– On nazywa się Eric Wu.
Perlmutter znów był w szpitalu. Usiłował uzyskać nakaz zmuszający Indirę Khariwallę do wyjawienia tożsamości klienta, ale prokurator okręgowy napotkał w tej sprawie niespodziewanie silny opór. Tymczasem chłopcy z laboratorium robili swoje. Odciski palców wysłano do NCIC i teraz, jeśli wierzyć Daleyowi, znali już tożsamość intruza.
– Był notowany? – zapytał Perlmutter.
– Trzy miesiące temu wypuścili go z Walden.
– Za co siedział?
– Za napad z bronią w ręku – rzekł Daley. – Wu poszedł na ugodę w sprawie Scope'a. Zadzwoniłem i wypytałem o niego. To bardzo niebezpieczny gość.
– Jak niebezpieczny?
– Jak grzechotnik. Jeśli dziesięć procent pogłosek o nim to prawda, od dziś zaczynam spać z maczugą Barneya Flinstona pod poduszką.
– Słucham.
– Dorastał w Korei Północnej. Osierocony jako dziecko.
Przez pewien czas pracował w państwowych więzieniach dla dysydentów. Ma talent do uciskania węzłów nerwowych ludzkiego ciała czy czegoś takiego, nie wiem. Tak właśnie załatwił tego Sykesa, za pomocą jakiegoś paskudnego kung-fu, prawie łamiąc mu kręgosłup. Słyszałem, że porwał żonę jakiegoś faceta i pracował nad nią przez dwie godziny. Potem zadzwonił do męża i kazał mu słuchać. Żona zaczęła wrzeszczeć. Potem powiedziała mu, temu mężowi, że go nienawidzi. Zaczęła go przeklinać. To było ostatnie, co usłyszał.
– Wu zabił tę kobietę?
Daley jeszcze nigdy nie miał tak ponurej miny.
– W tym rzecz. W cale nie.
Temperatura w pokoju jakby spadła o dziesięć stopni.
– Nie rozumiem.
– Wu ją wypuścił. Od tej pory nie odezwała się słowem.
Tylko siedzi i się kołysze. Kiedy mąż próbuje do niej podejść, zaczyna wrzeszczeć.
– Jezu. – Perlmuttera przeszedł dreszcz. – Masz zapasową maczugę?
– Taak, mam dwie, ale potrzebne mi obie.
– I czego ten gość chciał od Freddy'ego Sykesa?
– Nie wiadomo.
Na korytarzu pojawiła się Charlaine Swain. Nie opuściła szpitala od czasu strzelaniny. W końcu namówili ją, żeby porozmawiała z Freddym Sykesem. To była dziwna scena.
Sykes cały czas płakał. Charlaine usiłowała wydobyć z niego jakieś informacje. Udało jej się to tylko częściowo. Freddy najwidoczniej nic nie wiedział. Nie miał pojęcia, kim był napastnik ani dlaczego ktoś chciałby go skrzywdzić. Był skromnym księgowym i mieszkał sam. Wątpliwe, żeby komuś się naraził.
– To wszystko się ze sobą wiąże – orzekł Perlmutter.
– Ma pan jakąś teorię?
– Mam jej zarys. Bardzo ogólny.
– Chętnie wysłucham.
– Zacznijmy od kart przejazdowych EZ.
– W porządku.
– Wiemy, że Jack Lawson i Rocky Conwell minęli ten punkt kontrolny prawie jednocześnie – mówił Perlmutter.
– Racja.
– Sądzę, że teraz wiemy dlaczego. Conwell pracował jako prywatny detektyw.
– Dla pańskiej przyjaciółki, Indiry jakiejśtam.
– Indiry Khariwalli. I trudno ją nazwać moją przyjaciółką.
Jednak to nieistotne. Natomiast wydaje się rozsądnym wyjaśnieniem, jedynym mającym sens, że Conwell został wynajęty do śledzenia Lawsona.
– Ipso facto, zbieżność przejazdu przez punkt kontrolny została wyjaśniona.
Perlmutter skinął głową, usiłując poskładać to w całość.
– I co się stało później? Conwell zostaje zabity. Patolog twierdzi, że umarł prawdopodobnie tej samej nocy przed północą. Wiem, że przejechał przez punkt kontrolny o dwudziestej drugiej dwadzieścia sześć. Tak więc niedługo potem Rocky Conwell padł ofiarą zabójstwa. – Perlmutter potarł twarz. – Logicznym podejrzanym mógłby być Jack Lawson.
Zauważa, że jest śledzony. Zaskakuje Conwella. Zabija go.
– To ma sens – przyznał Daley.
– Niestety, nie. Tylko pomyśl. Rocky Conwell ma ponad metr osiemdziesiąt, sto trzydzieści kilo wagi i jest w znakomitej formie. Myślisz, że taki facet jak Lawson mógłby zabić go w taki sposób? Gołymi rękami?
– Słodki Jezu. – Teraz Daley zrozumiał. – Eric Wu?
Perlmutter pokiwał głową.
– Wszystko pasuje. Conwell nadział się na Wu. Ten zabił go, wepchnął jego zwłoki do bagażnika i zostawił na parkingu.
Charlaine Swain powiedziała, że Wu jechał fordem windstarem.
Jack Lawson miał samochód takiej marki i w tym samym kolorze.
– A co łączy Lawsona z Wu?
– Nie wiem.
– Może Wu dla niego pracuje?
– Możliwe. Po prostu nie wiemy. Natomiast wiemy, że Lawson żyje, a przynajmniej żył jeszcze po tym, jak zginął Conwell.
– Racja, przecież dzwonił do żony. Kiedy była na posterunku. Co się stało potem?
– Niech mnie diabli, jeśli wiem.
Perlmutter obserwował Charlaine Swain. Stała na korytarzu, spoglądając przez szybę w drzwiach na pokój męża. Zastanawiał się, czy do niej nie podejść, ale co miał jej powiedzieć?
Daley trącił go łokciem i obaj odwrócili się do wchodzącej na posterunek Veronique Baltrus. Pracowała w policji od trzech lat. Miała trzydzieści osiem lat, czarne kręcone włosy i piękną opaleniznę. Teraz nosiła regulaminowy mundur, który podkreślał jej figurę na tyle, na ile pozwalał na to pas z kaburą, ale poza godzinami pracy wolała elastyczne sportowe stroje z lycry lub innego materiału uwydatniającego płaski brzuch. Była czarnooką ślicznotką i wszyscy faceci na posterunku, z Perlmutterem włącznie, byli nią zauroczeni.
Veronique Baltrus była nie tylko piękna, ale doskonale znała się na komputerach, co tworzyło interesujące i zapierające dech w piersiach połączenie. Sześć lat temu pracowała w nowojorskiej firmie sprzedającej stroje kąpielowe i stała się obiektem prześladowania. Wydzwaniał do niej jakiś maniak.
Przysyłał maile. Nękał w pracy. Jego główną bronią był komputer, zapewniający anonimowość. Policja nie miała odpowiednich środków, żeby go wytropić. Uważali poza tym, że prześladowca, kimkolwiek jest, nie posunie się dalej.
Mylili się.
Pewnego chłodnego, jesiennego wieczoru Veronique Baltrus została brutalnie zgwałcona. Napastnik zdołał uciec. Jednak Veronique wyzdrowiała. Już dobrze znająca się na komputerach, poduczyła się trochę i została ekspertem. Wykorzystała nowo nabytą wiedzę, żeby wytropić napastnika – który wciąż przysyłał jej maile, wspominając napaść – i postawić go przed sądem. Potem zrezygnowała z dotychczasowej pracy i wstąpiła do policji.
Teraz, chociaż Baltrus nosiła mundur i pracowała na pełnym etacie, była nieoficjalnym ekspertem komputerowym w okręgu. Nikt oprócz Perlmuttera nie znał jej historii. Taki warunek postawiła, ubiegając się o tę pracę.
– Masz coś? – zapytał.
Veronique Baltrus uśmiechnęła się. Miała miły uśmiech.
Perlmutter był nią urzeczony inaczej niż inni. Było to coś więcej niż pociąg płciowy. Od śmierci Marion Veronique Baltrus była pierwszą kobietą, do której coś czuł. Nie próbował tego rozwijać. To byłoby nieprofesjonalne. Nieetyczne.
I, prawdę mówiąc, Veronique była dla niego po prostu nieosiągalna.
W skazała na korytarz, gdzie stała Charlaine Swain.
– Chyba powinniśmy jej podziękować.
– Jak to?
– Al Singer.
Sykes powiedział Charlaine, że takie nazwisko podał Eric Wu, udając posłańca z przesyłką. Kiedy Charlaine zapytała, kim jest Al Singer, Sykes trochę się zmieszał i oświadczył, że nie zna nikogo takiego. Powiedział, że otworzył drzwi, wiedziony ciekawością.
– Myślałem, że Al Singer to fikcyjne nazwisko – powiedział Perlmutter.
– Tak i nie. Bardzo dokładnie przejrzałam twardy dysk w komputerze pana Sykesa. Wpisał się na stronę witryny towarzyskiej i dosyć regularnie korespondował z niejakim Alem Singerem.
Perlmutter skrzywił się.
– Witryna gejów?
– Właściwie biseksualistów. Czy to jakiś problem?
– Nie. A więc Al Singer był jego internetowym kochankiem?
– Al Singer nie istnieje. To pseudonim.
– Czy to nie powszechnie przyjęta praktyka, szczególnie na witrynach homoseksualistów? Używanie pseudonimów?
– Owszem – przyznała Veronique. – Chcę jednak coś zauważyć. Ten wasz pan Wu udawał, że ma jakąś przesyłkę.
Wymienił nazwisko Singer. Skąd Wu mógł wiedzieć o Alu Singerze, jeśli nie…
– Chcesz powiedzieć, że Eric Wu to Al Singer?
Baltrus skinęła głową i oparła dłonie na biodrach.
– Tak, sądzę, że tak. Oto, co sądzę: Wu używa sieci. Posługuje się nazwiskiem Al Singer. W ten sposób nawiązuje kontakty z różnymi ludźmi, potencjalnymi ofiarami. I tak też poznaje Freddy'ego Sykesa. Wdziera się do jego domu i na niego napada. Moim zdaniem zamierzał zabić Sykesa.
– Myślisz, że już to robił?
– Tak.
– Zatem uważasz, że to jakiś seryjny morderca seksualny?
– Tego nie wiem. Jednak to by pasowało do tego, co znalazłam w komputerze.
Perlmutter zastanowił się.
– Czy ten Al Singer miał w sieci innych partnerów?
– Jeszcze trzech.
– Czy któryś z nich został napadnięty?
– Nie, na razie nie. Wszyscy są cali i zdrowi.
– No to dlaczego sądzisz, że to seryjny zabójca?
– Za wcześnie twierdzić, że nim jest lub nie. Jednak Charlaine Swain oddała nam ogromną przysługę. Wu używał komputera Sykesa. Zapewne zamierzał go później zniszczyć, ale Charlaine zmusiła go do ucieczki, zanim zdążył to zrobić.
Teraz składam wszystko do kupy, ale jestem pewna, że posługiwał się jeszcze innym pseudonimem sieciowym. Na razie nie wiem jakim, ale korzystał z yenta-match.com. To witryna kojarząca Żydów.
– Skąd wiemy, że to nie był Freddy Sykes?
– Ponieważ ten, kto wchodził na tę stronę, robił to w ciągu ostatnich dwudziestu czterech godzin.
– Zatem to musiał być Wu.
– Tak.
– Nadal nie rozumiem. Po co korzystał z innej witryny towarzyskiej?
– Żeby znaleźć więcej ofiar – wyjaśniła. – Oto, jak moim zdaniem było: ten Eric Wu używał mnóstwa różnych nazwisk, osobowości i różnych witryn towarzyskich. Kiedy raz wykorzystał któryś z pseudonimów, na przykład Ala Singera, już nigdy więcej do niego nie wracał. Podał się za Ala Singera, żeby dopaść Freddy'ego Sykesa. Z pewnością zdaje sobie sprawę z tego, że dochodzenie to wykaże.