Литмир - Электронная Библиотека
A
A

27

Grace podupadła na duchu, kiedy weszli do Photomatu i nie zobaczyła Koziej Bródki.

Był za to zastępca kierownika, Bruce- Wypiął pierś. Kiedy Scott Duncan błysnął swoją odznaką, uszło z niego powietrze.

– Josh wyszedł na przerwę obiadową – powiedział.

– Czy wie pan dokąd?

– Zwykle jada w Taco Bell. To niedaleko stąd.

Grace znała ten lokal. Pospieszyła tam, bojąc się,,że znowu straci trop. Scott Duncan poszedł za nią. Gdy tylko weszła do Taco Bell, w unoszący się tam zapach tłuszczu, zobaczyła Josha.

Co równie istotne, on też ją zobaczył. Szeroko otworzył oczy.

Scott Duncan stanął przy niej.

– To on?

Grace skinęła głową.

Kozia Bródka siedział sam. Pochylił głowę i zwisające długie włosy niczym kurtyna zasłaniały mu twarz. Miał ponurą minę i Grace doszła do wniosku, że tylko taką ma w repertuarze. Ugryzł taco, jakby przekąska obraziła jego ulubiony zespół grający grunge. Na jego uszach znów tkwiły słuchawki, a przewód nurzał się w kwaśnej śmietanie. Grace nie chciała wyjść na zgreda, ale uważała, że taka muzyka, sącząca się przez cały dzień do mózgu, nikomu nie może wyjść na zdrowie. Kiedy była sama, często słuchała głośnej muzyki, śpiewając, tańcząc, robiąc cokolwiek. Tak więc nie chodziło o muzykę czy jej głośność. Jednak jaki wpływ na psychikę młodego człowieka wywiera muzyka, zapewne donośna i jazgotliwa, rozrywająca uszy przez cały dzień? Parafrazując Eltona Johna, nieuchronną słuchową izolację, samotność za murami dźwięków. Nie przechodzą przez nie żadne inne odgłosy. Żadne rozmowy. Życie z mechanicznym podkładem dźwiękowym.

To nie może być zdrowe.

Josh opuścił głowę, udając, że ich nie zauważył. Obserwowała go, kiedy do niego podchodzili. Był taki młody.

Wyglądał żałośnie, siedząc samotnie. Pomyślała o jego nadziejach i marzeniach, a także o tym, że wygląda na to, że już obrał drogę wiodącą do nieustannych rozczarowań. Pomyślała o matce Josha, która z pewnością stara się i zamartwia. I o swoim synu, małym Maksie, oraz o tym, co powinna zrobić, gdyby zaczął stawać się taki jak Josh.

Razem ze Scottem Duncanem zatrzymali się przed stolikiem.

Chłopak ugryzł kolejny kęs, a potem powoli podniósł głowę.

Muzyka płynąca ze słuchawek była tak głośna, że Grace słyszała poszczególne słowa. Coś o sukach i dziwkach. Scott Duncan przejął inicjatywę. Pozwoliła mu na to.

– Poznajesz tę panią? – zapytał.

Josh wzruszył ramionami. Trochę ściszył muzykę.

– Zdejmij je – powiedział Scott. – Już.

Chłopak zrobił, co mu kazano, ale powoli.

– Pytałem, czy poznajesz tę panią.

Josh zerknął w jej kierunku.

– Taa, chyba tak.

– Skąd ją znasz?

– Widziałem ją tam, gdzie pracuję.

– Pracujesz w Photomacie, zgadza się?

– Taak.

– A stojąca tu pani Lawson jest klientką Photomatu?

– Już powiedziałem.

– Czy pamiętasz, kiedy była u was ostatnio?

– Nie.

– Pomyśl.

Wzruszył ramionami.

– Mogło to być dwa dni temu?

Kolejne wzruszenie ramion.

– Mogło.

Scott Duncan wyjął kopertę z Photomatu.

– Ty wywołałeś tę rolkę filmu, zgadza się?

– Jeśli pan tak twierdzi.

– Nie twierdzę, pytam ciebie. Spójrz na tę kopertę.

Zrobił to. Grace się nie odzywała. Josh nie zapytał Scotta Duncana, kim jest. Nie spytał ich, czego chcą. Zastanawiała się nad tym.

– Taak, to ja wywołałem ten film.

Duncan wyjął z koperty zdjęcie, na którym była jego siostra.

Położył je na stole.

– Czy to ty włożyłeś to zdjęcie do koperty pani Lawson?

– Nie.

– Jesteś pewien?

– Całkowicie.

Grace odczekała moment. Wiedziała, że kłamie.

– Skąd wiesz? – odezwała się po raz pierwszy.

Spojrzeli na nią obaj.

– Hę? – zdziwił się Josh.

– W jaki sposób wywołujesz filmy?

Ponowne zdziwione chrząknięcie.

– Wkładasz filmy do maszyny – powiedziała Grace. Wyskakuje sterta zdjęć. Wkładasz je do koperty. Zgadza się?

– Taak.

– Oglądasz każde wywołane zdjęcie?

Nie odpowiedział. Rozglądał się, jakby szukał pomocy.

– Widziałam, jak pracujesz – ciągnęła Grace. – Czytasz gazety. Słuchasz muzyki. Nie sprawdzasz wszystkich zdjęć.

Dlatego pytam cię, Josh, skąd wiesz, jakie zdjęcia były w tej kopercie?

Josh zerknął na Scotta Duncana. Nie znalazł ratunku. Znowu popatrzył na Grace.

– Ono jest dziwne, i tyle.

Grace czekała.

– To zdjęcie wygląda, jakby zrobiono je sto lat temu albo co. Ma właściwy format, ale to nie jest papier Kodaka. Tylko to chciałem powiedzieć. Nigdy przedtem go nie widziałem.

Spodobała mu się ta odpowiedź. Nabrał przekonania do tej wersji. – Taak, właśnie, tylko tyle chciałem powiedzieć. Kiedy on pytał, czy ja je włożyłem. Czy już je widziałem.

Grace patrzyła na niego w milczeniu.

– Słuchajcie, ja nie wiem, co przechodzi przez tę maszynę.

Jednak nigdy nie widziałem tego zdjęcia. To wszystko, co wiem, w porządku? I – Josh?

Teraz włączył się Scott Duncan. Josh spojrzał na niego.

– To zdjęcie znalazło się wśród zdjęć pani Lawson. Czy domyślasz się, jak to się mogło stać?

– Może to jej zdjęcie?

– Nie – powiedział Duncan.

Josh obdarzył go kolejnym wzruszeniem ramion. Sądząc -o tym, jak często to robił, musiał mieć bardzo wyrobione mięśnie barków.

– Opowiedz mi, jak to robicie – rzekł Duncan. – Jak wywołujecie zdjęcia.

– Już powiedziałem. Wkładam film do maszyny. Ona robi resztę. Ja tylko ustalam format i ilość odbitek.

– Które wychodzą jako stos?

– Tak.

Stanąwszy na pewniejszym gruncie, Josh się odprężył.

– A potem wkładasz je do koperty?

– Właśnie. Tej samej, którą wypełnił klient. Potem układam koperty w porządku alfabetycznym. To wszystko.

Scott Duncan spojrzał na Grace. Nie odezwała się. Wyjął odznakę.

– Czy wiesz co to za odznaka, Josh?

– Nie.

– Pracuję w biurze prokuratora okręgowego. A to oznacza, że mogę bardzo utrudnić ci życie, jeśli mnie zirytujesz. Rozumiesz?

Josh wyglądał teraz na lekko przestraszonego. Zdołał kiwnąć głową.

– Tak więc zamierzam zapytać cię jeszcze raz: czy wiesz coś o tej fotografii?.

– Nie. Przysięgam. – Rozejrzał się. – Muszę wracać do pracy.

W stał. Grace zastąpiła mu drogę.

– Dlaczego tamtego dnia wcześniej wyszedłeś z pracy?

– Hę?

– Wróciłam tam mniej więcej godzinę po tym, jak odebrałam film. Nie było cię. I następnego ranka też. Co się stało?

– Zachorowałem – rzekł.

– Ach tak?

– Tak.

– Teraz czujesz się lepiej?

– Chyba tak.

Zaczął przeciskać się obok niej.

– Ponieważ – dorzuciła Grace – twój kierownik powiedział, że wezwały cię pilne sprawy rodzinne. Czy nie tak mu powiedziałeś?

– Muszę wracać do pracy – powtórzył.

Tym razem zdołał ją ominąć i prawie pobiegł do drzwi.

Beatrice Smith nie było w domu.

Eric Wu bez trudu włamał się do środka. Sprawdził dom.

Nikogo. Nie zdejmują- rękawiczek, włączył komputer. Jako PIM-a (wymyślna nazwa terminarza i książki telefonicznej) używała programu Time amp; Chaos. Otworzył go i sprawdził kalendarz spotkań.

Beatrice Smith była w odwiedzinach u syna, lekarza, w San Diego. Miała wrócić do domu za dwa dni, które uratują jej życie. Wu zastanowił się nad tym, nad kaprysami losu. Nie zdołał oprzeć się pokusie. Sprawdził terminarz Beatrice Smith na dwa miesiące naprzód i wstecz. Nie znalazł żadnych kilkudniowych wyjazdów. Gdyby zjawił się tu w jakimś- innym terminie, Beatrice Smith zginęłaby. Wu lubił rozmyślać o takich sprawach, o tym, jak często drobiazgi, zbiegi okoliczności, których sobie nie uświadamiamy i nie jesteśmy w stanie kontrolować, wpływają na nasze życie. Nazwijcie to losem, szczęściem, przypadkiem, Opatrznością. Wu uważał, że to fascynujące.

Beatrice Smith miała garaż na dwa samochody. Jej brązowy land-rover stał po prawej. Lewa strona była wolna. Na podłodze pozostała stara plama po oleju. Wu domyślił się, że właśnie tutaj Maury parkował swój wóz. Teraz to miejsce było zawsze puste i Wu mimo woli pomyślał o matce Freddy'ego Sykesa oraz nieużywanej połowie jej łóżka. Zaparkował samochód. Otworzył bagażnik. Jack Lawson wyglądał kiepsko. Wu rozwiązał mu nogi, żeby mógł iść. Ręce pozostawił związane w przegubach. Poprowadził go do środka. Po drodze Jack Lawson dwukrotnie upadł. Krążenie w nogach jeszcze. nie wróciło do normy. Wu przytrzymał go za kołnierz koszuli.

– Wyjmę ci knebel – powiedział.

Jack Lawson kiwnął głową. Wu widział to w jego oczach.

Lawson się załamał. Wu nie poturbował go mocno, przynajmniej na razie, lecz kiedy siedzisz długo w ciemności, sam -a sam z własnymi myślami, twój umysł zamyka się i zaczyna Je przetrawiać. A to zawsze jest niebezpieczne. Wu wiedział, że kluczem do spokoju ducha jest nieustanny ruch, działanie.

Kiedy podążasz naprzód, nie masz czasu rozmyślać o winie lub niewinności. Nie myślisz o przeszłości czy marzeniach, radościach czy rozczarowaniach. Chcesz tylko przetrwać. Ranić lub być ranionym. Zabijać lub zostać zabitym.

Wu wyjął knebel. Lawson nie prosił i nie zadawał pytań. Tę fazę mieli już za sobą. Wu przywiązał mu nogi do krzesła.

Przeszukał spiżarnię i lodówkę. Obaj zjedli w milczeniu. Kiedy skończyli, Wu pozmywał naczynia i posprzątał. Jack Lawson pozostał przywiązany do krzesła.

Zadzwonił telefon komórkowy Wu.

– Tak.

– Mamy problem.

Wu czekał.

– Kiedy go zgarnąłeś, miał przy sobie to zdjęcie, tak?

– Tak.

– I powiedział, że to jedyna odbitka?

– Tak.

– Mylił się.

Wu milczał.

– Jego żona ma kopię, tego zdjęcia. Pokazuje je wszędzie.

– Rozumiem.

– Zajmiesz się tym?

– Nie. Nie mogę tam wrócić.

– Dlaczego?

Wu nie odpowiedział. i – Zapomnij, że pytałem. Użyjemy Martina. On ma informacje o jej dzieciach.

Wu nic nie powiedział. Nie podobał mu się ten pomysł, ale zatrzymał tę opinię dla siebie.

46
{"b":"97433","o":1}