Литмир - Электронная Библиотека
A
A

– Nie.

– Tak myślałem. Sygnał pewnie idzie do magnetowidu.

– Zwykłego magnetowidu?

– Najzupełniej.

– Który musi znajdować się w promieniu trzydziestu metrów od domu?

– Uhm.

Rozejrzała się, jakby spodziewała się, że zobaczy coś takiego w ogrodzie.

– Jak często muszą zmieniać taśmę?

– Nie rzadziej niż co dwadzieścia cztery godziny.

– Domyślacie się, gdzie on jest?

– Jeszcze nie. Czasem taki magnetowid jest schowany w piwnicy lub w garażu. Zapewne mają dostęp do domu, dzięki czemu mogą zabierać nagrane taśmy i zakładać nowe.

– Chwileczkę. Jak to „mają dostęp do domu”?

W zruszył ramionami.

– Jakoś zainstalowali tu kamerę i mikrofon, prawda?

Znów poczuła wzbierającą wściekłość. Przed oczami zawirowały czerwone płatki. Popatrzyła na sąsiednie domy. Dostęp.

Kto miał dostęp do domu?, zadała sobie pytanie. I cichy głosik odpowiedział…

Cora.

Och nie, niemożliwe. Grace odepchnęła tę myśl.

– A więc musimy znaleźć ten magnetowid.

– Tak.

– A potem cierpliwie czekać – dokończyła. – Zobaczyć, kto przyjdzie po taśmę.

– To jedna z możliwości – zaznaczył Cram.

– Ma pan lepszy pomysł?

– Raczej nie.

– A potem co, będziemy śledzili faceta i zobaczymy, dokąd nas doprowadzi?

– Można tak to załatwić.

– Ale…?

– To ryzykowne. Moglibyśmy go zgubić.

– Co więc by pan zrobił?

– Gdyby to zależało ode mnie, zgarnąłbym gościa. I zadał mu kilka pytań.

– A jeśli odmówi odpowiedzi?

Cram nadal uśmiechał się uśmiechem morskiego drapieżnika.

Twarz tego człowieka zawsze wyglądała okropnie, ale Grace zaczynała się już do tego przyzwyczajać. Zrozumiała, że nie chciał jej przestraszyć. To coś, co zrobiono z jego twarzą, nadało jej na zawsze taki wyraz. I był to wyraz bardzo wymowny. Sprawił, że jej pytanie było czysto retoryczne.

Grace zamierzała zaprotestować, powiedzieć mu, że zamierza załatwić tę sprawę w cywilizowany sposób, zgodnie z prawem.

Zamiast tego powiedziała:

– Grozili mojej córce.

– Owszem.

Popatrzyła na niego.

– Nie mogę zrobić tego, czego żądają. Nawet gdybym chciała. Nie mogę po prostu zrezygnować i poddać się.

Milczał.

– Nie mam wyboru, prawda? Muszę z nimi walczyć.

– Nie widzę innego wyjścia.

– Wiedział pan to od początku.

Cram przechylił głowę.

– Pani też.

Zadzwoniła jego komórka. Cram otworzył ją, ale nie powiedział nic, nawet „halo”. Po kilku sekundach zamknął klapkę i oznajmił:

– Ktoś nadjeżdża.

Spojrzała na podjazd. Zatrzymał się na nim ford taurus.

Wysiadł z niego Scott Duncan i ruszył w kierunku domu.

– Zna go pani? – zapytał Cram.

– To – powiedziała – jest Scott Duncan.

– Facet, który skłamał, że jest z biura prokuratora?

Grace skinęła głową.

– Może – rzekł Cram – zostanę w pobliżu.

Zostali w ogrodzie. Scott Duncan stał obok Grace. Cram usunął się na bok. Duncan raz po raz zerkał w jego stronę.

– Kto to?

– Nie chcesz tego wiedzieć.

Spojrzała znacząco na Crama. Zrozumiał i wszedł do domu.

Grace i Scott Duncan zostali sami.

– Czego chcesz? – zapytała.

Duncan wyczuł jej nastawienie.

– Coś się stało, Grace?

– Po prostu dziwię się, że już skończyłeś pracę. Sądziłam, że prokuratura okręgowa ma więcej roboty.

Nie odpowiedział.

– Kot zeżarł ci język, panie Duncan?

– Dzwoniłaś do mojego biura.

Wskazującym palcem dotknęła czubka nosa na znak, że trafił w dziesiątkę. Po czym dorzuciła:

– Och, zaczekaj, drobna poprawka. Zadzwoniłam do biura prokuratora okręgowego. Najwidoczniej tam nie pracujesz.

– To nie jest tak, jak myślisz.

– Interesujące.

– Powinienem powiedzieć ci od razu.

– Niewątpliwie.

– Posłuchaj, wszystko, co powiedziałem, to prawda.

– Oprócz tego fragmentu, że pracujesz w biurze prokuratora okręgowego. Bo to nie było prawdą, no nie? A może pani Goldberg kłamie?

– Chcesz, żebym wyjaśnił czy nie?

W jego głosie zabrzmiała stalowa nutka. Grace skinieniem ręki dała mu znak, żeby mówił dalej.

– Powiedziałem ci prawdę. Pracowałem tam. Trzy miesiące temu ten płatny zabójca, MonteScanlon, zażądał widzenia, ze mną. Nikt nie mógł zrozumieć dlaczego. Byłem urzędnikiem niskiego szczebla, zajmującym się przypadkami korupcji politycznej. Dlaczego morderca do wynajęcia chciał rozmawiać tylko ze mną? Wtedy mi powiedział.

– Że zabił twoją siostrę.

– Tak.

Czekała. Weszli na ganek i usiedli na stojących tam fotelach. Cram stał w oknie i ich obserwował. Przeniósł wzrok na Scotta Duncana, przez kilka sekund mierzył go ciężkim spojrzeniem, potem rozejrzał się po ogrodzie i znów popatrzył na Duncana.

– Wygląda znajomo – rzekł Duncan, wskazując na Crama. – A może kojarzy mi się z piratami z Morza Karaibskiego w Disneylandzie? Czy nie powinien nosić opaski na oku?

Grace niecierpliwie wierciła się w fotelu.

– Zdaje się, że wyjaśniałeś, dlaczego mnie okłamałeś?

Duncan przesunął dłonią po blond czuprynie.

– Kiedy Scanlon powiedział, że ten pożar nie był przypadkowy… Nie masz pojęcia, co się ze mną działo. Chcę powiedzieć, że w tamtym momencie wszystko się zmieniło. W jednej chwili… – Ze zręcznością magika pstryknął palcami. – To nie tak, że dopiero od tej chwili wszystko zaczęło wyglądać inaczej. Raczej zmienił się cały ten piętnastoletni okres od jej śmierci. Jakby ktoś cofnął się w czasie i zmienił jedno wydarzenie, w ten sposób wpływając na wszystkie inne. Już nie byłem tym samym człowiekiem. Nie byłem facetem, którego siostra zginęła w pożarze. Byłem gościem, którego siostra została zamordowana i nigdy nie pomszczona.

– Przecież już macie mordercę – przypomniała Grace. Przyznał się.

Duncan uśmiechnął się, ale bez cienia wesołości.

– Scanlon ujął to najlepiej. On był tylko bronią. Jak pistolet.

Chcę dopaść tego, kto pociągnął za spust To stało się moją obsesją. Próbowałem robić to po godzinach, no wiesz, pracować i jednocześnie szukać mordercy. Jednak zacząłem zaniedbywać inne sprawy. Dlatego moja szefowa zmusiła mnie, żebym złożył wymówienie.

Spojrzał na Grace.

– Dlaczego mi tego nie powiedziałeś?

– Nie sądziłem, żeby to był dobry początek, no wiesz, mówić ci, że zostałem zmuszony do rezygnacji. Nadal mam kontakty w biurze prokuratora i przyjaciół w organach ścigania.

Żeby jednak wszystko było jasne, zajmuję się tym całkowicie nieoficjalnie.

Popatrzyli sobie w oczy.

– W ciąż coś przede mną ukrywasz – powiedziała Grace.

Zawahał się.

– Co to takiego?

– Jedno musimy sobie wyjaśnić. – Duncan wstał, znowu przesunął dłonią po włosach i odwrócił głowę. – W tym momencie oboje usiłujemy znaleźć twojego męża. Zawarliśmy chwilowe przymierze. Jednak w rzeczywistości mamy różne cele.

Nie będę cię okłamywał. Co będzie, kiedy znajdziemy Jacka? No wiesz, czy nadal oboje będziemy chcieli poznać prawdę.

– Ja chcę tylko odzyskać męża.

Skinął głową.

– To miałem na myśli, mówiąc o różnych celach. I o naszym tymczasowym przymierzu. Ty chcesz odzyskać męża. Ja chcę dostać mordercę mojej siostry.

Dopiero teraz spojrzał jej w oczy. Zrozumiała.

– I co teraz? – zapytała.

Wyjął tajemniczą fotografię i pokazał ją Grace. Uśmiechnął się.

– No co?

– Znam nazwisko tej rudej na zdjęciu – powiedział Scott Duncan.

Czekała.

– Nazywa się Sheila Lambert. Studiowała na uniwersytecie Vermont w tym samym czasie co twój mąż… – Wskazał Jacka, a potem przesunął palec w prawo. – I Shane Alworth.

– Gdzie ona jest?

– W tym rzecz, Grace. Nikt nie wie.

Zamknęła oczy. Przeszedł ją dreszcz.

– Posłałem tę fotografię na uczelnię. Emerytowany dziekan ją rozpoznał. Rozpocząłem poszukiwania, ale nie znalazłem jej. W ciągu ostatnich dziesięciu lat Sheila Lambert nie dała żadnego znaku życia, żadnych zeznań podatkowych, numeru ubezpieczenia, niczego.

– Tak samo jak Shane Alworth.

– Dokładnie tak jak Shane.

Grace spróbowała to poskładać.

– Pięć osób z tej fotografii. Jedna, twoja siostra, została zamordowana. Dwie inne, Shane Alworth i Sheila Lambert, od lat nie dały znaku życia. Czwarta, mój mąż, uciekł za morze, a teraz zaginął. A ostatnia, no cóż, wciąż nie wiemy, kto to jest.

Duncan skinął głową.

– I co nam to daje?

– Mówiłem ci, że rozmawiałem z matką Shane'a Alwortha.

– Z tą mającą kiepskie pojęcie o geografii?

– Kiedy odwiedziłem ją pierwszy raz, nic nie wiedziałem o tym zdjęciu, o twoim mężu i innych sprawach. Teraz zamierzam pokazać jej tę fotografię. Chcę zobaczyć, jak zareaguje.

I chcę, żebyś przy tym była.

– Dlaczego?

– Mam przeczucie, nic więcej. Evelyn Alworth jest starą kobietą. Jest pobudliwa i myślę, że przestraszona. Po raz pierwszy byłem tam jako śledczy. Może… sam nie wiem, ale może jeśli pojawisz się tam jako zatroskana matka, to zmieni jej nastawienie.

Grace zawahała się.

– Gdzie ona mieszka?

– Ma mieszkanie własnościowe w Bedminster. Powinniśmy tam dojechać w niecałe pół godziny.

Cram znów pojawił się w polu widzenia. Scott Duncan wskazał go ruchem głowy.

– A co z tym strasznym facetem? – zapytał.

– Teraz nie mogę z tobą jechać.

– Dlaczego?

– Mam dzieci. Nie mogę ich tak zostawić.

– Zabierz je ze sobą. Tam jest plac zabaw. Nie zabawimy długo.

Cram stanął w drzwiach. Skinął na Grace. Przeprosiła i podeszła do niego. Scott Duncan został na fotelu.

– O co chodzi? – zapytała Crama.

– Emma. Jest na górze i płacze.

Grace znalazła córkę w klasycznej pozie: na brzuchu, z głową nakrytą poduszką. Spod poduszki słychać było stłumione łkanie.

Emma już od dawna tak nie płakała. Grace usiadła na brzegu łóżka. Wiedziała, o co chodzi. W końcu Emma uspokoiła się na tyle, żeby zapytać, gdzie jest tatuś. Grace powiedziała jej, że wyjechał w interesach. Emma na to, że jej nie wierzy, że to kłamstwo, chce dowiedzieć się prawdy. Grace powtórzyła, że Jack wyjechał służbowo. Wszystko jest w porządku. Emma naciskała. Gdzie jest tatuś? Dlaczego nie dzwoni? Kiedy wróci do domu? Grace udzielała odpowiedzi, które wydawały jej się bardzo wiarygodne: jest bardzo zajęty, podróżuje po Europie, teraz jest w Londynie, nie wiadomo, jak długo tam zostanie, dzwonił, kiedy Emma spała, pamiętaj, że Londyn leży w innej strefie czasowej.

54
{"b":"97433","o":1}