Литмир - Электронная Библиотека
A
A

– Nie dam rady. Nie zrobię tego – wyszeptała.

– Nie oczekują, że wystąpi pani przed nimi jak na recitalu. To nie wieczór śpiewu i tańca. Proszę po prostu zachowywać się… zwyczajnie.

– I spróbować wysilić się na żart.

– Tak.

– Niedobrze mi – rzekła.

– Przywykła pani do tłumów – odparłem. – Przywykła pani do tego, że ludzie na panią patrzą. Proszę pomyśleć, że jest pani… – szukałem odpowiedniego porównania -…w kręgu zwycięzców, na mecie kolejnego wyścigu. Hałas, gwar, ścisk. To dla pani nic nowego, proszę to wykorzystać.

Przełknęła ślinę, a kiedy przyszedł po nią ojciec, po prostu wyszła z biblioteki i bez mrugnięcia okiem stawiła czoło baterii fleszy, obiektywom kamer i całej masie pytań, którymi ją zasypano. Obserwowałem ją przez uchylone drzwi i słuchałem, jak odpowiada po włosku, starannie dobierając słowa.

– Cieszę się, że znów jestem w domu z moją rodziną. Nie, nic mi nie jest. Czuję się dobrze. Owszem, mam nadzieję, że już niedługo wrócę na tory wyścigowe.

W świetle niezbędnym dla pracy kamer telewizyjnych jej twarz wyglądała wyjątkowo blado, zwłaszcza w porównaniu z olśniewającą Ilaria, ale spokojny, delikatny uśmieszek ani na chwilę nie zniknął z jej ust.

– Nie, ani przez chwilę nie widziałam twarzy porywaczy. Byli bardzo… dyskretni.

Dziennikarze zareagowali na to słowo znaczącymi uśmieszkami i cichym, zduszonym chichotem.

– Tak, jedzenie było wspaniałe… o ile ktoś lubi spaghetti z puszki. Miała wyśmienite wyczucie chwili, tym razem przedstawiciele prasy i telewizji ryknęli nieskrępowanym śmiechem.

– Mieszkałam w czymś w rodzaju dużego namiotu. Jakiej wielkości? Jednoosobowej sypialni… Owszem, był dość wygodny… Przez większość czasu słuchałam muzyki…

Głos miała cichy, ale niewzruszony, jak skała. Reporterzy odnosili się wobec Alessi z coraz większym ciepłem i życzliwością – co odzwierciedlało się w ich pytaniach i sposobie ich zadawania – ona zaś z rozbrajającą szczerością wyjaśniała im mankamenty prowadzenia sportowego kabrioletu i wyraziła ubolewanie, że przysporzyła wszystkim tak wielu kłopotów.

– Ile wynosił okup? Nie wiem. Ojciec mówi, że w sumie niedużo.

– Co było dla mnie najgorsze, jeżeli chodzi o porwanie? – Powtórzyła pytanie, jakby sama się nad tym zastanawiała, i po chwili odparła: – Chyba to, że ominął mnie udział w wyścigach Derby. Żałuję, że nie mogłam pojechać na Brunelleschim.

To była kulminacja. Przy następnym pytaniu uśmiechnęła się i powiedziała, że ma jeszcze wiele do nadrobienia, jest trochę zmęczona i uprzejmie spytała, czy zebrani zechcą jej wybaczyć, jeśli właśnie w tym momencie zakończy to spotkanie.

Jej słowa zostały nagrodzone oklaskami. Słuchałem z niekłamanym zdumieniem, jak gromada najbardziej cynicznych typów na tym świecie oddaje hołd młodziutkiej mistrzyni europejskich torów wyścigowych, a gdy wróciła do biblioteki, jej oczy promieniały blaskiem i ciepłem. Była uśmiechnięta i zadowolona. W mgnieniu oka zorientowałem się, w czym kryła się tajemnica jej sukcesu i sławy – ta dziewczyna miała nie tylko talent i odwagę, ale również, a może przede wszystkim, klasę i styl.

ANGLIA

6

Spędziłem jeszcze dwa dni w Villa Francese, po czym wróciłem do Anglii; Alessia pojechała ze mną.

Cenci, zdruzgotany, chciał, aby została. Nie wrócił jeszcze do biura, a jej uwolnienie nie od razu uczyniło go na powrót panem świata, za jakiego zawsze uchodził. Wciąż wydawał się smutny i zaniepokojony i jakby tego było mało, o nietypowych jak dla niego porach sięgał po brandy. Maska, którą założył na użytek mediów, prysła, zanim jeszcze ostatni wóz transmisyjny zniknął za bramą, a kolejny dzień upłynął mu w apatycznym, letargicznym wręcz nastroju.

– Nie potrafię go zrozumieć – rzekła ze zniecierpliwieniem Ilaria. – Można by pomyśleć, że powinien tryskać humorem, nie posiadać się z radości i odzyskać dawną, władczą naturę. Nigdzie nie czuł się tak dobrze jak za sterem swojej firmy. Sądziłam, że do tej pory wróci już do siebie. Czemu tak się nie stało?

– Ma za sobą sześć wyjątkowo ciężkich tygodni.

– I co z tego. Już po wszystkim. Chyba najwyższy czas, aby trochę się rozerwać. – Wykonała płynny, taneczny gest jedną ręką, a bransolety, jakie na niej nosiła, zabrzęczały metalicznie. – Prawdę mówiąc, cholernie się cieszę, że ona wróciła, ale biorąc pod uwagę stan, w jakim jest teraz tato, równie dobrze mogłoby jej tu nie być.

– Proszę dać mu trochę czasu – powiedziałem łagodnie.

– Chcę, aby znów był taki jak dawniej – rzekła. – Aby był mężczyzną.

Kiedy przy kolacji Alessia oznajmiła, że wybiera się za dzień, dwa do Anglii, wszyscy, włącznie ze mną, byli tymi słowami zdumieni.

– Po co? – spytała otwarcie Ilaria.

– Aby pobyć trochę z Popsy.

Wszyscy oprócz mnie wiedzieli, kim jest Popsy i czemu Alessia chce spędzić z nią trochę czasu, a ja dowiedziałem się tego później. Popsy była wdową, trenerką koni wyścigowych, u której Alessia zwykle mieszkała, przebywając w Anglii.

– Straciłam formę – powiedziała Alessia. – Mam mięśnie jak galareta.

– Przecież tu też są konie – próbował zaprotestować Cenci.

– Tak, ale… tato, chcę wyjechać na pewien czas. Cudownie jest być w domu, lecz… próbowałam wyjechać dziś samochodem za bramę i nie mogłam się opanować… byłam cała rozdygotana… To takie głupie. Chciałam pojechać do fryzjera. Muszę coś zrobić z włosami, są w fatalnym stanie. Ale nie mogłam. Po prostu nie mogłam. Wróciłam do domu i spójrzcie tylko, jak wyglądam, kędziory spadają mi na ramiona. – Próbowała się zaśmiać, ale nikt nie brał jej słów za zabawne.

– Skoro tego chcesz – powiedział jej ojciec z zatroskaniem.

– Tak… pojadę z Andrew, o ile nie ma nic przeciw temu.

Nie miałem. Bynajmniej. Podjęła decyzję i chyba lepiej się przez to poczuła. Następnego dnia Ilaria zawiozła ją fiatem do fryzjera, kupiła jej różne rzeczy, bo Alessia nie chciała nawet myśleć o wejściu do któregokolwiek ze sklepów, po czym przywiozła ją do domu. Alessia wróciła z krótkimi, pozornie niedbałymi loczkami i lekkim drżeniem, a Ilaria pomogła się jej spakować.

Wieczorem spróbowałem przekonać Cenciego, że jego rodzina mimo wszystko nadal powinna mieć się na baczności.

– Ten pierwszy okup ciągle leży w walizce i dopóki carabinieri, sąd czy jakaś inna władna instytucja nie oddadzą panu tych pieniędzy, aby mógł pan spłacić część długu zaciągniętego w Mediolanie, zagrożenie wisi nad panem… A co, jeżeli porywacze porwą pana… lub Ilarię? Co prawda rzadko się zdarza, aby uderzali dwa razy w tę samą rodzinę, ale w sumie… to całkiem prawdopodobne.

To był koszmar ponad jego siły. Był bliski kompletnego załamania.

– Niech pan zmusi Ilarię do większej ostrożności – rzekłem pospiesznie, bo mnie się to nie udało. – Proszę nakłonić ją, aby zmieniła niektóre ze swoich przyzwyczajeń. Niech więcej przebywa z przyjaciółmi, niech zaprasza ich tutaj. Pan jest bezpieczny, bo ma własnego kierowcę, ale nie zaszkodziłoby, aby przez jakiś czas potowarzyszył panu ogrodnik, który ma bary jak ciężarowiec i byłby, jak sądzę, doskonałym ochroniarzem.

Po dłuższej chwili cichym głosem oznajmił: – Wie pan, nie potrafię się z tym wszystkim pogodzić.

– Tak, wiem – odparłem delikatnie. – Jednak lepiej niech się pan postara, i to im szybciej, tym lepiej.

Słaby uśmiech. – To zawodowa porada?

– Jak najbardziej.

Westchnął. – Tak mi żal sprzedawać dom na Mykonos. Moja żona go uwielbiała. Kochała go.

– Podobnie jak Alessia. Na pewno uznałaby to za uczciwą wymianę.

Przyglądał mi się przez chwilę. – Dziwny z pana człowiek – powiedział. – Potrafi pan tak przekonująco wszystko wyjaśnić. – Zamilkł. – Czy nigdy nie daje się pan ponieść emocjom?

– Owszem, czasami – przyznałem. – Ale gdy to już nastąpi… zaraz staram się nad tym zapanować. Odnaleźć logikę.

21
{"b":"107669","o":1}