Kummernis niegodnie porwana i uwięziona przez własnego ojca
XIV. Baron wrócił do domu jak niepyszny, lecz to nie tęsknota zatruwała mu serce, nie miłość nie odwzajemniona, lecz gniew i złość, że ktoś śmie przeciwstawiać się jego woli. Dlatego namówił Wolframa i razem dopuścili się strasznego świętokradztwa – zbrojnie bowiem napadli na klasztor, gdzie przebywała Kummernis, i odbili ją związaną porwali na koniu. Mimo że prosiła ich i błagała, przypominając stale, że już nie należy do świata, ale do Jezusa Chrystusa, oni, nie zważając na nic, zamknęli ją w komnacie bez okna i zostawili na jakiś czas, żeby skruszała jej wola i wróciło przekonanie do małżeństwa. Codziennie przychodził do niej ojciec i pytał, czy już zmieniła zdanie. A im dłużej i pewniej się upierała, tym większy był w nim żal i nienawiść do Boga. Z wojen bowiem nic nie wynikło, zamek jego i dobra popadły w chaos, rodziny już nie miał. Trzymał ją zatem bez jedzenia i picia, mniemając, że głodem i pragnieniem złamie jej wolę. Lecz ona całe dnie leżała krzyżem na kamiennej posadzce i modliła się, a głód żaden nie miał do niej dostępu. Zniechęcił się nawet Wolfram i już jął upraszać barona, żeby odstąpił od swego uporu.
Wolfram podglądał czasem przez dziurkę od klucza swoją przyszłą żonę i zawsze widział ją w tej samej pozycji – leżała z rozkrzyżowanymi rękami z twarzą odwróconą ku sklepieniu. Jej oczy wpatrzone były w jeden punkt i trwały nieruchomo. Jakże była piękna.