Литмир - Электронная Библиотека

Utkwił w niej ostre, głębokie spojrzenie. Wziął ją za rękę.

– Proszę pani, jednego jestem pewny – że nie zrobi pani nic takiego, czego by pani musiała się wstydzić.

– A z czego wyprowadza pan takie wnioski, jeśli można zapytać?

– Z pani wyglądu. Człowiek ma swój charakter wypisany na twarzy.

W tej chwili Maja ujrzała na jego twarzy – osłupienie. Nie mogła zrozumieć, co mu się stało. Wpatrywał się w nią z otwartymi ustami.

Wskoczyła do tramwaju, który akurat ruszał i tylko z platformy wykrzyknęła:

– Pojutrze o piątej!

Pojechała do klubu. Jeszcze raz przypomniała zarządzającemu, ażeby koniecznie uzyskał adres Leszczuka. Musiała koniecznie go zobaczyć! Spotkać się z nim – skontrolować siebie – przekonać się, że nic ją z nim nie łączy, że to wszystko było złudzeniem zgoła pozbawionym podstaw! Aczkolwiek Leszczuk do klubu miał się zgłosić dopiero jutro, długo czekała na ulicy w nadziei, że a nuż nadejdzie przypadkiem i ona na pierwszy rzut oka stwierdzi, iż nie ma między nimi nic wspólnego.

Lecz Leszczuk nie nadszedł.

Wieczorem Maja udała się do kawiarni Europejskiej. Po chwili dojrzała prezesową, siedzącą z Maliniakiem tuż pod jednym z olbrzymich luster które, zda się, podłużały salę w nieskończoność. Maliniak był siwowłosy – ten szczegół zdziwił i zażenował ją – był to człowiek po sześćdziesiątce, biały, jak mleko, smukły i prosty, jak trzcina.

Prezesowa powitała ją, jakby się znały od wieków.

– Majeczka – zawołała z rosyjskim akcentem – pozwól.przedstawię ci, pan Maliniak. Co cię tu sprowadza, dziecino?

Umówiły się, że spotkanie ich będzie miało przypadkowy charakter.

Maliniak wstał z trudnością i podał jej rękę bez słowa. Służba kręciła się dokoła milionera ze specjalną uniżonością.

Nie zwracając zupełnie uwagi na Maję zamówił dwa jaja na miękko i rzodkiewki, przy czym długo upewniał się, czy jaja są aby zupełnie świeże. Zaczął jeść i czynił to z całą bezwzględnością, nie odpowiadając prawie prezesowej, która z wielką maestrią usiłowała zachować pozory towarzyskiej rozmowy. Gdy zjadł – po dobrych dziesięciu minutach – odwrócił się od pań równie nagle jak bezceremonialnie.

– No już pójdę – rzekł i odetchnął głęboko. Brakowało mu powietrza.

– Jak to?! – zawołała strapiona pani Halimska, której przerwał dłuższe opowiadanie. – Pan już chce nas opuścić?

– Pójdę. Tam siedzi moja siostrzenica.

Wskazał palcem. Przy stoliku, pod przeciwległą ścianą siedziała elegancka dama i bacznie przyglądała się Maji. Maliniak wstał. Nie patrząc podał rękę paniom i wsparty na ramieniu pikolaka przeszedł przez salę.

Nie zapłacił rachunku za prezesową. Maja nie zdążyła nic zamówić. Maître d’ hotel podszedł do nich i rzekł prezesowej z pełną szacunku poufałością – na pociechę:

– Pan Maliniak zawsze płaci tylko za siebie. A służba grosza napiwku nie widziała. Jemu się zdaje, że wszyscy mają tyle pieniędzy, co on.

Prezesowa z trudnością ukrywała irytację i rozczarowanie. Na ulicy zwróciła się chłodno do Maji.

– Ano – nie udało się. Nie wzbudziłaś w nim większego zainteresowania, moje dziecko.

Maję zaświerzbiała ręka. Jak śmie ta hochsztaplerka traktować ją w ten sposób? Przypomniał jej się twardy i czysty wzrok Mołowicza. A więc powiem jej parę słów do słuchu i odejdę. Dosyć tych brudów!

Gdy naraz zbladła i twarz jej skurczyła się, jakby to ona otrzymała policzek.

W dumie, wychodzącym z pobliskiego kina, mignęły się jej plecy, kark… zdawało się jej, że poznaje… Ten sam ruch, śmiech… Maja rzuciła się naprzód. Nie! To jakiś robociarz szedł z ordynarną dziewczyną, która wyjadała mu landrynki z kieszeni od marynarki.

Z bliska nie był wcale podobny do Leszczuka. Ale Maja drżała, jak osika. Teraz dopiero zdała sobie sprawę, jak gwałtownie pobiegła – jak rzuciła się nieprzytomna za tym ruchem i śmiechem, które jej przypomniały…

– Niechże pani tak nie leci, ja nie mam pani nóg! – prezesowa była obrażona. – I pani nie słucha mnie. Moje dziecko, jeżeli mamy żyć w zgodzie, to radzę bardziej uważać na to, co się pani mówi.

– Przepraszam – rzekła pokornie Maja.

34
{"b":"89322","o":1}