W chwili gdy dotarł do wąskiego gardła między rafami, silniki zawyły na zwiększonych obrotach i śruby, wściekle młócąc wodę, wypchnęły łódź na otwarte morze. Zaraz potem rozległy się słowa wypowiedziane po angielsku z silnym obcym akcentem, wzmocnione przez nadający im metaliczne brzmienie głośnik:
– Paryż, Bourne! Paryż, jeśli masz dosyć odwagi! A może woli pan pewien uniwersytet w Maine, doktorze Webb?
Bourne runął w liżące piaszczysty brzeg fale, a krew z otwartej rany na jego karku zmieszała się ze słoną wodą.