Литмир - Электронная Библиотека
Содержание  
A
A

Monstrum

Moje pierwsze spotkanie z Takim-a-Takim: stał na tarasie z otwartymi ustami i pokazywał tę spróchniałą czeluść palcem. Niski, zarośnięty, brzydki gnom, jakich mnóstwo rodzi się latem pod kapeluszami muchomorów.

– Aaa – powiedział i wtedy zobaczyłam na jego języku białą pigułkę.

Staliśmy naprzeciwko siebie, na tarasie domu w pustej dolinie. Za nim było słońce, za mną cień. Zależało mi tylko na tym, żeby nie pozwolić mu wejść do sieni, bo wtedy zalągłby się w niej i do wieczora, z otwartymi ustami mówiłby „aaa” – coś, czego nie rozumiem. Więc cofnęłam się na próg i zasłoniłam sobą wejście do środka. Myślałam w panice, jak dostać się do telefonu, nie spuszczając go z oczu. Chyba się go bałam. Wtedy on zrobił ręką gest, jakby podnosił naczynie do ust. Jego „aaa” znaczyło więc: „Daj mi wody”. Kazałam mu czekać i pobiegłam do kuchni po szklankę. Gdy wróciłam, stał tam dalej z rozdziawioną gębą i oglądał malunek na tynku – obronnego smoka z niebieskim okiem. Tabletka znikła w ciemnościach jego gnomowatego ciała.

– Monstrum – powiedział, wskazując na smoka.

Zaraz po wojnie, gdy we wsi był jeszcze staw, pojawiło się w nim monstrum. Było ogromne, wielkości dużej krowy, kształtu krokodyla, z łapami o rogowych pazurach, z pyskiem pełnym zębów ostrych jak noże. Wyjadło z moczydła wszystkie ryby, które zostały po Niemcach, wszystkie trzciny, cały tatarak i wtedy zaczęło polować na owce, psy, kury i gęsi. Nocami wychodziło na drogę, pod kościół, ciągnęło asfaltem niezdarnie w stronę Nowej Rudy i rano ludzie z przerażeniem odkrywali jego ślady na swoich podwórkach. Kaczki znikały nagle jak spławiki, po gęsiach zostawały spazmatycznie wykręcone pomarańczowe łapki, na brzegu moczydła poniewierały się wyplute baranie rogi. Władze gminne były zajęte czym innym – dzielono ziemię, polowano na prowokatorów, zakładano spółdzielnie, dlatego mężczyźni ze wsi sami wzięli się do czynu. Wrzucili do wody karbid i trutkę na szczury, a którejś nocy podrdzewiały granat, który wybuchł. Staw wyglądał potem jak kałuża brudnej zatrutej wody. Nie pomogło. Monstrum następnej nocy zjadło byczka. I wyglądało na to, że będzie się mścić. Więc mężczyźni naostrzyli długie drągi, zbili z beli tratwy i wypłynęli na środek stawu. Dźgali powierzchnię raz koło razu, metodycznie przebijali mętne wody. Lecz dziury zarastały momentalnie i woda była tak samo nieprzenikniona jak przedtem. Za trzecim razem dali zadziałać technice – przynieśli skądś wielkie dynamo z korbą które produkowało prąd. Podciągnęli od niego druty i jak w sieć złapali w nie całe moczydło. Potem kręcili korbą na zmianę, bo była to ciężka praca, i razili monstrum ukryte w wodzie biczami prądu. Cielsko wiło się pod spodem z bólu, woda występowała z brzegów, aż wreszcie uspokoiła się. Wieś piła tego wieczoru do rana.

Jednak kilka dni potem monstrum przyszło do siebie i z zemsty wciągnęło pod wodę nieostrożną kobietę. Zostało po niej ocynkowane wiadro na brzegu.

I to był początek końca potwora. Wszyscy się zgodzili – można zniszczyć roślinę, zaszlachtować zwierzę, lecz nie można porywać się na życie ludzi. Monstrum złamało prawo. Przyjechała władza, straż graniczna i wojsko podhalańskie, i saperzy. Wielkim wybuchem otworzyli staw ku strumieniowi i wody spłynęły. Na dnie leżało monstrum, ranne, osłabione, lecz wciąż jeszcze żywe. Wtedy żołnierze wyciągnęli cekaemy i rozstawili je na brzegach. Znak dał oficer; serie z automatu przeszyły cielsko potwora. Po pierwszych ranach jeszcze próbował zaatakować, a wtedy ludzie rozpierzchli się z wrzaskiem Załadowano szybko nowe wstęgi amunicji i poszatkowano ohydne cielsko jak sito. Tak wyglądał koniec monstrum.

Taki-a-Taki poszedł do Nowej Rudy, pchając przed sobą poniemiecki rower, ale wieczorem wrócił, bo przecież i ten koniec nie był jeszcze końcem właściwym.

Przez następne noce wieś słyszała posępne zawodzenie dochodzące z lasu po czeskiej stronie. Jakieś stworzenie płakało w ciemnościach głosem tak przejmującym, że cierpła od niego skóra. A po miesiącu w wyschniętym moczydle znaleziono martwe ciało monstrum samicy, która przeszła tutaj przez lasy, łąki i granicę państwową w poszukiwaniu swojego ukochanego i w miejscu jego straszliwej śmierci sama umarła.

66
{"b":"88059","o":1}