Płacz, mówił do siebie, bo wydawało mu się to właściwe, choć naprawdę nie czuł smutku. I czasem to mu się udawało. Stawał na skrzyżowaniu ulicy Piastów i Podjazdowej, no i płakał, a pokraczne samochody przejeżdżały przez niego i nie były w stanie zrobić mu żadnej krzywdy.