Zapytał po włosku: – To ty?
– Tak – odparłem w jego języku.
Źrenice na moment się zwęziły; skupił wzrok na mojej twarzy.
– Nie mogłem wiedzieć… – powiedział. – Skąd miałem wiedzieć… co zamierzałeś…
Ukląkłem przy nim i nadal usiłowałem go ratować.
– Wiesz… – powiedział. – Wtedy… w Bolonii… kiedy mnie pierwszy raz zobaczyłeś… powinienem był cię zabić… powinienem był… sprzedać kosę… temu… hiszpańskiemu… szoferowi…
– Tak – przyznałem. – Powinieneś był to zrobić.
Posłał mi jeszcze jedno posępne, złowrogie spojrzenie, dając do zrozumienia, że nie akceptuje porażki i nie zamierza zrejterować. Ten człowiek nie poddawał się do samego końca. Przyglądałem mu się w milczeniu, a w moim sercu, nie wiedzieć czemu, pojawił się nagle smutek i żal. Obserwowałem go, aż jego oczy stały się szkliste, a potem zmętniały zupełnie i choć wciąż były otwarte, to nie widziały już niczego.
***