pięćdziesiąt dolców miesięcznie. Przecież, cholera, za fryko tego nie biorę. Ledwie ona gdzieś wyjdzie, a ten stary skurwiel od razu na mnie włazi i zaczyna mnie dymać. Nigdy nie ma dość. Boi się, że umrze, i dlatego chce jeszcze odwalić tyle numerów, ile się da.
Wypiła kielonka i nalała sobie następnego.
– Niepotrzebnie odeszłam z działu kadr u Searsa Roebucka. Tam mi dopiero było dobrze.
Wypiliśmy wszyscy za tamte dobre czasy.
34
Zanim jacht przybił do nabrzeża, przyłączyła się do nas również Grace. Głowę nadal miała owiniętą chustką i nie brała udziału w rozmowie, tylko piłą. Wszyscy piliśmy. Także wtedy, gdy po schodkach zszedł Wilbur. Stał przez chwilę i w milczeniu nam się przyglądał.
– Zaraz wracam – warknął.
Było wczesne popołudnie. Piliśmy dalej, żeby skrócić oczekiwanie. Dziewczyny zaczęły się spierać, jak należy manipulować Wilburem. Upatrzyłem sobie jedną z koi, wlazłem do niej i usnąłem. Gdy się obudziłem, z wieczora po trochu robiła się noc i było zimno.
– Gdzie jest Wilbur? – spytałem.
– On tu nie wróci – powiedziała Jerry. – Jest wściekły.
– Wróci, wróci – mruknęła Laura. – Nie zostawi tu swojej Grace.
– Gówno mnie on obchodzi – oświadczyła Grace. – Może sobie nie wracać. Jedzenia i picia mamy tyle, że starczyłoby dla całej egipskiej armii na miesiąc.
A więc tak: miałem spędzić noc na największym w porcie jachcie z trzema kobietami. Najgorzej, że był taki cholerny ziąb. To od tej wody tak ciągnęło. Wylazłem z koi, wypiłem coś na rozgrzewkę i wpełzłem do niej z powrotem.
– O Jezu, jak zimno! – poskarżyła się Jerry. – Pozwól mi wejść do ciebie i trochę się ogrzać.
Zrzuciła pantofle i wskoczyła na moje legowisko. Laura i Grace, obie pijane, zawzięcie o czymś dyskutowały. Jerry była mała, okrągła, nawet bardzo okrągła, z takich, co to każdy chciałby się przytulić. Przywarła do mnie całym ciałem.
– Jezu, jak zimno! Obejmij mnie.
– Daj spokój! Laura…
– A co jej, kurwa, ubędzie?
– No wiesz… może ją to wkurzyć.
– Nic ją nie wkurzy. Przecież jesteśmy przyjaciółkami. Zaraz się przekonasz. – Jerry usiadła na koi. – Laura!
– Co takiego?
– Słuchaj, chcę się trochę pogrzać. W porządku?
– W porządku – odparła Laura.
Jerry z powrotem wślizgnęła się pod przykrycie.
– Widzisz! Nie ma żadnych pretensji.
– No dobra – powiedziałem. Wziąłem ją za dupę, przygarnąłem do siebie i pocałowałem.
– Tylko nie posuwajcie się za daleko – odezwała się Laura.
– Przecież on mnie tylko obejmuje – uspokoiła ją Jerry.
Wsadziłem jej rękę pod sukienkę i zacząłem gmerać przy majtkach. Ciężko to szło, a gdy w końcu sama zsunęła je nogami, byłem aż nadto podniecony. Wcisnęła mi język do ust i równie szybko go wyjęła. Robiliśmy to na boku, starając się zachować obojętny wyraz twarzy. Parę razy mi się wyśliznął, ale Jerry szybko wkładała go sobie z powrotem.
– Nie posuwajcie się za daleko – powiedziała ponownie Laura.
Znowu wypadł. Jerry chwyciła go ręką i ścisnęła.
– Przecież ona mnie tylko obejmuje – zapewniłem Laurę.
Jerry zachichotała i zagoniła go na miejsce. Tym razem już tam pozostał. Z chwili na chwilę byłem bardziej podniecony. „Kocham cię, ty dziwko” – syknąłem jej do ucha. I spuściłem się. Jerry wyszła z koi i powędrowała do łazienki. Grace właśnie przygotowywała kanapki z wołową pieczenia. Wylazłem ze swego legowiska. Prócz kanapek mieliśmy jeszcze sałatkę ziemniaczaną, pokrajane pomidory, kawę i sok jabłkowy. Wszyscy byliśmy głodni.
– Ale mi się zrobiło ciepło! – oznajmiła Jerry. – Ten Henry grzeje jak elektryczna poducha.
– A ja zmarzłam jak nie wiem – powiedziała Grace. – Może też wypróbuję tę elektryczną poduchę. Masz coś przeciwko temu, Lauro?
– Proszę cię bardzo. Tylko nie posuwaj się za daleko.
– To znaczy?
– Wiesz dobrze, o co mi chodzi.
Po kolacji wróciłem do swojej koi. W chwilę później wspięła się do niej Grace. Była najwyższa z całej trójki. Nigdy jeszcze nie leżałem w łóżku z taką wysoką babą. Pocałowałem ją. Jej język zareagował właściwie. Ach, te kobiety – pomyślałem. Cóż to za cudowne istoty! Sięgnąłem pod sukienkę i zacząłem ściągać z niej majtki. Kawał drogi się je ściągało. „Co ty robisz, do diabła?” – szepnęła. „Zdejmuję ci majtki”. „Po co?”. „Żeby cię wydupczyć”. „Ja się tylko chcę rozgrzać”. „Zaraz cię będę dupczył”. „Laura jest moją przyjaciółką, jestem kobietą Wilbura”. „Zaraz cię będę dupczył”. „Co ty robisz?”. „Próbuję ci wsadzić”. „Nie!”. „Pomóż mi, do cholery!”. „Nie. Męcz się sam”. „Pomóż mi!”. „Sam go wsadź. Laura jest moją przyjaciółką”. „A co to ma do rzeczy?”.,Jakiej rzeczy?”. „Nieważne”. „Słuchaj, nie jestem jeszcze gotowa”. „Służę palcem”. „Au! Delikatniej! Okaż damie odrobinę szacunku”. „Teraz lepiej?”. „Lepiej. Jeszcze troszkę wyżej. O tak, tak. Tu, właśnie tu…”.
– Tylko bez ciupciania – odezwała się Laura.
– Nie, nie. Ja ją tylko rozgrzewani.
– Ciekawe, kiedy wróci Wilbur? wtrąciła Jerry.
– Gówno mnie on obchodzi. Dla mnie może wcale nie wracać – stwierdziłem i w tym momencie udało mi się go wsadzić.
Grace jęknęła. Zacząłem ją posuwać bardzo powoli, kontrolując każdy ruch. Było w porządku. Nie wyślizgiwał się z niej, tak jak z Jerry. „Ty podły skurwysynie – szepnęła. – Ty bydlaku. Laura jest moją przyjaciółką”. „A ja cię teraz pierdolę. Czujesz go w sobie, jak włazi i wyłazi, włazi i wyłazi, w tę i z powrotem, w tę i z powrotem, chlup, chlup, chlup, chlup”. „Nie mów w ten sposób, bo mnie to podnieca”. „Czujesz, jak cię jebię? Jeb, jeb, jebu, jeb… jebanie, jebanie, jebanie… jebu, jebu, jebu, jeb… Podłe, brudne, świńskie jebanie…”. „Przestań, ty przeklęty bydlaku, do cholery”. „Czujesz, jak spęczniał? Jest coraz większy i większy. Czujesz go?”. „Och, tak, tak…”. „Uważaj, zaraz się spuszczę. O Jezu, zaraz się spuszczę!”. Odczekałem, aż przestanie ze mnie strzykać, i wyszedłem z niej. „Zgwałciłeś mnie, ty bydlaku” – syknęła. – „Powinnam powiedzieć Laurze, że mnie zgwałciłeś”. „Powiedz jej, powiedz. Na pewno ci uwierzy”. Grace wygramoliła się z koi i poszła do łazienki. Obtarłem go prześcieradłem, wciągnąłem portki i zeskoczyłem na dół.
– Słuchajcie, dziewczyny, umiecie grać w kości?
– A co do tego potrzeba? – spytała Laura.
– Ja mam kości. Macie jakąś forsę? Do gry potrzebne są kości i pieniądze. Zaraz wam wszystko pokażę. Każdy wyjmuje forsę i kładzie ją przed sobą. Jeśli macie mało, nie musicie się tego wstydzić. Ja też nie mam dużo. W końcu jesteśmy przyjaciółmi, prawda?
– Tak – przytaknęła Jerry. – Wszyscy jesteśmy przyjaciółmi.
– No pewnie, że jesteśmy – stwierdziła Laura.
Grace wyszła z łazienki.
– Co ten skurwysyn znowu wymyślił? – spytała.
– Ma nas uczyć, jak się gra w kości – wyjaśniła Jerry.
– Gracze używają terminu „rżnąć w kości”. Zaraz wam, dziewczyny, pokażę, jak się rżnie w kości.
– Pokażesz nam, taak? – burknęła Grace.
– Taak, Grace. Posadź swoją wysoko zawieszoną dupę na podłodze i przyjrzyj się. Zaraz wam pokażę, na czym polega gra.