Poskładanie kawałków łamigłówki nie zajęło Grace wiele czasu. Właściwie użyty, Internet może być cudownym narzędziem. Grace wprowadziła do wyszukiwarki Google'a słowa „Sandra Koval” z opcją przeszukiwania sieci, grup dyskusyjnych i obrazów. Sprawdziła stronę internetową Burtona i Crimstein. Znalazła na niej dane wszystkich prawników. Sandra Koval ukończyła Northwestern. Dyplom prawnika uzyskała na UCLA. Sądząc po roku ukończenia studiów, Sandra Koval powinna mieć około czterdziestu dwóch lat. Według danych w witrynie była żoną niejakiego Harolda Kovala. Mieli troje dzieci.
Mieszkali w Los Angeles.
To była kluczowa informacja.
Grace przeprowadziła dokładniejsze śledztwo, w mniej nowoczesny sposób, bo za pomocą telefonu. Fragmenty układanki zaczęły układać się w całość. Problem polegał na tym, że nie tworzyły sensownego obrazu.
Dojechała na Manhattan w niecałą godzinę. Recepcja firmy Burton i Crimstein znajdowała się na piątym piętrze. Recepcjonistka i strażniczka w jednej osobie obdarzyła ją skąpym uśmiechem.
– Tak?
– Grace Lawson do Sandry Koval.
Recepcjonistka połączyła się i rzuciła kilka słów do słuchawki, głosem cichszym od szeptu. Po chwili oznajmiła:
– Pani Koval zaraz tu przyjdzie.
Co za niespodzianka. Grace sądziła, że będzie musiała uciec i się do gróźb albo długo czekać na rozmowę. Wiedziała, jak wygląda ta kobieta, ponieważ na stronie internetowej firmy Burton i Crimstein zamieszczono jej zdjęcie, tak więc była gotowa zatrzymać jaw drzwiach, gdyby Koval chciała wyjść.
Grace postanowiła zaryzykować i przyjechała bez uprzedzenia. Doszła do wniosku, że przyda jej się element zaskoczenia, a ponadto bardzo chciała spotkać się twarzą w twarz z Sandrą! Koval. Nazwijcie to potrzebą. Albo ciekawością. Grace po prostu musiała zobaczyć tę kobietę.
Było jeszcze wcześnie. Emma po szkole miała bawić siej u koleżanki. Max miał tego dnia zajęcia pozalekcyjne. Grace powinna odebrać dzieci dopiero za kilka godzin.
Recepcja firmy Burton i Crimstein częściowo była kancelarią ze starego świata – ciężki mahoń, gruby dywan, obite pluszem fotele, wystrój zapowiadający słony rachunek – a częściowo! galerią znakomitości. Ściany były ozdobione zdjęciami, przeważnie Hester Crimstein, dobrze znanej z telewizji. Crimstein prowadziła na kanale Court TV program pod chwytliwymi tytułem Crimstein on Crime. Fotografie ukazywały panią Crimstein ze śmietanką aktorów, polityków i klientów, razem i z osobna.
Grace przyglądała się zdjęciu Hester Crimstein stojącej obok atrakcyjnej oliwkowoskórej kobiety, gdy głos za jej plecami powiedział:
– To Esperanza Diaz. Zawodowa zapaśniczka, niesłusznie oskarżona o morderstwo. Grace odwróciła się.
– Mała Pocahontas – powiedziała.
– Słucham?
Grace wskazała na fotografię.
– To jej pseudonim. Nazywano ją Małą Pocahontas.
– Skąd pani o tym wie?
Grace wzruszyła ramionami.
– Zapamiętuję rozmaite bezużyteczne fakty.
Grace przez chwilę uważnie przyglądała się Sandrze Koval. Ta chrząknęła znacząco i spojrzała na zegarek.
.- Nie mam zbyt wiele czasu. Proszę za mną.
W milczeniu przeszły korytarzem do sali konferencyjnej o neutralnym klasycznym wystroju. Długi stół, około dwudziestu krzeseł, na środku jeden z tych szarych interkomów, podejrzanie przypominający rozdeptaną ośmiornicę. Na stoliku w kącie stała bateria napojów bezalkoholowych i butelek z wodą mineralną.
Sandra Koval trzymała fason. Splotła ręce na piersi gestem mówiącym „no?”.
– Sprawdziłam panią – powiedziała Grace.
– Zechce pani usiąść?
– Nie.
– Ma pani coś przeciwko temu, że ja to zrobię?
– Jeśli pani chce.
– Może coś do picia?
– Nie.
Sandra Koval nalała sobie dietetycznej coli. Była raczej przystojna niż urodziwa czy piękna. Zaczęła już siwieć, z czym było jej do twarzy. Miała dobrą figurę i pełne wargi. Przybrała jedną z tych wyniosłych póz, mających zasygnalizować przeciwnikom spokój ducha i wolę walki.
– Dlaczego nie rozmawiamy w pani gabinecie? – zapytała Grace.
– Nie podoba się pani ten pokój?
– Jest nieco za duży.
Sandra Koval wzruszyła ramionami.
– Nie ma pani tu gabinetu, prawda?
– Co też pani mówi.
– Kiedy dzwoniłam, recepcjonistka mówiła o „linii Sandry Koval”.
– Uhm.
– Linii, a nie o gabinecie.
– Czy to ma jakieś znaczenie?
– Samo w sobie nie – odparła Grace. – Jednak sprawdziłam dane firmy w sieci. Pani mieszka w Los Angeles. W pobliżu biura firmy Burton i Crimstein na zachodnim wybrzeżu.
– Zgadza, się.
– Zatem tam pani pracuje. Tutaj jest pani gościem. Dlaczego?
– Sprawy zawodowe. Niewinny człowiek został niesłusznie oskarżony.
– Jak wszyscy oskarżeni, prawda?
– Nie – powiedziała powoli Sandra Koval. – Nie wszyscy.
Grace przysunęła się do niej.
– Pani nie jest adwokatem Jacka – powiedziała. – Jest pani jego siostrą.
Sandra Koval spoglądała w głąb szklanki.
– Zadzwoniłam na uczelnię. Potwierdzili moje podejrzenia. Koval to nazwisko po mężu. Absolwentka nazywała się Sandra Lawson. Sprawdziłam to jeszcze w LawMar Securities. To firma pani dziadka. Sandra Koval jest w niej członkiem zarządu.
Prawniczka uśmiechnęła się bez cienia rozbawienia.
– Ojej, bawi się pani w Sherlocka Holmesa?
– Zatem gdzie jest Jack? – spytała Grace.
– Jak długo jesteście małżeństwem?
– Dziesięć lat.
– I przez cały ten czas, ile razy Jack o mnie wspominał?
– Praktycznie nigdy. Sandra Koval rozłożyła ręce.
– No właśnie. Skąd więc miałabym wiedzieć, gdzie on jest?
– Ponieważ do pani dzwonił.
– To pani tak twierdzi.
– Sprawdziłam, naciskając przycisk powtórnego wybierania.
– Owszem, mówiła mi to pani przez telefon.
– Twierdzi pani, że do pani nie dzwonił?
– Kiedy odbyła się ta rzekoma rozmowa?
– Rzekoma?
Sandra Koval wzruszyła ramionami.
– Prawnik zawsze pozostaje prawnikiem.
– Wczoraj w nocy. Około dziesiątej.
– No, to wszystko wyjaśnia. Nie było mnie tu.
– Gdzie pani była?
– W hotelu.
– Jednak Jack dzwonił do pani.
– Jeśli tak, to nikt nie odebrał telefonu. Nie o tej godzinie. Zgłosiła się automatyczna sekretarka.
– Czy sprawdziła pani dziś wiadomości?
– Oczywiście. Nie było żadnej od Jacka. Grace próbowała to przetrawić.
– Kiedy ostatni raz rozmawiała pani z Jackiem?
– Dawno temu.
– Jak dawno?
Kobieta spojrzała gdzieś w bok.
– Nie rozmawialiśmy, od kiedy wyjechał za morze.
– To było piętnaście lat temu. Sandra Koval upiła łyk coli.
– Jak to możliwe, że nadal znał numer pani telefonu? – zapytała Grace. Kobieta nie odpowiedziała.
– Sandro?
– Mieszkacie przy dwieście dwadzieścia jeden North End Ave w Kasselton. Macie dwie linie telefoniczne, jedną do rozmów, drugą do faksu.
Sandra z pamięci podała oba numery. Spoglądały na siebie.
– Jednak nigdy pani do nas nie dzwoniła?
– Nigdy – odparła cicho Sandra. Pisnął interkom.
– Sandro?
– Tak.
– Hester chce cię zobaczyć w swoim gabinecie.
– Już idę. Muszę już iść.
– Po co Jack mógł do ciebie dzwonić?
– Nie wiem.
– Ma kłopoty.
– To ty tak twierdzisz.
– Zniknął.
– Nie po raz pierwszy, Grace. Pokój wydawał się teraz mniejszy.
– Co zaszło między tobą a Jackiem?
– Nie ja powinnam ci to wyjaśniać.
– Akurat.
Sandra wierciła się na krześle.
– Mówisz, że Jack znikł?
– Tak.
– I nie dzwonił do ciebie?
– Prawdę mówiąc, dzwonił. Ta odpowiedź zaskoczyła Sandrę.
– A kiedy zadzwonił, co powiedział?
– Że potrzebuje przestrzeni. Jednak nie to miał na myśli. To było ostrzeżenie.
Sandra skrzywiła się. Grace stała nieruchomo. Potem wyjęła zdjęcie i położyła je na stole. Jakby z pokoju nagle uszło powietrze. Sandra Koval spojrzała na zdjęcie i Grace zauważyła, że drgnęła.
– Co to jest, do diabła?
– Zabawne – zauważyła Grace.
– Co?
– Dokładnie takich słów użył Jack, kiedy je zobaczył. Sandra nadal spoglądała na zdjęcie.
– To on, prawda? Ten w środku i z brodą?
– Nie wiem.
– Ależ wiesz. Kim jest ta blondynka obok niego? Grace rzuciła na stół powiększenie twarzy dziewczyny. Sandra Koval podniosła głowę.
– Skąd to masz?
– Z Photomatu. Grace wyjaśniła wszystko. Sandra Koval spochmurniała Nie kupowała tej historii.
– To Jack, tak czy nie?
– Naprawdę: nie potrafię powiedzieć. Nigdy nie widziałam go L brodą.
– Dlaczego miałby dzwonić do ciebie zaraz po tym, jak zobaczył to zdjęcie?.- Nie wiem. Grace.
– Kłamiesz.
Sandra Koval podniosła się z krzesła.
– Mam spotkanie.
– Co się stało z Jackiem?
– Dlaczego jesteś taka pewna, że po prostu nie uciekł?
– Jesteśmy małżeństwem. Mamy dwoje dzieci. Masz bratanicę i bratanka, Sandro.
– Kiedyś miałam brata – odparowała. – Może żadna z nas nie zna go zbyt dobrze.
– Kochasz go?
Sandra stała przez chwilę z opuszczonymi rękami.
– Zostaw to, Grace.
– Nie mogę.
Pokręciwszy głową, Sandra ruszyła do drzwi.
– Znajdę go – powiedziała Grace.
– Nie licz na to – rzuciła Koval. I wyszła.