Литмир - Электронная Библиотека
A
A

Rozejrzawszy się bacznie, wysiadłam z samochodu. Było piętnaście po czwartej, jednak wokół zalegały już długie, pochyłe cienie. To, co pozostało ze słońca, ginęło co chwila za chmurami, a lekki wiatr strącał resztki liści z drzew. Szeleściły na podjeździe, co w mojej wyobraźni brzmiało jak odgłos kroków.

Parking był prawie pełen i przypomniałam sobie, że kiedy wyjeżdżałam po południu, zauważyłam przygotowania do przyjęcia weselnego. Aby znaleźć wolne miejsce, musiałam odjechać do najdalej położonej części, tracąc z oczu gospodę. Uczucie, że ktoś kręci się w pobliżu i śledzi mnie, stało się już moim stanem chronicznym.

Nie biegłam, tylko szłam bardzo szybko, torując sobie drogę wśród rzędów zaparkowanych samochodów ku bezpiecznej przystani gospody. Kiedy mijałam starą furgonetkę, drzwi otworzyły się, ze środka wyskoczył jakiś mężczyzna i spróbował złapać mnie za rękę.

Zaczęłam uciekać i przebiegłam około pięciu metrów, ale wtedy zgubiłam jeden ze zbyt dużych mokasynów, które kupiłam, by pasowały na moje zabandażowane stopy.

Kiedy but zsunął mi się z nogi, poczułam, że lecę do przodu, i rozpaczliwie starałam się odzyskać równowagę, lecz było już za późno. Moje dłonie i tułów przyjęły na siebie główny impet upadku i uszło ze mnie prawie całe powietrze.

Mężczyzna przyklęknął na jedno kolano obok mnie.

– Nie krzycz – powiedział z naciskiem. – Nie zamierzam cię skrzywdzić; proszę, nie krzycz!

Nie mogłam krzyczeć. Nie mogłam również wstać i uciec do gospody. Całe moje ciało trzęsło się po zderzeniu z twardą nawierzchnią. Miałam otwarte usta i gwałtownie łapałam oddech.

– Czego… czego… chcesz? – zdołałam wreszcie wykrztusić.

– Porozmawiać z tobą. Chciałem ci wysłać e-mail, ale nie wiedziałem, kto jeszcze może go zobaczyć. Chcę ci sprzedać pewne informacje na temat Roba Westerfielda.

Spojrzałam w górę i zobaczyłam nad sobą jego twarz. Był mężczyzną po czterdziestce z rzadkimi, niezbyt czystymi włosami. Rozglądał się nerwowo, jak ktoś, kto oczekuje, że w każdej chwili będzie musiał uciekać. Miał na sobie mocno znoszoną kurtkę i dżinsy.

Kiedy zaczęłam gramolić się z ziemi, podniósł mój mokasyn i podał mi go.

– Nie zamierzam cię skrzywdzić – powtórzył. – Ryzykuję, rozmawiając z tobą. Posłuchaj mnie. Jeśli nie jesteś zainteresowana tym, co mam do powiedzenia, znikam stąd.

Zapewne nie było to zbyt racjonalne, ale z jakiegoś powodu mu uwierzyłam. Gdyby chciał mnie zabić, już by to zrobił.

– Wysłuchasz mnie? – spytał niecierpliwie.

– Mów.

– Usiądziesz w mojej furgonetce na kilka minut? Nie chcę, żeby ktoś mnie zobaczył. Ludzie Westerfieldów kręcą się po całym mieście.

Nie wątpiłam w to, nie zamierzałam jednak wsiadać do jego auta.

– Powiedz mi, co masz do powiedzenia, ale tutaj.

– Mam coś, co chyba może pomóc oskarżyć Westerfielda o zbrodnię, którą popełnił wiele lat temu.

– Ile chcesz?

– Tysiąc dolców.

– Co masz?

– Wiesz, że mniej więcej dwadzieścia pięć lat temu babka Westerfielda została postrzelona i pozostawiona na śmierć: Pisałaś o tym na swojej stronie internetowej.

– Tak, pisałam.

– Mój brat, Skip, poszedł za to do pudła. Dostał dwadzieścia lat. Umarł, nim odsiedział połowę kary. Nie mógł tego wytrzymać. Zawsze był chorowity.

– Twój brat był tym bandytą, który strzelał do pani Westerfield, włamawszy się do jej domu?

– Tak, ale to Rob Westerfield wszystko zaplanował i wynajął do tej roboty Skipa i mnie.

– Dlaczego to zrobił?

– Westerfield ostro ćpał. Dlatego wyleciał ze szkoły. Był winien ludziom masę forsy. Widział testament babki. Zapisała sto tysięcy dolarów bezpośrednio jemu. Gdyby wykitowała, miałby pieniądze w kieszeni. Obiecał nam dziesięć tysięcy dolarów za tę robotę.

– Był z wami tamtej nocy?

– Żartujesz? Był w Nowym Jorku na kolacji z matką i ojcem. Wiedział, jak chronić swój tyłek.

– Czy zapłacił twojemu bratu albo tobie?

– Przed robotą dał mojemu bratu swojego roleksa jako zabezpieczenie. Potem oświadczył, że zegarek mu skradziono.

– Dlaczego?

– Żeby zatrzeć ślady, kiedy mój brat został aresztowany. Westerfield utrzymywał, że spotkał nas w kręgielni na dzień przed włamaniem do starej. Powiedział, że Skip ciągle patrzył na jego zegarek. Skłamał, że włożył go do torby, zanim zaczął grać. Zeznał glinom, że kiedy potem chciał wyjąć zegarek, nie znalazł go w torbie. Przysięgał, że to był jedyny raz, kiedy widział Skipa albo mnie.

– Skąd moglibyście wiedzieć o jego babce, gdyby wam nie powiedział?

– Dużo o niej pisali w gazetach. Ufundowała nowe skrzydło dla szpitala czy coś takiego.

– Jak wpadliście, ty i twój brat?

– Ja nie wpadłem. Mojego brata zwinęli następnego dnia. Był notowany i trochę się denerwował, że ma strzelać do starej. Po to tam poszedł, ale Westerfield chciał, żeby to wyglądało na włamanie. Rob nie dał nam kombinacji do sejfu, ponieważ znała ją tylko rodzina, więc to by go mogło zdradzić. Kazał Skipowi zabrać pilnik i nóż i podrapać sejf, tak jakby próbował go otworzyć i nie umiał. Ale Skip skaleczył się w rękę i zdjął rękawiczkę, żeby zetrzeć krew. Musiał dotknąć sejfu, ponieważ gliniarze znaleźli jego odciski palców.

– Potem poszedł na górę i strzelił do pani Westerfield?

– Tak. A nikt nie mógł udowodnić, że ja tam byłem. Stałem na czatach i prowadziłem samochód. Skip powiedział mi, żebym trzymał gębę na kłódkę. Wziął wszystko na siebie, a Westerfield wyszedł z tego czysty jak łza.

– I ty też.

Wzruszył ramionami.

– Niby tak.

– Ile miałeś lat?

– Szesnaście.

– A Westerfield?

– Siedemnaście.

– Czy twój brat nie próbował go obciążyć?

– Jasne, że próbował. Nikt nie uwierzył.

– Nie byłabym tego taka pewna. Jego babka zmieniła testament. Wykreśliła ten zapis na sto tysięcy dolarów.

– To dobrze. Skip przyznał się do usiłowania zabójstwa i dostał dwadzieścia lat. Groziło mu trzydzieści, ale zgodził się przyznać, jeśli nie dostanie więcej niż dwadzieścia. Prokurator okręgowy poszedł na ten układ i stara nie musiała zeznawać na procesie.

Resztki słońca całkowicie skryły się za chmurami. Nadal trzęsłam się po upadku, a teraz również z zimna.

– Jak się nazywasz? – spytałam.

– Alfie. Alfie Leeds.

– Alfie, wierzę ci – powiedziałam. – Nie wiem jednak, dlaczego opowiadasz mi to teraz. Nigdy nie było cienia dowodu, że Westerfield miał coś wspólnego z tą zbrodnią.

– Mam dowód, że był w to zamieszany.

Alfie sięgnął do kieszeni i wyciągnął złożoną kartkę papieru.

– To jest kopia szkicu, który dał nam Westerfield, żebyśmy, ja i mój brat, mogli wejść do domu, nie uruchamiając alarmu.

Z drugiej kieszeni wyjął małą latarkę.

Mroczny parking nie był najlepszym miejscem do studiowania szkicu. Znów spojrzałam na mężczyznę. Był o kilka centymetrów niższy ode mnie i nie wyglądał szczególnie groźnie. Postanowiłam zaryzykować.

– Wejdę do furgonetki, ale usiądę na miejscu kierowcy – powiedziałam.

– Jak chcesz.

Otworzyłam drzwi po stronie kierowcy i zajrzałam do środka. Nie było tam nikogo więcej. Z tyłu znajdowały się puszki z farbą, zwinięte ubrania i drabina. Mój rozmówca okrążył samochód, by usiąść na miejscu pasażera. Wśliznęłam się za kierownicę, ale nie domknęłam drzwi. Wiedziałam, że jeśli to pułapka, zdążę szybko wyskoczyć.

W swojej pracy dziennikarza do spraw kryminalnych musiałam spotykać się z różnymi podejrzanymi osobnikami w miejscach, do których w innej sytuacji nie zdecydowałabym się pójść. W efekcie mój instynkt samozachowawczy bardzo się rozwinął. Uznałam, że uwzględniwszy fakt, iż przebywam sam na sam z człowiekiem, który brał udział w spisku mającym na celu morderstwo, jestem tak bezpieczna, jak to tylko możliwe.

Kiedy oboje znaleźliśmy się w aucie, wręczył mi papier. Wątły snop światła latarki wystarczył, bym rozpoznała dom Westerfieldów i podjazd. Garaż-kryjówka też został narysowany. Nad budynkami znajdował się dokładny szkic wnętrza rezydencji.

41
{"b":"106783","o":1}