Литмир - Электронная Библиотека
A
A

Cenci pokręcił głową. – Wszystko mi powiedział… aleja nie mogę panu tego zdradzić. Tym razem sam dostarczę pieniądze… osobiście.

– To nieroztropne.

– Muszę.

Wydawał się zrozpaczony i zdeterminowany zarazem, a ja nie próbowałem oponować. – Czy… zdążymy sfotografować banknoty i umieścić na nich znaczniki?

Pokręcił głową ze zniecierpliwieniem. – Co to ma teraz za znaczenie? Liczy się przede wszystkim Alessia! Dano mi drugą szansę… Tym razem zrobię, co mi kazał. I zrobię to sam.

Gdy tylko Alessia będzie bezpieczna – o ile dopisze jej szczęście – jej ojciec pożałuje, że zrezygnował z szansy odzyskania przynajmniej części okupu i schwytania porywaczy. Emocje, jak to często bywa w przypadku porwań, stłumiły w ojcu ofiary resztki zdrowego rozsądku. Ale cóż, stwierdziłem, chyba nie można mu się dziwić.

Zdjęcia Alessi Cenci, dziewczyny, której nigdy nie widziałem, zdobiły większość pokoi w Villa Francese.

Alessia Cenci na koniu podczas wyścigów w najdalszych zakątkach świata. Alessia, dziewczyna z bogatego domu, o dłoniach jak jedwab i iście słonecznym temperamencie (jak pisał o niej jeden z dziennikarzy), który lśni, czasami ogrzewa, ale potrafi także spopielić na proch.

Nie znałem się zbytnio na wyścigach konnych, ale słyszałem o niej, cudownej dziewczynie, objawieniu europejskich torów, dziewczynie, która prócz urody miała prawdziwy talent. Było w niej coś, co zwróciło uwagę dziennikarzy gazet codziennych, zwłaszcza w Anglii, gdzie często się ścigała, jak również we Włoszech. W głosie każdego, kto się o niej wypowiadał, wyczuwałem nutę szczerej sympatii. To znaczy w głosie wszystkich, z wyjątkiem jej siostry, Ilarii, której reakcja na uprowadzenie była złożona i dość zdumiewająca. Alessia na zbliżeniach nie wydawała się szczególnie atrakcyjna – chuda, drobna, ciemnooka, o krótkich, ciemnych, kręconych włosach. To jej siostra, stojąca przy niej na zdjęciu w srebrnej ramce, wydawała się bardziej kobieca, przyjazna i urocza. Jednak w rzeczywistości Ilaria traciła wiele przy bliższym poznaniu, co dało się odczuć zwłaszcza teraz, w tych okrutnych dla rodziny okolicznościach. Nie sposób jednak było stwierdzić, jaka byłaby w bardziej szczęśliwym dla nich wszystkich czasie.

Ona i jej ciotka Luisa wciąż spały, kiedy Cenci i ja wróciliśmy do rezydencji. Cenci udał się wprost do biblioteki i nalał sobie do szklaneczki pokaźną porcję brandy, gestem zapraszając mnie, abym zrobił to samo. Nie omieszkałem tego uczynić, stwierdziwszy, że siódma rano to całkiem dobra pora, aby się napić.

– Przepraszam – powiedział. – Wiem, że to nie pańska wina. Carabinieri robią, co sami chcą.

Chyba nawiązywał do wybuchu wściekłości, którą wyładował na mnie, gdy poprzednim razem siedzieliśmy na tych samych fotelach. Machnąłem lekceważąco ręką i pozwoliłem, aby brandy spłynęła ognistą strugą do mojego żołądka, ogrzewając przy tym całe wnętrze. Może to i nierozsądne, ale najstarszy środek uspokajający na świecie wciąż okazywał się najbardziej skuteczny.

– Czy sądzi pan, że ją odzyskamy? – spytał Cenci. – Naprawdę pan tak uważa?

– Tak. – Pokiwałem głową. – Nie zaczynaliby znowu praktycznie od zera, gdyby zamierzali ją zabić. Nie chcą jej skrzywdzić, ale o tym już panu mówiłem. Pragną tylko, aby pan wierzył, że to zrobią… Skoro pan o to pyta, odpowiem: uważam to za dobry znak, wciąż są skłonni do negocjacji, nie dali się ponieść panice, mimo iż dwóch z nich jest osaczonych przez carabinieri.

Cenci popatrzył wzrokiem pozbawionym wyrazu. – Na śmierć o nich zapomniałem.

Ja nie, ale zarówno zasadzka, jak i oblężenie zapisały się w mojej pamięci jako wspomnienia, a nie suche raporty. Przez większość nocy zastanawiałem się, czy dwaj odbiorcy okupu mieli przy sobie krótkofalówki i czy ON wiedział niemal na bieżąco o wszystkim, co się działo, a nie tylko miał świadomość, że dwaj jego kompani z okupem nie pojawili się w bliżej dla nas nieokreślonym, umówionym miejscu.

Pomyślałem, że gdybym był NIM, bardzo bym się przejmował losem tych dwóch mężczyzn, niekoniecznie przez wzgląd na nich samych, lecz z uwagi na to, co wiedzieli. Mogli wiedzieć, gdzie była przetrzymywana Alessia. Mogli wiedzieć, kto zaplanował całą tę operację. Musieli wiedzieć, dokąd mają dostarczyć pieniądze. Mogli być wynajętymi pomocnikami… ale na tyle zaufanymi, że powierzono im przejęcie pieniędzy. Mogli być równorzędnymi partnerami, choć w gruncie rzeczy szczerze w to wątpiłem. Gangi porywaczy mają strukturę hierarchiczną, jak każda inna organizacja.

Tak czy inaczej tamci dwaj wpadną w ręce carabinieri, czy to za pomocą słownej perswazji, czy z użyciem broni. Oni sami zaznaczyli, że jeżeli nie zostanie im zapewniony wolny przejazd, Alessia umrze, ale najwyraźniej ON nie wspomniał o tym Cenciemu. Czy to oznaczało, że najważniejsze były dla NIEGO pieniądze, że postawił na to, co JEGO zdaniem mógł jeszcze osiągnąć, czyli zdobycie okupu od Cenciego, i nie przejmował się podbramkową sytuacją swoich dwóch, osaczonych przez policję kompanów? Czy to oznaczało, że nie był z nimi w kontakcie radiowym i pogróżki jego kumpli były nie tyle posępną obietnicą, co raczej pobożnymi życzeniami… a może to ON sam przez radio nakłonił ich, by zabarykadowali się w mieszkaniu i grali na zwłokę, stosując najprzeróżniejsze groźby, aby nie dali się pojmać carabinieri, by ON mógł w tym czasie przetransportować Alessię w inne miejsce, do nowej kryjówki, której tamci nie znali, i nawet gdyby w końcu trafili w ręce policji, informacje ich byłyby całkiem bezwartościowe?

– O czym pan myśli? – spytał Cenci.

– O nadziei – odparłem i doszedłem do wniosku, że porywacze w mieszkaniu chyba nie mieli jednak krótkofalówki, bo nie wspomnieli o niej ani słowem w ciągu godziny, którą spędziłem, przysłuchując się ich rozmowom za pośrednictwem „pluskwy”. Tyle tylko, że ON mógł domyślać się, iż w mieszkaniu zostaną założone podsłuchy… o ile był aż tak sprytny… i kazał wyłączyć krótkofalówkę, gdy tylko udzielił im wszelkich niezbędnych instrukcji.

Gdybym był na jego miejscu, pozostawałbym z nimi w ciągłym kontakcie. Od chwili wyjazdu po odbiór pieniędzy… ale przecież częstotliwości radiowych nie było aż tak wiele, istniało więc spore ryzyko, że ktoś ich może podsłuchać. Jednak istniały przecież szyfry… i ustalone wcześniej zwroty. Ale jak przewidzieć pewne sytuacje – na przykład taką, że carabinieri urządzą zasadzkę i podczas ucieczki postrzelony zostanie człowiek, który przywiózł dla nas okup? Czy można być przygotowanym na taką okoliczność? Gdyby nie zabrali walizki z urządzeniem naprowadzającym, najprawdopodobniej udałoby się im uciec. Gdyby aż tak bardzo nie zależało im na okupie, nie postrzeliliby kierowcy, aby zabrać pieniądze.

Jeżeli carabinieri zachowali się głupio, to porywacze również, i można było mieć nadzieję tylko dopóty, dopóki ON nie postanowiłby zminimalizować strat. W moim odczuciu nadzieja ta była krucha. Nie zamierzałem jednak dzielić się moimi odczuciami z ojcem ofiary.

Po policzkach Cenciego płynęły łzy; najwyraźniej brandy pomogła mu się w końcu rozluźnić. Nie mówił nic, nie próbował ocierać łez ani ich nie ukrywał. Wielu mężczyzn osiągnęłoby ten etap znacznie wcześniej, o czym wiedziałem z doświadczenia. Etapy były takie same: oburzenie, gniew, strach i smutek, poczucie winy, nadzieja i ból. Widziałem tak wielu zrozpaczonych ludzi, że niekiedy czyjeś uśmiechnięte oblicze wywoływało we mnie prawdziwy wstrząs.

Paolo Cenci, mężczyzna, którego znałem i który siedział naprzeciw mnie, ani razu się przy mnie nie uśmiechnął. Próbował zrazu zachowywać pozory sztywnych konwenansów, lecz ta maska bardzo szybko prysła, gdy tylko przywykł do mojej obecności, i teraz miałem przed sobą zwykłego mężczyznę, którego uczucia oraz mocne i słabe strony udało mi się w ciągu tych kilku tygodni rozszyfrować. Zniknął gdzieś wielki człowiek sukcesu, światowiec pełen niezmierzonej mądrości, którego portret wisiał w salonie. To nie był ten sam mężczyzna.

7
{"b":"107669","o":1}