Jestem w ponurym, starym mieście, pełnym starych, wąskich kamienic. Badam pewien fenomen, a mianowicie: w murach domów są okrągłe dziury i nikt nie wie, jak powstały. Tym się właśnie zajmuję, badam te otwory w murach, siatkach, płotach, szybach i odkrywam, że ułożone są w oczywistym porządku -to jakby tunel w przedmiotach, jakby coś leciało i robiło dziury w tym, co spotykało na swojej drodze. Nie próbuję jednak ustalić, co to było. Fascynuje mnie trajektoria lotu. Najpierw wydaje mi się, że to coś przyleciało z nieba, zbliżyło się do ziemi i odleciało z powrotem do nieba. Ale wymowa faktów jest bezdyskusyjna – to coś wyleciało spod ziemi i znikło w niebie. Rzeczom niespecjalnie przeszkadza to, że są dziurawe.