Литмир - Электронная Библиотека
A
A

– Także pańska wnuczka?

Odchylił się na krześle, twarz mu poczerwieniała, oczy wyszły z orbit. Ewa była przekonana, że uderzyłby ją, gdyby Rockman nie stanął między nimi.

– Senatorze, pani porucznik tylko chwyta pana za słowa. Proszę nie sprawiać jej satysfakcji.

– Nie będzie pani oczerniała mojej rodziny! – DeBlass oddychał szybko i Ewa przez chwilę zastanawiała się, czy ma jakieś kłopoty z sercem. – Moja wnuczka drogo zapłaciła za swoje grzechy i nie pozwolę, by reszta moich bliskich została wystawiona na pośmiewisko. I nie będę tolerował pani złośliwych insynuacji.

– Ja tylko próbuję ustalić fakty. – Z zafascynowaniem patrzyła, jak stara się nad sobą zapanować. To był dla niego trudny moment – ręce mu się trzęsły, pierś falowała. – Próbuję znaleźć człowieka, który zabił pana wnuczkę, senatorze. Zakładam, że panu też na tym zależy.

– Znalezienie go nie zwróci nam Sharon. – Znowu usiadł, wyraźnie zmęczony wybuchem. – Teraz ważne jest to, by chronić tych, którzy pozostali. Aby tego dokonać, trzeba oddzielić Sharon od pozostałych kobiet

Ewie nie podobała się jego opinia, ale nie przejęła się też jego rumieńcami. Choć były niepokojąco mocne.

– Może napije się pan wody, senatorze DeBlass?

Kiwnął głową, machając do niej ręką. Ewa wyszła na korytarz po filiżankę przegotowanej wody. Kiedy wróciła, senator oddychał regularniej, ręce trochę mniej mu się trzęsły.

– Senator jest przemęczony – wyjaśnił Rockman. – Projekt jego Ustawy o Moralności będzie jutro przedstawiony w Parlamencie. Presja moralna związana z tą rodzinną tragedią jest dla niego wielkim ciężarem.

– Doceniam to. Robię wszystko, co w mojej mocy, by zamknąć sprawę. – Przechyliła głowę. – A presja polityczna jest wielkim ciężarem dla śledztwa. Nic mnie to nie obchodzi, że jestem obserwowana w czasie wolnym od pracy.

Rockman obdarzył ją łagodnym uśmiechem.

– Przykro mi. Mogłaby pani podać bliższe szczegóły?

– Byłam obserwowana, a szef policji Simpson został powiadomiony o moich prywatnych kontaktach z osobą cywilną. To nie tajemnica, że Simpson i senator ściśle ze sobą współpracują.

– Są wobec siebie lojalni zarówno w życiu prywatnym, jak i politycznym – zgodził się Rockman. – Jednak obserwowanie funkcjonariusza policji nie byłoby etyczne i nie leżałoby w interesie senatora. Zapewniam panią, pani porucznik, że senator jest zbyt pochłonięty własnymi troskami i obowiązkami wobec ojczyzny, by zawracać sobie głowę… pani prywatnymi sprawami. Jednak Simpson zwrócił naszą uwagę na fakt, że spotkała się pani kilka razy z Roarke'em.

– Amoralny oportunista. – Senator z trzaskiem odstawił filiżankę. – Człowiek, który dla powiększenia swojej władzy nie cofnie się przed niczym.

– Człowiek – dodała Ewa – który został oczyszczony ze wszystkich zarzutów.

– Wolność można kupić za pieniądze – rzekł z odrazą DeBlass.

– Nie w tym biurze. Jestem pewna, że poprosi pan mojego dowódcę o raport. Tymczasem, bez względu na to, czy to ukoi pana ból, czy nie, zamierzam znaleźć człowieka, który zabił pańską wnuczkę.

– Chyba powinienem pochwalić pani poświęcenie. – DeBlass wstał. – Widzę, że nie narazi pani na szwank dobrego imienia mojej rodziny.

– Dlaczego zmienił pan zdanie, senatorze? – zainteresowała się Ewa. – Podczas naszej pierwszej rozmowy straszył mnie pan, że stracę pracę, jeśli nie doprowadzę mordercy Sharon przed oblicze sprawiedliwości, i to szybko.

– Ona leży w grobie – powiedział tylko i wyszedł.

– Pani porucznik. – Rockman mówił cichym głosem. – Powtarzam, że presja na senatora DeBlass jest ogromna, wystarczająco duża, by zmiażdżyć kogoś słabszego. – Odetchnął wolno. – Szczerze mówiąc, zniszczyła już jego żonę. Załamała się psychicznie.

– Przykro mi.

– Lekarze nie wiedzą, czy wróci do zdrowia. Ta dodatkowa tragedia sprawiła, że jego syn oszalał z bólu; jego córka odgrodziła się od rodziny i oddała praktykom religijnym. Jedyną nadzieją senatora na odbudowanie życia rodzinnego jest zapomnienie o tragicznej śmierci Sharon.

– Zatem może senator mądrze by zrobił, gdyby zostawił prowadzenie śledztwa naszemu wydziałowi.

– Pani porucznik, Ewo – powiedział z rzadkim u niego wdziękiem. – Chciałbym go o tym przekonać. Ale wiem, że moje starania byłyby tak samo beznadziejne, jak przekonywanie pani, by pozwoliła Sharon odpoczywać w spokoju.

– Ma pan rację.

– A zatem… – Na chwilę położył dłoń na jej ramieniu. – Musimy zrobić wszystko, co w naszej mocy, by sprawy się ułożyły. Miło było znowu panią zobaczyć.

Ewa zamknęła za nim drzwi i oddała się rozmyślaniom. DeBlass z pewnością jest człowiekiem gwałtownym, który mógłby dopuścić się przemocy. Niemal z przykrością pomyślała, że brakuje mu opanowania i zdolności chłodnej kalkulacji, by zaplanować szczegółowo trzy morderstwa.

Tak czy inaczej, czekają ją ciężkie chwile, jeśli połączy nazwisko wściekle prawicowego senatora z nazwiskami dwóch nowojorskich prostytutek.

Może chroni swoją rodzinę, zadumała się, a może osłania Simpsona, swego politycznego sprzymierzeńca.

Bzdury. Mógłby kryć Simpsona, gdyby szef policji był zamieszany w zabójstwa Stan* i Castle, ale żaden człowiek nie chroni zabójcy swej wnuczki.

Fatalnie, że nie szuka dwóch mężczyzn, pomyślała, lecz bez względu na konsekwencje rozpracuje Simpsona.

Musi być obiektywna, upomniała się w duchu. Istnieje duże prawdopodobieństwo, że DeBlass nie wiedział, iż jeden z jego najlepszych politycznych przyjaciół był szantażowany przez jego jedyną wnuczkę,

Musi się tego dowiedzieć.

Ale na razie musiała sprawdzić inny trop. Odszukała numer Charlesa Monroe'a i połączyła się z nim. Miał głos zachrypły od snu, powieki mu ciążyły.

– Każdą chwilę spędzasz w łóżku, Charles?

– Gdy tylko mogę, słodka pani porucznik. – Potarł twarz i uśmiechnął się do niej szeroko. – Tak właśnie o tobie myślę.

– Więc nie myśl. Parę pytań.

– Och, nie możesz przyjechać i zadać mi ich osobiście? Jestem cieplutki, nagi i zupełnie sam.

– Stary, nie wiesz, że namawianie oficera policji do czynu lubieżnego jest wykroczeniem?

– Powiedziałem ci – utrzymalibyśmy to na płaszczyźnie czysto prywatnej.

– Utrzymujemy to na płaszczyźnie czysto zawodowej. Miałeś koleżankę, Georgie Castle. Znałeś ją?

Uwodzicielski uśmiech zniknął z jego twarzy.

– Właściwie to tak. Niezbyt dobrze, ale poznałem ją na przyjęciu jakiś rok temu. Była nowa w tym biznesie. Zabawna, atrakcyjna. Byliśmy ze sobą w dobrych stosunkach.

– To znaczy?

– Przyjacielskich. Od czasu do czasu umawialiśmy się na drinka. Kiedyś, kiedy Sharon miała zbyt wielu chętnych, namówiłem ją, by podesłała Georgie paru swoich klientów.

– Znały się? – Ewa skwapliwie podchwyciła temat. – Sharon i Georgie?

– Nie sądzę. O ile pamiętam, Sharon skontaktowała się z Georgie, spytała ją, czy jest zainteresowana paroma nowymi facetami. Georgie wyraziła zgodę i na tym się skończyło. – Namyślał się przez chwilę. – Och, tak, Sharon coś wspominała, że Georgie przysłała jej tuzin róż. Prawdziwych, jakby w podziękowaniu. Sharon miała bzika na punkcie staroświeckiej etykiety.

– Sama była staroświecka – powiedziała pod nosem Ewa.

– Kiedy usłyszałem, że Georgie nie żyje, doznałem szoku. Powinienem był ci o tym powiedzieć. Śmierć Sharon była dla mnie wstrząsem, ale nie zaskoczeniem. Żyła na krawędzi. Lecz Georgie potrafiła zachować umiar, wiesz?

– Może będę musiała zadać ci jeszcze parę pytań w tej sprawie, Charles. Bądź do mojej dyspozycji.

– Dla ciebie…

– Przestań – rozkazała, zanim zaczął się wdzięczyć. – Co wiesz o pamiętnikach Sharon?

– Nigdy nie pozwoliła mi żadnego przeczytać – odparł swobodnie. – Często droczyłem się z nią o to. Mam wrażenie, że je prowadziła, od czasu gdy była dzieckiem. Masz któryś? Hej, jest w nim coś o mnie?

– Gdzie je trzymała?

– Chyba w swoim mieszkaniu. Gdzieżby indziej? Oto jest pytanie, pomyślała.

52
{"b":"107140","o":1}