Литмир - Электронная Библиотека
A
A

Rozkazująco kiwnął głową szoferowi szafie i sam ruszył w kierunku domu. Grace otworzyła mu drzwi. Carl Yespa obdarzył ją olśniewającym uśmiechem. Odpowiedziała takim samym, ciesząc się ze spotkania. Cmoknął ją w policzek. Nic nie mówili. Nie potrzebowali słów. Wziął ją za ręce i jej się przyglądał. Zauważyła, że oczy mu zwilgotniały.

Max podszedł do matki. Vespa puścił ją i cofnął się o krok. – Max – zaczęła Grace – to jest pan Vespa.

– Cześć, Max.

– To pana samochód? – zapytał Max.

– Tak.

Max spojrzał na samochód, a potem na Vespę.

– Ma w środku telewizor?

– Ma.

– Oo…

Córa znacząco kaszlnęła.

– Och, a to moja przyjaciółka, Córa.

– Jestem oczarowany – rzekł Yespa.

Córa spojrzała na samochód, a potem na Yespę.

– Jest pan wolny?

– Tak.

– Oo…

Grace po raz szósty powtórzyła jej wszystkie instrukcje. Córa udawała, że słucha. Grace dała jej dwadzieścia dolarów na pizzę i bułkę serową, w której ostatnio zasmakował Max. Matka koleżanki miała za godzinę przywieźć Emmę.

Grace i Yespa poszli do limuzyny. Szofer o szczurzej twarzy był gotowy i trzymał otwarte drzwiczki.

– To jest Cram – powiedział Yespa, wskazując na kierowcę.

Kiedy Cram uścisnął jej dłoń, Grace z trudem powstrzymała krzyk bólu.

– Miło mi – mruknął Cram.

Jego uśmiech przywodził na myśl nadawane na kanale Discovery filmy dokumentalne o morskich drapieżnikach. Grace wsiadła pierwsza, Carl Yespa za nią.

Były tam kryształowe szklaneczki oraz taka sama karafka z bursztynowym płynem wyglądającym na drogi trunek. Zgodnie z zapowiedzią, był też telewizor. Nad jej fotelem znajdował Sl? odtwarzacz DYD, wieża stereo, kontrolki klimatyzacji oraz konsola z guzikami, których liczba przeraziłaby pilota linii lotniczych. Wszystko to – kryształy, karafka, elektronika – było zbyt ostentacyjne, ale może takie właśnie powinno być w luksusowej limuzynie.

– Dokąd jedziemy? – zapytała Grace.

– To trochę trudno wyjaśnić. – Siedzieli obok siebie, twarzami do kierunku jazdy. – Wolałbym ci to pokazać, jeśli nie masz nic przeciwko temu.

Carl Vespa był jednym z rodziców, którzy przesiadywali przy jej szpitalnym łóżku. Kiedy Grace odzyskała przytomność, to jego twarz zobaczyła nad sobą. Nie miała pojęcia kto to, gdzie się znajduje ani jaki to dzień. Ponad tydzień czasu po prostu znikł z jej pamięci. Carl Vespa całymi dniami przesiadywał przy jej łóżku, podsypiając w fotelu. Dbał o to, żeby w jej pokoju zawsze były kwiaty. Postarał się, żeby miała dobry pokój, uspokajającą muzykę, w porę podawane środki przeciwbólowe i prywatną pielęgniarkę. A kiedy Grace mogła już jeść, dopilnował, żeby personel nie karmił jej szpitalnym żarciem.

Nigdy nie pytał o szczegóły tamtej nocy, ponieważ, prawdę mówiąc, nie była w stanie mu ich podać. W ciągu kilku następnych miesięcy przegadali niezliczoną ilość godzin. On opowiadał jej różne historie, gównie o swoich porażkach w roli ojca. Wykorzystał swoje powiązania, żeby tamtej pierwszej nocy dostać się do jej szpitalnego pokoju. Zapłacił ochronie – to ciekawe, że firma ochraniająca szpital była kontrolowana przez zorganizowaną przestępczość – a potem po prostu przy niej siedział.

Inni rodzice poszli za jego przykładem. To było niesamowite. Chcieli być blisko niej. To wszystko. Przynosiło im to ulgę. Ich dzieci zginęły w obecności Grace i zdawali się wierzyć, że żyją w niej jakieś cząstki dusz ich utraconych synów lub córek. Nie miało to sensu, ale Grace wydawało się, że ich rozumie.

Załamani rodzice przychodzili porozmawiać o swoich martwych dzieciach, a Grace słuchała. Uważała, że przynajmniej tyle jest im winna. Wiedziała, że to niezdrowa sytuacja, ale nie mogła ich wyprosić. Ponieważ nie miała rodziny, cieszyło ją, przynajmniej przez jakiś czas, takie zainteresowanie. Oni potrzebowali dziecka, ona rodziców. Ta chora sytuacja nie była aż tak prosta, ale Grace nie wiedziała, jak inaczej to wyjaśnić.

Teraz limuzyna kierowała się ku Garden State Parkway. Cram włączył radio. Z głośników popłynęła muzyka poważna, koncert smyczkowy.

– Oczywiście wiesz, że zbliża się rocznica – zaczął Vespa.

– Wiem.

Chociaż ze wszystkich sił starała się ją zignorować. Piętnastolecie. Piętnaście lat od tamtej okropnej nocy w Boston Garden. Zgodnie z oczekiwaniami w gazetach pojawiły się artykuły o ofiarach. Rodzice i ci, którzy przeżyli katastrofę, podchodzili do tego inaczej. Większość współpracowała z dziennikarzami, uważając, że to jedyny sposób, aby pamiętać o tym, co się wydarzyło. W prasie zamieszczono smutne artykuły o Garrisonach, Reedach i Weiderach. Ochroniarz Gordon Mackenzie, który uratował wiele istnień, otwierając zamknięte wyjścia awaryjne, obecnie był kapitanem policji w Brooklynie, na przedmieściach Bostonu. Nawet Carl Vespa pozwolił opublikować swoje zdjęcie, na którym siedzi z żoną Sharon na podwórku i oboje wyglądają tak, jakby ktoś właśnie wyrwał im serca.

Grace przeżyła to inaczej. Szybko pnąc się po stopniach artystycznej kariery, nie chciała nawet sprawiać wrażenia, że zbija kapitał na tej tragedii. Była ranna, to wszystko, a przypisywanie temu jakiegoś znaczenia przypominałoby jej tych wyrzuconych na mieliznę aktorów, którzy po nagłej śmierci znienawidzonej gwiazdy wypełzają z jakichś zakamarków, żeby ronić krokodyle łzy. Nie chciała mieć z tym nic wspólnego. Cała uwaga należała się zabitym oraz ich bliskim.

– Znowu stara się o zwolnienie warunkowe – powiedział Yespa. – Mam na myśli Wade'a Lanie.

Oczywiście wiedziała. O wywołanie tamtego zamieszania oskarżano Wade'a Larue, obecnie odsiadującego wyrok w więzieniu Walden niedaleko Albany w stanie Nowy Jork. To on oddał strzały, które wywołały panikę. Jego adwokaci przyjęli interesującą linię obrony. Twierdzili, że Wadę Larue tego nie zrobił. Nieważne, że na jego rękach były pozostałości prochu, że broń była jego własnością, że kula została wystrzelona z jego broni, a świadkowie widzieli, jak strzelał. Jeśli jednak rzeczywiście to zrobił, to był zbyt naćpany, żeby pamiętać. Och, a jeśli te argumenty was nie przekonały, to przecież Wadę Larue nie mógł wiedzieć, że plonem tych strzałów będzie osiemnaście osób zabitych i dziesiątki rannych.

Sprawa okazała się kontrowersyjna. Oskarżyciele domagali się wyroku za osiemnastokrotne morderstwo, ale sąd nie uznał ich argumentacji. Adwokat Larue w końcu poszedł na ugodę i stanęło na osiemnastokrotnym zabójstwie. W rzeczywistości uzasadnienie wyroku nikogo nie interesowało. Tamtej nocy zginął jedyny syn Carla Yespy. Pamiętacie, co się stało, kiedy syn Gottiego zginął w wypadku samochodowym? Nikt więcej nie ujrzał kierowcy drugiego samochodu, ojca rodziny. Większość ludzi uważała, że Wade'a Larue czeka taki sam los, z tą jedną różnicą, że tym razem z pełną aprobatą opinii publicznej.

Przez pewien czas Larue siedział w więzieniu Walden w osobnej celi. Grace nie śledziła zbyt pilnie jego losów, ale rodzice ofiar, tacy jak Carl Vespa, wciąż do niej dzwonili i pisali. Co pewien czas chcieli się z nią widzieć. Jako ocalona, stała się pewnego rodzaju symbolem, uosobieniem ich zmarłych. Pomijając już uciążliwość całej sytuacji, presja emocjonalna tej nieprzyjemnej, dziwacznej odpowiedzialności była jedną z głównych przyczyn wyjazdu Grace do Europy.

W końcu Larue umieszczono z innymi więźniami. Plotki głosiły, że był bity i upokarzany przez współwięźniów, ale z jakiegoś powodu przeżył. Carl Yespa postanowił zapomnieć o krzywdzie. Może w ten sposób okazał mu łaskę. A może wprost przeciwnie. Grace nie wiedziała.

– W końcu przestał utrzymywać, że jest niewinny – rzekł Yespa. – Słyszałaś o tym? Przyznaje, że strzelił, a potem zemdlał ze strachu, kiedy zgasły światła.

To miało sens. Grace widziała Wade'a Larue tylko jeden raz. Wezwano ją na świadka, chociaż jej zeznanie nie miało żadnego wpływu na orzeczenie sądu – prawie nie pamiętała zamieszania, nie mówiąc już o tym, kto strzelał – natomiast mogło znacząco wpłynąć na ławę przysięgłych. Jednak Grace nie pragnęła zemsty. Dla niej Wadę Larue był naćpanym po uszy punkiem, zasługującym raczej na współczucie niż nienawiść. – Myślisz, że wyjdzie? – zapytała.

– Ma nową prawniczkę. Bardzo dobrą.

– A jeśli jej się uda? Vespa uśmiechnął się.

– Nie wierz we wszystko, co o mnie przeczytałaś. – A potem dodał: – Poza tym Wadę Larue nie jest jedynym, który ponosi winę za tamtą noc.

– Co masz na myśli?

Otworzył usta, ale zaraz je zamknął. Potem rzekł:

– Jest tak, jak powiedziałem. Wolę ci to pokazać.

Coś w jego głosie sugerowało, że powinna zmienić temat.

– Powiedziałeś, że jesteś wolny…

– Słucham?

– Powiedziałeś mojej przyjaciółce, że jesteś wolny. Pokazał jej palec, na którym nie było obrączki.

– Sharon i ja rozwiedliśmy się dwa lata temu.

– Przykro mi to słyszeć.

– Od dawna nam się nie układało. – Wzruszył ramionami i spojrzał w okno. – A jak twoja rodzina?

– W porządku.

– Wyczuwam lekkie wahanie. Może wzruszyła ramionami.

– Przez telefon wspomniałaś, że potrzebujesz mojej pomocy.

– Tak sądzę.

– Co się stało?

– Mój mąż… – Urwała. – Myślę, że mój mąż ma kłopoty.

Opowiedziała mu wszystko. Przez cały czas patrzył przed siebie, unikając jej spojrzenia. Od czasu do czasu kiwał głową, ale te skinienia wydawały się dziwnie machinalne. Słuchał jej z kamienną twarzą, co było niezwykłe. Carl Vespa zazwyczaj był bardziej ożywiony. Kiedy skończyła mówić, przez długą chwilę milczał.

– Ta fotografia – powiedział wreszcie. – Masz ją przy sobie?

– Tak.

Podała mu ją. Zauważyła, że lekko drży mu ręka. Vespa bardzo długo przyglądał się zdjęciu.

– Mogę je zatrzymać? – zapytał.

– Mam kopie.

Vespa wciąż nie odrywał oczu od fotografii.

– Czy masz coś przeciwko temu, że zadam ci kilka osobistych pytań?

– Chyba nie.

– Czy kochasz męża?

– Bardzo.

– A on ciebie kocha?

– Tak.

Carl Yespa spotkał Jacka tylko raz. Przysłał im prezent ślubny, kiedy się pobrali. Przysłał również prezenty z okazji urodzin Emmy i Maxa. Grace wysłała mu liściki z podziękowaniami, po czym oddała prezenty organizacji charytatywnej. Chyba nie miała nic przeciwko znajomości z tym człowiekiem, ale nie chciała, żeby… Jak to się mówi? Żeby wywierał zgubny wpływ na jej dzieci.

22
{"b":"97433","o":1}