Литмир - Электронная Библиотека

Blady jak płótno kamerdyner odparł ponuro:

– Powiem. Wszystko powiem, jak na świętej spowiedzi. Nigdy nikomu nie mówiłem, ale tera powiem i niech mnie ręka Boska ma w swojej opiece! Tylko nie zaraz, bo pan sekretarz mógłby nadejść. Wymiarkuję, kiedy będzie można przyjść i spokojniej pomówić. Tera muszę już iść – do roboty.

Zabrał tacę ze śniadaniem i zniknął za drzwiami. Skoliński doświadczył uczuć podobnych do tych, które tak niedawno miotały Cholawickim. I on przerzucał się od zgrozy do śmieszności. Cała ta historia byłaby niezwykle śmieszna, gdyby nie realny, w każdej sekundzie sprawdzalny fakt anormalnego kurczenia się i drżenia ręcznika… gdyby nie przerażająca realność nadprzyrodzonych sił. I on również doznawał głębokiego niepokoju na myśl, iż lekkomyślnie igra z tymi siłami, strasząc nimi Grzegorza i usiłując odcyfrować ich tajemnicę. Ale świadomość, iż czyni to w dobrej intencji, pozwalała mu łatwiej znieść ich ciśnienie – gdy Cholawicki przeciwnie, nie miał żadnego pancerza i żadnej tarczy przeciwko złu, które poruszał.

Profesor, oczekując na Grzegorza, zajął się przeglądaniem antyków, gotów w każdej chwili przybrać wyraz apatii i osłupienia na wypadek, gdyby Cholawicki nadszedł.

Ale pasja znawcy minęła bez śladu i najciekawsze odkrycia nie były w stanie jej przywrócić. Wreszcie zdrzemnął się w wielkim holenderskim fotelu, a chrapanie jego wypełniło barokowo – renesansową salę, pełną kantorków, sekretarzyków, szaf, stołów o niezliczonej ilości nóg, dywanów, makat i obrazów.

22
{"b":"89322","o":1}