Литмир - Электронная Библиотека
A
A

On ze swojej strony, choć zrazu zawahał się, widząc, że nie należymy do tej samej grupy wiekowej, uznał ostatecznie, że pasujemy do siebie pod każdym względem.

Jego wołanie o pomoc dotarło do naszego biura w dzień po zniknięciu Alessi, a nazajutrz pukałem już do tylnych drzwi w jego rezydencji; jednak czterdzieści osiem godzin przy tego rodzaju koszmarze może wydawać się wiecznością i moje przybycie najwyraźniej przepełniło go wielką ulgą. Byłby gotów przyjąć ofertę pomocy nawet od czterorękiego karła o niebieskiej skórze, nie mówiąc już o mierzącym metr siedemdziesiąt pięć chuderlaku o zwyczajnych ciemnych włosach i jasnoszarych oczach: ale z drugiej strony płacił mi za to, co dla niego robiłem, więc gdyby naprawdę mnie nie polubił, wyjście dla niego było bardzo proste.

Jego pierwszy telefon do naszego biura był krótki i rzeczowy. „Moja córka została porwana. Zadzwoniłem do Tomasso Linardiego z mediolańskiej Fine Leather Company z prośbą o poradę. Podał mi wasz telefon… powiedział, że to wasza firma jest odpowiedzialna za jego bezpieczny powrót do domu i że to wy pomogliście policji namierzyć porywaczy. Teraz to ja potrzebuję waszej pomocy. Przyjedźcie, proszę”.

Tomasso Linardi, właściciel mediolańskiej Fine Leather Company dwa lata wcześniej także został uprowadzony dla okupu. Nic dziwnego, że Paolo Cenci go znał, gdyż sam także działał w przemyśle skórzanym, stojąc na czele korporacji prowadzącej sprzedaż swoich towarów na całym świecie. Połowa włoskich butów importowanych do Anglii, jak mi się zwierzył, przechodziła we wstępnej fazie, jeszcze przed wykrojem, przez jego firmę.

Obaj mężczyźni mieli, skądinąd przypadkiem, drugą wspólną pasję, a mianowicie konie; Cenci, rzecz jasna, z uwagi na to, że Alessia zajmowała się jeździectwem, a Linardi, ponieważ posiadał większościowe udziały w torze wyścigów konnych. To właśnie te udziały zostały sprzedane jako pierwsze, aby można było zapłacić okup, o czym, ku swojej rozpaczy, dowiedział się, kiedy już znalazł się z powrotem na wolności. W jego przypadku, mimo iż porywaczy ujęto zaledwie po miesiącu, odzyskano jedynie niewielką część wynoszącego w sumie milion funtów okupu. Siedem milionów, których początkowo żądano, oznaczałoby dla niego również utratę całej firmy, tak więc gdy w końcu go wypuszczono, pomimo strat, jakie poniósł, był na tyle zadowolony z usług Liberty Market sp. z o.o., że polecił nas swojemu koledze, który popadł w tarapaty podobne jak on.

Sprawą Linardiego zajmowałem się wspólnie z jednym z partnerów. Dowiedzieliśmy się, że żona Linardiego nie tyle przejęła się uprowadzeniem męża, co raczej nie posiadała się z wściekłości, gdy usłyszała, jakiej sumy żądają porywacze za jego uwolnienie. Jego kochanka wylewała morze łez, syn przejął po nim fotel prezesa firmy, kucharz dostał ataku histerii, siostry wciąż wdawały się w kolejne pyskówki, a wierny pies usychał z tęsknoty. Cała ta sprawa została doprowadzona do końca koncertowo, a finale grande pozostawiło mnie tak rozbitego i zmęczonego, jakby zmyła mnie, a potem wyrzuciła na brzeg, wielka fala przypływu.

W Villa Francese, domu o wiele cichszym i spokojniejszym, Paolo Cenci i ja siedzieliśmy przez kolejne pół godziny, czekając, aż brandy zacznie działać, i rozmyślając o rozmaitych sprawach. Gdy wreszcie jego łzy obeschły, wstał, westchnął przeciągle i stwierdził, że wszystko wszystkim, ale ma obowiązki, którym musi sprostać, i musi się przebrać, zjeść śniadanie, a potem pójść do biura. Miał nadzieję, że go tam jak zwykle zawiozę. Mogłem również, tak jak wcześniej, sfotografować pieniądze przeznaczone na okup. Przemyślał wszystko i oczywiście miałem rację, to była jedyna szansa, by odzyskać chociaż część z nich.

Śniadania w rezydencji spożywane były w jadalni – owoce i gorące tosty, a w tle sielankowe freski à la Maria Antonina.

Ilaria dołączyła tam do nas, jak zawsze cicha, i nałożyła sobie na talerz to, na co miała ochotę. Jej milczenie stanowiło formę buntowniczej agresji – pomimo iż wpajano jej zasady dobrego wychowania, z przekory ani razu nie powiedziała ojcu „dzień dobry”.

On najwyraźniej do tego przywykł, mnie wszelako wydawało się to czymś niezwykłym, zwłaszcza w obecnych okolicznościach, a przecież nic nie wskazywało, by były między nimi jakiekolwiek zatargi, czy choćby cień animozji. Ilaria wiodła dostatni żywot, w którym nie było miejsca na pracę zarobkową – głównie podróżowała, grała w tenisa, brała lekcje śpiewu, robiła zakupy albo spożywała wykwintne posiłki, a wszystko to za pieniądze tatusia. On dawał, ona brała. Niekiedy zastanawiałem się, czy to nie wynikające z tej zależności oburzenie nakazywało jej zachowywać się względem niego tak chłodno i obcesowo, ale Ilaria nigdy nie kiwnęła nawet palcem, aby znaleźć sobie jakąkolwiek pracę. Wspomniała mi o tym jej ciotka Luisa, skądinąd z aprobatą.

Ilaria była zdrowo wyglądającą dwudziestoczterolatką, bynajmniej nie chudą, lecz zaokrągloną, o falujących, brązowych włosach, wspaniale przyciętych, ułożonych i często mytych najlepszymi szamponami. Miała nawyk unoszenia brwi i zerkania na czubek swego nosa, tak jak teraz, gdy zaglądała do filiżanki z kawą, co zapewne odzwierciedlało cały jej pogląd na życie i przez co bez wątpienia miała nabawić się zmarszczek jeszcze przed czterdziestką. Nie zapytała, czy są jakieś wieści na temat Alessi, nigdy tego nie robiła. Sprawiała raczej wrażenie, jakby była zła, że jej siostra dała się uprowadzić, choć nigdy nie powiedziała tego wprost. Jej reakcja na moje sugestie, aby nie pojawiała się na korcie tenisowym w regularnych porach i ściśle określonych dniach tygodnia, a nawet zrezygnowała z tego – podobnie jak ze spotkań z przyjaciółmi, gdyż porywacze, rozsierdzeni przedłużającym się oczekiwaniem, bardzo często podejmowali ponowne działania przeciwko jednej i tej samej rodzinie – była tyleż gwałtowna, co cierpka i cyniczna: „Moją osobą nikt tak bardzo by się nie przejmował”.

Rozgoryczenie Ilarii wprawiło jej ojca w głęboką konsternację, ale oboje, ona i ja, po jego wyrazie twarzy zorientowaliśmy się, że to, co mówiła, było prawdą, nawet jeśli Paolo nigdy otwarcie nie przyznałby się do tego. Nawiasem mówiąc, uprowadzenie Ilarii byłoby o niebo łatwiejsze, tyle tylko, że jako ofiara nie mogła ona równać się ze swoją słynną młodszą siostrą, ulubienicą tatusia. Dlatego też w swojej niepohamowanej zuchwałości, której wyrazem było także jej wymowne milczenie, wciąż regularnie odwiedzała te same miejsca, jakby sama prosiła się o kłopoty. Cenci błagał ją, by tego nie robiła, lecz bez powodzenia.

Zastanawiałem się, czy faktycznie chciała, by ją uprowadzono, aby ojciec miał szansę okazać, jak bardzo ją kochał, skoro w przypadku Alessi sprzedał najcenniejsze rzeczy, żeby ją odzyskać.

Ponieważ nie zapytała, nie powiedzieliśmy jej poprzedniego wieczoru, że właśnie tej nocy ma zostać złożony okup. „Niech śpi spokojnie”, rzekł Cenci, który mając dość własnych problemów i koszmarów, pragnął oszczędzić ich starszej córce. „Może Alessia wróci do domu na śniadanie”, dokończył.

Teraz zaś spojrzał na Ilarię i z wielkim znużeniem w głosie wyjaśnił jej, że przekazanie pieniędzy się nie udało i że musi zebrać drugi, jeszcze większy okup, aby Alessia wróciła cała i zdrowa do domu.

– Jeszcze jeden… – spojrzała na niego z niedowierzaniem, z filiżanką uniesioną w pół drogi do ust.

– Andrew uważa, że odzyskamy pieniądze z pierwszego okupu, ale póki co… – wykonał niemalże błagalny gest ręką. – Cóż, moja droga, będziemy trochę ubożsi. I to nie tylko tymczasowo, ale już zawsze. Ten drugi okup poważnie naruszy nasze fundusze… Postanowiłem sprzedać dom na Mykonos, ale nawet to nie wystarczy. Trzeba będzie spieniężyć także biżuterię twojej matki i kolekcję tabakierek. Resztę zgromadzę pod zastaw tego domu i całej posiadłości, a jeśli nie odzyskamy pieniędzy z pierwszego okupu, przyjdzie mi spłacić odsetki od tej pożyczki z wpływów za oliwki, a wówczas nie pozostanie nam już nic. Zupełnie nic. Będziemy całkiem spłukani. Ziemia w Bolonii, którą sprzedałem, aby mieć na pierwszy okup, nie będzie już przynosić dochodu i musimy żyć za to, co zdołam zarobić dzięki mojej firmie. – Wzruszył lekko ramionami. – Z głodu nie pomrzemy. Nadal będziemy tu mieszkać. Ale… pozostaje jeszcze kwestia emerytur dla naszej byłej służby i rent dla żyjących jeszcze wdów po moich stryjach… Zapowiada się długa i ciężka walka, moja droga, myślę, że powinnaś o tym wiedzieć i odpowiednio się przygotować.

8
{"b":"107669","o":1}