– Gdzie on jest?
– Już mówiłam. Shane mieszka w Meksyku. Pomaga biednym.
– Kiedy ostatni raz z nim pani rozmawiała?
– W zeszłym tygodniu.
– Dzwonił do pani?
– Tak.
– Gdzie?
– Jak to gdzie?
– Czy Shane dzwonił tutaj?
– Oczywiście. A gdzie miał dzwonić?
Scott Duncan zrobił krok w jej kierunku.
– Sprawdziłem rejestr pani rozmów, pani Alworth. W tym roku nie miała pani żadnej rozmowy międzynarodowej.
– Shane używa jednej z tych kart telefonicznych – powiedziała zbyt pospiesznie. – Może firmy telefoniczne nie rejestrują tych rozmów. Skąd mam wiedzieć?
Duncan podszedł jeszcze krok bliżej.
– Niech pani posłucha, pani Alworth, i to uważnie. Moja siostra nie żyje. Pani syn nie daje znaku życia. Ten mężczyzna… – Wskazał na zdjęciu Jacka. – To jest mąż tej pani, Jack Lawson. On też zniknął. A ta kobieta… – Wskazał rudowłosą kobietę o szeroko rozstawionych oczach. – Nazywa się Sheila Lambert. Od co najmniej dziesięciu lat nie dała znaku życia.
– Nie mam z tym nic wspólnego – upierała się pani Alworth.
– Na tej fotografii jest pięcioro ludzi. Zdołaliśmy zidentyfikować czworo z nich. Wszyscy zniknęli. Jedna z tych osób me żyje. Być może pozostałe też.
– Mówiłam panu, Shane jest…
– Pani kłamie, pani Alworth. Pani syn ukończył uniwersytet Vermont. Tak samo jak Jack Lawson i Sheila Lambert. Musieli się przyjaźnić. Oboje wiemy, że chodził z moją siostrą. Co się z nimi stało? Gdzie jest pani syn?
Grace położyła dłoń na ramieniu Scotta. Pani Alworth spoglądała teraz na plac zabaw, na dzieci. Drżały jej usta.
Twarz miała szarą jak popiół. Po policzkach płynęły łzy.
Wydawało się, że wpadła w trans. Grace spróbowała ją z niego wyrwać.
– Pani Alworth… – zaczęła łagodnie.
– Jestem starą kobietą.
Grace czekała.
– Nie mam wam nic do powiedzenia.
– Próbuję znaleźć mojego męża. – Pani Alworth wciąż spoglądała na plac zabaw. – Usiłuję odnaleźć ich ojca.
– Shane to dobry chłopak. Pomaga ludziom.
– Co się z nim stało? – spytała Grace.
– Zostawcie mnie w spokoju.
Grace próbowała spojrzeć jej w oczy. Były puste.
– Jego siostra – Grace wskazała na Duncana – mój mąż, pani syn. To, co się zdarzyło, dotknęło nas wszystkich. Chcemy tylko pomóc.
Jednak staruszka pokręciła głową i odwróciła się.
– Mój syn nie potrzebuje waszej pomocy. A teraz już idźcie. Proszę.
Weszła do domu i zamknęła drzwi.