Литмир - Электронная Библиотека
A
A

Ale w miarę możliwości, a jest to, zważywszy na epokę, straszliwy wysiłek i wielkie samozaparcie, stara się wszystko sprawdzić, dotrzeć do źródeł, ustalić fakty:

Choć usilnie się o to starałem, nie mogłem dowiedzieć się od żadnego naocznego świadka, czy na północ od Europy istnieje morze…

Ta świątynia, jak badając, dowiedziałem się, jest najstarsza z wszystkich świątyń Afrodyty,…

Chcąc o tym uzyskać jakąś pewną wiadomość od łudzi, którzy mogli mi jej udzielić, popłynąłem nawet do Tyru w Fenicji, bo słyszałem, Że tam znajduje się świątynia Heraklesa… i wdałem się w rozmowę Z kapłanami boga i zapytałem ich… Ale przekonałem się, że odpowiedź ich nie zgadza się z tym, co mówią Grecy…

Jest w Arabii miejscowość, do której sam się udałem, żeby zasięgnąć wiadomości o skrzydlatych wężach. Przybywszy tam, ujrzałem kości i kręgosłupy węży w ilości niemożliwej do opisania…

(o wyspie Chemnis:)… według opowiadania Egipcjan, jest to pływająca wyspa. Ja wprawdzie sam nie widziałem, żeby pływała albo poruszała się, ale…

Ale te opowiadania to moim zdaniem brednie… bo sam widziałem, że…

A jeżeli coś wie, to skąd wie? Bo słyszał, bo widział: Opowiadam tylko to, co powiadają sami Libijczycy…

Wedle opowiadania Traków, lewy brzeg Istru zajęty jest przez pszczoły…

Dotąd kierowały mną w opowiadaniu moje własne obserwacje, sądy i dociekania: odtąd natomiast mam zamiar mówić o egipskiej historii wedle tego, co o niej słyszałem; znajdzie się jednak przy tym także niejedno, na co sam patrzyłem…

Jeżeli komu prawdopodobne wyda się to, co opowiadają Egipcjanie, może to przyjąć. Moim zadaniem w całym tym dziele jest, żeby opowiedziane przez wszystkich szczegóły tak spisać, jak je słyszałem

Kiedy pytałem kapłanów, czy opowiadanie Greków jest czczą gadaniną, czy też nie, oświadczyli, że wiedzą o tym z wywiadu przeprowadzonego z samym Menelaosem…

(o Kolchach:) Kolchowie są Egipcjanami, a twierdzę tak, gdyż sam to przed tym zauważyłem, zanim usłyszałem od innych… a wnosiłem to stąd, że Kolchowie mają czarną skórę i kędzierzawe włosy… a jeszcze bardziej z tego, że Kolchowie, Egipcjanie i Etiopowie od dawien dawna obrzezują się…

A będę tak pisał, jak opowiadają niektórzy z Persów, co nie chcą upiększać historii Cyrusa, lecz przedstawić istotną prawdę…

Herodota wszystko dziwi, zdumiewa, zachwyca lub przeraża. Wielu rzeczom po prostu nie daje wiary, wie, jak ludzi łatwo ponosi fantazja:

Ci sami kapłani mówią, co mnie nie wydaje się wiarygodne, że sam bóg przybywa do kaplicy…

(Król Egiptu Rampsynit) uczynił rzecz następującą, dla mnie jednak niewiarygodną: osadził swą córkę w lupanarze z nakazem, aby wszystkich mężczyzn bez różnicy przyjmowała…

Łysogłowi opowiadają, co mnie wydaje się nieprawdopodobne, że góry zamieszkują tam kozionodzy łudzie, a gdy ich się minie, znajdzie się innych, którzy śpią przez sześć miesięcy. W to już zupełnie nie mogę uwierzyć…

(o Neurach, że potrafią przemieniać się w wilki:) ja wprawdzie w te bajki nie wierzę, niemniej tak oni utrzymują i na to się przysięgają…

(o posągach, które padły przed ludźmi na kolana:) rzecz ta nie wydaje mi się wiarygodną, ale może komuś innemu – tak…

Ten pierwszy w dziejach globalista natrząsa się i szydzi z ignorancji swoich współczesnych: Śmiać mi się chce, gdy widzę, jak wielu już narysowało mapę świata, a nikt rozumnie jej nie objaśnił. Bo kreślą oni Okeanos, jakoby on dookoła opływał ziemię, która jest zaokrąglona niby pod dłutem tokarskim, a Azję czynią równą co do wielkości Europie.]a więc w niewielu słowach podam wielkość każdej z obu części ziemi i jak każda z nich musi być nakreślona.

I po przedstawieniu Azji, Europy i Afryki kończy swój opis świata zdziwieniem: I nie mogę tylko odgadnąć, dlaczego ziemia, która przecież jest jedna, nosi trzy odmienne nazwy, pochodzące od imion kobiet…

Nim Rozszarpią Go Psy I Ptaki

W Etiopii, do której dotarłem drogą trochę okrężną – przez Ugandę, Tanzanię i Kenię – kierowca, z którym najczęściej jeździłem, nazywał się Negusi. Był drobny i szczupły. Na chudej, nabrzmiałej żyłami szyi opierała się nieproporcjonalnie duża, ale kształtna głowa. Zwracały uwagę jego wielkie, czarne oczy, przysłonięte świecącą powłoką, zdawałoby się – oczy rozmarzonej dziewczyny. Negusi był pedantycznie schludny – na każdym postoju starannie czyścił ubranie z kurzu szczoteczką, którą zawsze nosił przy sobie. Było to o tyle uzasadnione, że w kraju tym w porze suchej pełno wszędzie pyłu i piasku.

Moje podróże z Negusim, a przejechaliśmy razem w trudnych i ryzykownych warunkach tysiące kilometrów, potwierdziły mi raz jeszcze, jakim bogactwem języków jest postać drugiego człowieka. Trzeba tylko starać się je dostrzec i odczytać. Nastawieni na to, że inna osoba komunikuje nam coś tylko mówionym lub pisanym słowem, nie zastanawiamy się, że jest to tylko jeden ze sposobów przekazu, których w rzeczywistości

jest o wiele więcej. Bo przecież wszystko mówi: wyraz twarzy i oczu, gesty rąk i ruchy ciała, fale, które ono wysyła, ubiór i sposób, w jaki jest on noszony, i dziesiątki innych nadajników, przekaźników, wzmacniaczy i tłumików, które składają się na człowieka i jego – jak to określają Anglicy – chemię.

Technika, ograniczając międzyludzki kontakt do elektronicznego znaku, zuboża i tłumi ten różnorodny, pozasłowny język, jakim będąc w bezpośredniej bliskości, obok siebie, razem, komunikujemy się bezustannie, nawet nie mając tego świadomości. W dodatku ten język bezsłowny, język wyrazu twarzy i najdrobniejszych gestów, jest dużo bardziej szczery i prawdziwy niż ten mówiony czy pisany, bo trudniej w nim nałgać, ukryć fałsz i zakłamanie. Dlatego kultura chińska, aby człowiek mógł naprawdę ukryć swoje myśli, których ujawnienie mogło być niebezpieczne, wypracowała sztukę nieruchomej twarzy, nieprzeniknionej maski i pustego spojrzenia, bo dopiero wtedy, za tą zasłoną, mógł się ktoś rzeczywiście schować.

Negusi znał po angielsku tylko dwa słowa:

„problem"

i

„no problem".

Ale za ich pomocą porozumiewaliśmy się w najtrudniejszych sytuacjach. One to, plus ów bezsłowny język, jakim jest każdy człowiek, jeśli mu się uważnie przyglądać, jeśli go chłonąć, wystarczyły, abyśmy nie czuli się zagubieni i obcy i mogli razem podróżować.

A więc jesteśmy w górach Goba, gdzie zatrzymuje nas patrol wojskowy. Wojsko tu jest rozpuszczone, bezkarne, chciwe i często pijane. Naokoło skaliste góry, wymarła pustka, żywego ducha. Negusi wdaje się w negocjacje. Widzę, że coś tłumaczy, przykłada rękę do serca. Tamci też coś mówią, poprawiają automaty, nasuwają hełmy niżej na czoło, przez co wyglądają jeszcze groźniej. – Negusi – pytam – problem? Odpowiedź może być dwojaka. Może odpowiedzieć lekceważąco: „no problem!",

i zadowolony pojechać dalej. Ale może też powiedzieć poważnym, nawet wystraszonym głosem: „problem!", co oznacza, że muszę wyciągnąć dziesięć dolarów, które on da żołnierzom, aby pozwolili nam jechać dalej.

Raptem, nie wiadomo dlaczego, bo nic nie widać na drodze, a okolica jest bezludna i martwa, Negusi zaczyna być niespokojny, kręci się i rozgląda. – Negusi – pytam – problem.? No, odpowiada, rozgląda się dalej, widzę, że jest zdenerwowany. Atmosfera robi się w samochodzie napięta, jego lęk zaczyna mi się udzielać, nie wiadomo, co nas czeka. Tak mija godzina, ale naraz, za jakimś zakrętem, Negusi rozpręża się i zadowolony klepie kierownicę w rytm jakiejś amharskiej pieśni. – Negusi pytam – no problem? – No problem! – odpowiada uradowany. Później dowiaduję się w najbliższym miasteczku, że przejeżdżaliśmy odcinek drogi, na którym bandy często napadają, rabują, a nawet mogą zabić.

37
{"b":"100459","o":1}