Литмир - Электронная Библиотека
A
A

Wielki portal na suficie rozbłysnął nagle oślepiająco, rozdął się i zdeformował, z nicości wyłoniła się znana wiedźminowi bezkształtna, kłapiąca obwisłymi wargami paszcza, wyjąca tak, ze aż świdrowało w uszach. Yennefer skoczyła, zamachała rękami i krzyknęła zaklęcie. Z jej dłoni wystrzeliła plątanina światła, spadając na dżinna jak sieć. Dżinn zaryczał i wypączkował z siebie długie łapy, które niczym atakujące kobry pomknęły ku gardłu czarodziejki. Yennefer nie cofnęła się.

Geralt rzucił się ku niej, odepchnął i zasłonił. Dżinn, omotany magicznym światłem, wyskoczył z portalu jak korek z butelki, rzucił się na nich, rozwierając paszczę. Wiedźmin zacisnął zęby i uderzył go Znakiem, bez widocznego efektu. Ale geniusz nie zaatakował. Zawisł w powietrzu pod samym sufitem, rozdął do imponujących rozmiarów, wybałuszył na Geralta blade ślepia i zaryczał. W ryku tym było coś, coś jak gdyby rozkaz, polecenie. Nie zrozumiał jakie.

— Tędy! — krzyknęła Yennefer, wskazując na portal, który wyczarowała na ścianie przy schodach. W porównaniu z portalem utworzonym przez geniusza portal czarodziejki wyglądał biednie, niepozornie i nader prowizorycznie. - Tędy, Geralt! Uciekaj!

— Tylko razem z tobą!

Yennefer, wodząc w powietrzu rękami, krzyczała zaklęcia, różnokolorowe liny uwięzi sypały iskrami, trzeszczały. Dżinn zawirował jak bąk, napinając więzy, rozciągając je. Powoli, ale stale zbliżał się do czarodziejki. Yennefer nie cofnęła się.

Wiedźmin przyskoczył, zręcznie podstawił jej nogę, chwycił w pasie jedną ręką, drugą wpił we włosy na karku. Yennefer zaklęła obrzydliwie i walnęła go łokciem w szyję. Nie puścił jej. Przenikliwy zapach ozonu, jaki wytworzyły zaklęcia, nie zabił zapachu bzu i agrestu. Geralt podciął czarodziejce wierzgające nogi i skoczył, unosząc ją prosto w opalizujące migotliwą nicość mniejszego portalu.

Portalu prowadzącego w nieznane.

Wylecieli, zwarci w uścisku, upadli na marmurową posadzkę, sunąc po niej w poślizgu przewrócili ogromny świecznik, a zaraz potem stół, z którego z hukiem i trzaskiem posypały się kryształowe puchary, patery z owocami i ogromna micha pełna tłuczonego lodu, wodorostów i ostryg. Ktoś wrzasnął, ktoś zapiszczał.

Leżeli na samym środku sali balowej, jasnej od kandelabrów. Bogato odziani panowie i skrzące się od klejnotów damy, przerwawszy taniec, przyglądali im się w osłupiałym milczeniu. Muzycy z galeryjki zakończyli grę gryzącą uszy kakofonią.

— Ty kretynie! — krzyknęła Yennefer, usiłując wy drapać mu oczy. - Ty cholerny idioto! Przeszkodziłeś mi! Już go prawie miałam!

— Gówno miałaś! - odkrzyknął, zły nie na żarty. -Uratowałem ci życie, głupia wiedźmo!

Parsknęła jak wściekły kot, jej dłonie sypnęły iskrami. Geralt, odwracając twarz, ucapił ją za oba przeguby, po czym zaczęli się tarzać wśród ostryg, kandyzowanych owoców i kruszonego lodu.

— Czy mają państwo zaproszenia? — spytał postawny mężczyzna ze złotym łańcuchem szambelana na piersi, patrząc na nich z góry z wyniosłą miną.

— Odchędoż się, durniu! — wrzasnęła Yennefer, wciąż próbując wydrapać Geraltowi oczy.

— To skandal — rzekł z naciskiem szambelan. - Doprawdy, przesadzacie z tą teleportacją. Poskarżę się Radzie Czarodziejów. Zażądam…

Nikt nigdy nie dowiedział się, czego zażąda szambelan. Yennefer wyszarpnęła się, otwartą dłonią trzasnęła wiedź-mina w ucho, z mocą kopnęła go w łydkę i skoczyła w gasnący na ścianie portal. Geralt rzucił się za nią, wypraktykowanym ruchem łapiąc za włosy i pasek. Yennefer, też nabrawszy praktyki, zdzieliła go łokciem. Od gwałtownego ruchu trzasnęła jej suknia pod pachą, odsłaniając zgrabną dziewczęcą pierś. Zza rozdartego dekoltu wyleciała ostryga.

Wpadli oboje w nicość portalu. Geralt usłyszał jeszcze słowa szambelana.

— Muzyka! Grać dalej! Nic się nie stało. Proszę nie przejmować się tym godnym pożałowania incydentem! Wiedźmin był przekonany, że z każdą kolejną podróżą portalem rośnie tez ryzyko nieszczęścia, i nie pomylił się. Trafili w cel, w karczmę Errdila, ale zmaterializowali się pod samym sufitem. Spadli, druzgocąc balustradę schodów, z ogłuszającym trzaskiem wylądowali na stole. Stół nie miał prawa tego wytrzymać i nie wytrzymał.

Yennefer w chwili upadku znalazła się pod spodem. Był pewien, ze straciła przytomność. Mylił się.

Walnęła go nasadą pięści w oko i bluznęła prosto w twarz wiązanką obelg, których nie powstydziłby się krasnoludzki grabarz, a krasnoludzcy grabarze byli niezrównanymi plugawcami. Klątwom towarzyszyły wściekłe i bezładne ciosy wymierzane na oślep, gdzie popadło. Geralt chwycił ją za ręce, a chcąc uniknąć uderzenia czołem, wcisnął twarz w dekolt czarodziejki pachnący bzem, agrestem i ostrygami.

— Puść mnie! — wrzasnęła, wierzgając niczym kucyk. - Idioto, głupku, palancie! Puść, mówię! Uwięź zaraz pęknie, muszę ją wzmocnić, bo dżinn ucieknie!

Nie odpowiedział, chociaż miał ochotę. Chwycił ją jeszcze mocniej, próbując przytłamsić do podłogi. Yennefer zaklęła wstrętnie, targnęła się i z całej siły kopnęła go kolanem w krocze. Zanim zdołał złapać oddech, wyrwała mu się, wrzasnęła zaklęcie. Poczuł, jak jakaś potworna siła dźwiga go z podłogi i ciska nim przez całą długość sali, a potem z pozbawiającym oddechu impetem wyrżnął o rzeźbioną dwudrzwiową komodę i zdruzgotał ją dokumentnie.

IX

— Co się tam dzieje!?! — Jaskier uczepiony murku wyciągnął szyję, starając się przebić wzrokiem ulewę. - Co się tam dzieje, mówcie, do cholery!

— Biją się! - wrzasnął jeden z ciekawskich uliczników, odskakując od okna karczmy jak oparzony. Jego obszar-pani koleżkowie również rzucili się do ucieczki, klaszcząc po błocie bosymi piętami. - Czarownik i wiedźma biją się!

— Biją się? - zdziwił się Neville. - Oni się biją, a ten zafajdany demon rujnuje moje miasto! Patrzcie, znowu obalił komin! I rozpieprzył cegielnię! Hej, ludzie! Biegiem tam! Bogowie, szczęście, że pada, byłby pożar jak nic!

— To już długo nie potrwa — powiedział ponuro kapłan Krepp. - Światło magiczne słabnie, uwięź zaraz pęknie. Panie Neville! Rozkażcie, niech ludzie się cofną! Tam zaraz rozpęta się piekło! Z tego domu zostaną drzazgi! Panie Errdil, z czego się śmiejecie? Przecież to wasz dom. Co was tak bawi?

— Ubezpieczyłem tę ruderę na kupę forsy!

— Polisa obejmuje wypadki magiczne i nadprzyrodzone?

— Jasne.

— Rozumnie, panie elfie. Bardzo rozumnie. Gratuluję. Hej, ludzie, kryć się! Komu życie miłe, niech nie podchodzi bliżej!

Z wewnątrz Errdilowego domostwa rozległ się ogłuszający huk, błysnęła błyskawica. Tłumek cofnął się, kryjąc za filarami.

— Dlaczego Geralt tam polazł? - jęknął Jaskier. - Po jaką cholerę? Dlaczego uparł się, by ratować tę czarownicę? Psiakrew, dlaczego? Chireadan, czy ty to rozumiesz?

Elf uśmiechnął się smutno.

— Rozumiem, Jaskier — potwierdził. - Rozumiem.

X

Geralt uskoczył przed kolejnym ogniście pomarańczowym grotem strzelającym z palców czarodziejki. Była wyraźnie zmęczona, groty były słabe i wolne, unikał ich bez większego trudu.

— Yennefer! — krzyknął. - Uspokój się! Zrozum wreszcie, co chcę ci powiedzieć! Nie zdołasz…

Nie dokończył. Z rąk czarodziejki trysnęły cieniutkie czerwone błyskawice, dosięgając go w wielu miejscach i dokładnie omotując. Ubranie zasyczało i zaczęło dymić.

— Nie zdołam? — wycedziła, stając nad nim. - Zaraz zobaczysz, do czego jestem zdolna. Wystarczy, że sobie poleżysz i nie będziesz więcej przeszkadzał.

— Zdejmij to ze mnie! — zaryczał, ciskając się i szarpiąc w ognistej pajęczynie. - Palę się, cholera!

— Leż bez ruchu — poradziła, dysząc ciężko. - To parzy tylko wtedy, gdy się poruszasz… Ja nie mogę poświęcić ci już więcej czasu, wiedźminie. Pobaraszkowaliśmy, ale co za dużo, to niezdrowo. Muszę zająć się dżinnem, bo gotów mi uciec…

— Uciec? — wrzasnął. - To ty powinnaś uciekać! Ten dżinn… Yennefer, posłuchaj mnie uważnie. Muszę ci coś wyznać… Muszę ci powiedzieć prawdę. Zdziwisz się.

60
{"b":"100373","o":1}