Литмир - Электронная Библиотека

Szulk zwracał się do Leszczuka z nadmierną grzecznością. Nalał mu wina, ale chłopcu zadrżała ręka, płyn rozlał się, częściowo na suknię Róży.

– Przepraszam.

– Państwo dawno się znają? – zapytał Szulk Maji, nadrabiając przy tym uprzejmością tonu niewłaściwość tego pytania.

Maja podniosła brwi.

– Och, Marian jest dużo dawniejszym moim znajomym… od pana!

Szulk zakrztusił się winem. Jakim tonem to było powiedziane! W ten sposób on nie zwracał się do kelnerów! Co ona sobie myśli, ta smarkata?! I to oni są ze sobą po imieniu!

Ale w oczach Maji pojawiły się niebezpieczne ogniki. Wiedziała już, że będą chcieli go ośmieszyć. Ta banda! Ten zespół wielkomiejskiej hołoty!

– Ja pana już miałem przyjemność gdzieś o-glą-dać – rzekł Szulk. Czy pan również ma to wrażenie?

– Może w barze Europejskim – powiedziała Maja – on tam jest pomocnikiem kelnera.

Był to nowy cios dla Szulka! Kelner! Nawet nie kelner, a pikolak! Sięgnął do papierośnicy i zapalił papierosa, ażeby ukryć wzrastające zdenerwowanie. Przyjaciółkom Maji oczy wychodziły z głowy. No, no, ta Maja! Prezesowa popijała w milczeniu kawę. Młody Krzewuski kręcił się na krześle, zażenowany.

Szulk podsunął Leszczukowi salaterkę z sałatką pomarańczową.

– Może tych cias-te-czek!

– Dziękuję.

– A czym można sza-now-nemu panu słu-żyć? Może jakie dan-ko?

– Kiedy naprawdę dziękuję.

Obsługiwał go ostentacyjnie. Nałożył mu sałatki i podsunął talerz, parodiując zawodowego kelnera.

Mogło to od biedy uchodzić za chęć ośmielenia intruza, który musiał się czuć obco i egzotycznie w ich towarzystwie. A Leszczuk rzeczywiście czuł się fatalnie, gdyż wiedział, że oni go obserwują i oceniają, że spodziewają się po nim okazji do śmiechu. Ażeby nie być niegrzecznym przyjął sałatkę, ale – nie wiadomo skąd mu się to wzięło – zaczął jeść głośno, gminnie.

Połapał się zaraz. Co to go napadło, przecież w Połyce nigdy tak nie jadł! Czy dlatego, że w Połyce nikt nie oczekiwał po nim takiego jedzenia? Niemniej Szulk powiedział złośliwie:

– Widzę, że panu smakuje!

Leszczuk poczuł się niezgrabny i nieszczęśliwy. Zaczął się pocić! On, który na korcie nie pocił się w największe upały. Kropelki potu pokazały mu się na czole.

Męczył się.

A Maja męczyła się również. Ten pot, to chlipanie, te niezgrabne ruchy! Znowu przekonywała się, jak bardzo był z innego świata! Raził ją. I znowu wydał jej się dziki! Nieokrzesany! Nieobliczalny! Oczy zebranych przelatywały z niej na niego i z niego na nią – ciekawie, natrętnie.

W głębi tańczono.

Szulk dalej błaznował. Proponował Leszczukowi coraz to inne potrawy, a wreszcie zawołał kelnera.

– Kartę!

I w tej samej chwili wyzwoliła się w nim złość.

– Jak pan stoi! – huknął. Proszę stać przyzwoicie! Cofam dys-po-zy-cję! Nie jestem przy-zwy-cza-jo-ny! Proszę jeszcze raz po-dejść i stanąć właściwie!

Ale dobrze już, dobrze – uspokajała go prezesowa. Lecz on już zupełnie stracił równowagę. Kelner, człowiek już starszy i zmęczony próbował się sumitować, ale nie dał mu przyjść do słowa.

– Ja nie zamierzam dyskutować! Proszę jeszcze raz podejść i przyjąć moje zlecenie w for-mie przy-zwo-i-tej! Zrozumiano?

Wszystkim zrobiło się nieprzyjemnie. To już było za grube chociażby ze względu na Maję. Ale w nim wyładowywała się wściekłość, tłumiona od dłuższego czasu. Jeżeli nie można zbesztać Leszczuka, to przynajmniej tego kelnera w jego obecności!

– Niech pan przestanie się rzucać – rzekła naraz z naciskiem Maja!

– Ja się nie rzucam – odparł zimno – tylko żądam przyzwoitej obsługi!

– To niech pan jej żąda w sposób przyzwoity – panie Szulk!

Zaniemówił! Jej ton! I to „panie Szulk”! Ależ ona się zapomina!

– Zechce pani łaskawie przyjąć do wiadomości, że nie jestem już dzieckiem i uwag nie przyjmuję od nikogo!

– A dlaczego? Jeżeli pan innym robi uwagi, to powinien pan również przyjmować je!

Nie można było wymiarkować, czy mówi poważnie, czy kpiąco. W każdym razie nutka lekceważenia była niewątpliwa i bolesna!

– Ja nie jestem zakochany w kelnerach! – odparł zjadliwie. Panna Ochołowska spojrzała na niego, jak na rzecz.

– Zgadł pan! Rzeczywiście – i nawet zaręczyłam się z jednym z nich – właśnie dzisiaj! – rzekła od niechcenia.

Wrażenie było piorunujące. Halimska pisnęła z cicha. Róża i Krzyska otworzyły usta, niepewne czy Maja to na serio… Ale gdy milczenie przedłużało się wszyscy zrozumieli, że tym razem nie żartuje. Wreszcie Szulk, przyglądając się z wysoka Leszczukowi, rzekł.

– A to… winszuję gustu.

Leszczuk z oczyma spuszczonymi nie ruszał się… Nie mógł skupić myśli, A Maja położyła rękę na jego rękach i powiedziała spokojnie, z głębokim westchnieniem radości.

– To jest mój narzeczony.

W tej chwili wpadł na salę korowód tańczących i przeciągał bez końca między stolikami, aby wreszcie zniknąć w następnych drzwiach. Damy i kawalerowie mknęli w rytmicznych przegibach, z balonikami, z rękami wzniesionymi, ściągając w przelocie obrusy, wywołując radosne zamieszanie.

Musieli się usunąć przed tym swawolnym najściem. Wstali.

– Dosyć – rzekł Szulk. – Ja płacę!

Sięgnął do kieszeni, podczas gdy kelner podawał rachunek. Ale ręka jego powróciła z niczym, a na twarzy odbiło się zdziwienie.

– Nie mam pugilaresu – oświadczył. – A miałem jeszcze przed pięcioma minutami.

Panowie pośpieszyli z pomocą, wyjmując swoje pugilaresy. Zaczęli się rozglądać na wszystkie strony, jakby pugilares Szulka zawisł gdzieś w powietrzu.

– A może wypadł panu z kieszeni – odezwała się prezesowa.

– Miałem go tutaj, w tylnej kieszeni spodni – demonstrował Szulk, uchylając poły fraku.

– A może pan zapomniał w szatni, przecież nikt panu nie mógł go wyjąć tu taj.

– Nie, miałem go na pewno! – powiedział i zwrócił się do Leszczuka, który siedział koło niego. – Może pan wstanie – rzekł – zobaczymy czy się nie zawieruszył z tej strony.

Leszczuk poruszył się, ale nie wstał. Zapanowało milczenie. Wszystkich uderzyło to, że tylko on jeden siedzi, podczas gdy reszta towarzystwa już dawno powstała z miejsc.

Maja zbladła. Spostrzegła róg pugilaresu za Leszczukiem, pomiędzy jego plecami a oparciem krzesła. Gdy chłopak poruszył się, pugilares opadł głębiej. Uczuł to i znieruchomiał.

– Noo?… – rzekł Szulk powoli.

Ale w tej samej chwili Maja nachyliła się i z całej siły uderzyła go w twarz. Binokle spadły mu z nosa. Powstał zamęt Panie rzuciły się między nich, prezesowa krzyknęła przeraźliwie.

– Oszalała!

A Maja przez ten czas złapała pugilares i wsunęła go do swej torebki. Jednocześnie szarpnęła Leszczuka. Wstał. I kiedy tak stali przy sobie, wszyscy znowu po raz nie wiedzieć który doznali wrażenia, że to jest para – że oni są ze sobą identyczni.

– Ha! – rzekł Szulk. – Pani mi uniemożliwiła wezwanie policji!

Wszyscy prędko ruszyli do szatni. Maja i Leszczuk zostali.

– Fiu! Fiu! – zawołał pan Pitulski, przechodząc obok nich, z wyżyn swojego romansowego nosa.

– Chodźmy – powiedziała Maja.

47
{"b":"89322","o":1}