Литмир - Электронная Библиотека
A
A

Scena 5 – zwolniony przez Dariusza Histiajos dociera do Sardes i zjawia się u satrapy, bratanka Dariusza – Artafrenesa. Rozmawiają. – Jak myślisz – pyta go satrapa – dlaczego zbuntowali się Jonowie? – Nie mam pojęcia – wykrętnie odpowiada Histiajos. Ale Artafrenes wie swoje: – Sprawa, Histiajosie, tak się przedstawia, żeś to ty uszył te buty, a włożył je Aristagoras.

Scena 6 – Histiajos widzi, że satrapa przejrzał go i że wzywanie pomocy Dariusza nie ma sensu: goniec do Suzy szedłby trzy miesiące, powrót z glejtem o nietykalności od Dariusza -znowu trzy, razem pól roku, przez ten czas Artafrenes mógłby mu obciąć głowę sto razy. Ucieka więc pod osłoną nocy z Sardes na zachód, w kierunku morza. Do wybrzeża trzeba iść kilka dni, możemy się domyślać, że Histiajos gna z duszą na ramieniu, ciągle ogląda się za siebie, czy nie ścigają go siepacze Artafrenesa. Gdzie śpi? Czym się żywi? Nie wiemy. Jedno jest pewne – chce objąć naczelne dowództwo nad Jonami w wojnie przeciw Dariuszowi. Histiajos zdradza więc po raz drugi: najpierw zdradził sprawę Jonów, aby ratować Dariusza, teraz zdradził Dariusza, aby przeciw niemu dowodzić Jonami.

Scena 7 – Histiajos dostaje się na zamieszkaną przez Jonów wyspę Chios (krajobrazowo ta wyspa jest piękna, mogłem bez końca patrzeć na jej zatokę i wyłaniające się na horyzoncie granatowe góry. W ogóle cały opisywany dramat rozgrywa się wśród wspaniałych krajobrazów). Ale ledwie wychodzi na brzeg, Jonowie aresztują go i wtrącają do więzienia. Jest podejrzany, że służy Dariuszowi. Histiajos zaklina się, że nie, że chce dowodzić anty-perskim powstaniem. W końcu dają mu wiarę, wypuszczają go, ale nie chcą udzielić poparcia. Czuje się osamotniony, jego plany wielkiej wojny przeciw Dariuszowi coraz bardziej wyglądają na urojone. Ciągle jednak nie słabną jego ambicje. Mimo wszystko nie traci nadziei, rozpiera go żądza władzy, mania wodzostwa nie daje spokoju. Prosi miejscowych, żeby pomogli mu odpłynąć na ląd, do Miletu, gdzie kiedyś był tyranem. Ale Miletyjczycy, radzi, Że pozbyli się już tyrana Aristagorasa, bynajmniej nie byli skłonni przyjąć do swojego kraju innego tyrana, ponieważ zakosztowali już wolności, A kiedy Histiajos w nocy próbował przemocą wkroczyć do Miletu, został zraniony w udo przez jednego z Miletyjczyków. On tedy, wyrzucony z ojczyzny, wrócił na Chios, ale nie mogąc nakłonić mieszkańców wyspy, żeby mu dali okręty, przeprawił się stąd do Mityleny (na wyspie Lesbos) i namówił Lesbijczyków do użyczenia mu floty. Wielki Histiajos, kiedyś namiestnik sławnego miasta Milet, ostatnio zasiadający obok Króla Królów – Dariusza, teraz błąka się od wyspy do wyspy, szuka dla siebie miejsca, szuka odzewu i wsparcia. Ale albo musi uciekać, albo wrzucają go do lochu, albo odtrącają od bram miasta, biją i ranią.

Scena 8 – Histiajos jeszcze się nie poddaje, jeszcze chce się utrzymać na powierzchni. Być może nadal marzy mu się berło. Nawiedzają go sny o potędze. W każdym razie nadal sprawia na tyle dobre wrażenie, że mieszkańcy Lesbos dają mu osiem okrętów. Na czele tej floty płynie do Bizancjum. Tu usadowili się i chwytali wypływające z Pontu okręty, z wyjątkiem tych, które uświadczyły, że gotowe są słuchać Histiajosa. Tak więc jego degradacja trwa. Staje się już po trochu morskim piratem.

Scena 9 – Histiajosa dochodzi wiadomość, że Milet, który stał na czele powstania Jonów, zdobyli Persowie. Persowie, zwyciężywszy Jonów w bitwie morskiej, oblegali Milet od lądu i od morza, podkopywali mury i stosowali wszelkie machiny wojenne: wreszcie zdobyli go całkowicie w sześć lat po powstaniu Aristagorasa. A obywateli Miletu zmienili w niewolników…

(Dla Ateńczyków klęska Miletu była ciosem straszliwym. Kiedy dramatopisarz Frynichos napisał i wystawił dramat „Zdobycie Miletu", cała widownia wybuchła płaczem. Za tę sztukę władze Aten ukarały autora drakońską grzywną tysiąca drachm i zabroniły, aby tu był kiedykolwiek wystawiany. Sztuka miała służyć pokrzepieniu serc, rozrywce, a nie rozdrapywaniu ran).

Na wiadomość o upadku Miletu Histiajos reaguje dziwnie. Porzuca łupienie statków i płynie z Lesbijczykami na Chios. Chce być bliżej Miletu? Uciekać dalej? Ale dokąd? Na razie urządza na Chios rzeź: Gdy miejscowa straż nie chciała go dopuścić, bil się z nią. Wielu z tej straży zabił, a także i resztę mieszkańców…

Ale ta rzeź niczego nie rozwiązuje. Jest tylko odruchem rozpaczy, wściekłości, szału. Więc opuszcza wymarłą ziemię i płynie na Tasos – położoną blisko Tracji wyspę kopalń złota. Oblega Tasos, które go nie chce, które się nie poddaje. Porzuca nadzieję na złoto i płynie na Lesbos – tam go jeszcze najlepiej przyjmowano. Ale na Lesbos panuje głód, a on musi nakarmić swoje wojsko, więc przeprawia się do Azji, żeby tu, w kraju Myzów, zżąć zboże, coś, cokolwiek zjeść. Obręcz zaciska się, już nie ma gdzie się podziać. Jest w potrzasku, jest na dnie. Bo też nie ma granicy małości człowieka. Człowiek mały coraz bardziej pogrąża się w małości, coraz bardziej w niej się zaplątuje. Aż ginie.

Scena 10 – w miejscu, do którego dotarł Histiajos, przebywał akurat Pers Harpagos, dowódca niemałego wojska, który napadł na lądującego Histiajosa, wziął go do niewoli i wytracił większą część jego żołnierzy. Nim się to stało, Histiajos po wyjściu na brzeg próbował jeszcze uciekać: gdy jakiś Pers doganiał go uciekającego, chwytał i właśnie miał go przebić mieczem, ten wołał po persku, że jest Histiajosem z Miłetu.

Scena 11 – Histiajosa przywożą do Sardes. Tu Artarrenes i Harpagos każą go na oczach miasta wbić na pal (cóż za potworny ból!). Obcinają mu głowę, którą polecają zabalsamować i odnieść królowi Dariuszowi do Suzy (do Suzy! Po trzech miesiącach drogi, jak musiała ta głowa, nawet zabalsamowana, wyglądać!).

Scena 12 – Dariusz dowiaduje się o wszystkim i gani Arta-frenesa i Harpagosa, że nie przystali mu żywego Histiajosa. Poleca teraz umyć otrzymany szczątek, odpowiednio go przybrać i pochować z honorami.

Chce przynajmniej w ten sposób oddać hołd głowie, w jakiej kilka lat temu, przy moście nad Dunajem, zrodziła się myśl, która ocaliła Persję i Azję, a jemu, Dariuszowi – królestwo i życie.

U DOKTORA RANKE

Wtedy, w Kongu, historie opisywane przez Herodota tak mnie wciągały, że chwilami bardziej przeżywałem grozę narastającej wojny między Grekami i Persami niż tej aktualnej, kongijskiej, na której byłem korespondentem. Ale, oczywiście, kraj Jądra ciemności też dawał mi się we znaki. Zarówno przez wybuchające to tu, to tam strzelaniny, groźby aresztu, pobicia i śmierci, jak i przez panujący wszędzie męczący klimat niepewności, niejasności i nieprzewidywalności. Bowiem wszystko najgorsze było tu możliwe w każdej chwili i w każdym miejscu. Nie istniała żadna władza, żadne siły porządku. System kolonialny rozpadł się, belgijscy administratorzy uciekli do Europy, a na to miejsce pojawiła się jakaś mroczna, oszalała siła, najczęściej przybierająca postać pijanych kongijskich żandarmów.

Można się było przekonać, jak groźna staje się pozbawiona hierarchii i porządku wolność – czy raczej wyzwolona od etyki i ładu anarchia. W takiej bowiem sytuacji natychmiast, od początku, biorą górę siły agresywnego zła, wszelka nikczemność, zbydlęcenie i bestialstwo. Tak było i w Kongu, którym wtedy zawładnęli żandarmi. Spotkanie z każdym z nich mogło być groźnym doświadczeniem. Oto idę uliczką w małym miasteczku – Lisali.

Słońce, pusto i cicho.

Z naprzeciwka zbliżają się dwaj żandarmi. Zamieram, ale ucieczka nie ma sensu – bo niby dokąd uciekać, a po drugie -panuje straszliwy upał, ledwie wlokę się noga za nogą. Żandarmi ubrani są w polowe mundury, mają na głowach głębokie hełmy, które zasłaniają im połowę twarzy, i są uzbrojeni po zęby, każdy z nich ma automat, granaty, nóż, rakietnice, pałkę, niezbędnik -cały przenośny arsenał. Po co im tego tyle, myślę, bo jeszcze ich potężne sylwetki oplatają jakieś pasy i podpinki, do których przyszyte są girlandy kółek, zapinek, haczyków i klamer.

33
{"b":"100459","o":1}